Gospodynie z KGW w Tyśmienicy mają "parcie na szkło". I bardzo dobrze!
„My jesteśmy teraz wszędzie” – mówią, zanim zaczniemy rozmawiać. Ja im na to, że mają najwyraźniej „parcie na szkło” – i całe szczęście. Bo jeśli robi się dobre i ciekawe rzeczy, nie należy się z tym chować, ale o tym opowiadać. Żeby inni mogli czerpać wzór i inspirację.
– Staramy się być wszędzie, bo wzięłyśmy udział w ogólnopolskim konkursie kulinarnym. Wiąże się to z tym, że nagranie z nami gotującymi potrawę jest udostępnione w Internecie. Żeby wygrać, musimy mieć bardzo dużą liczbę wyświetleń. A żeby nas wyświetlali, musimy pojawiać się wszędzie – opowiadają Emilia Kondrat, przewodnicząca, i Ania Suszczyk-Bójczuk, członkini koła.
Skąd wzięła się nazwa rzeki, nad którą leży miejscowość i samej wsi?
W Tyśmienicy zameldowanych jest około 500 osób. Coraz więcej w niej seniorów, coraz mniej młodzieży, dzieci rodzi się mało. Wieś ma charakter rolniczy. Koło działało we wsi już wcześniej jako stowarzyszenie, ale na mniejszą skalę.
– Te dziewczyny, które teraz są aktywne, to w większości nie ten sam skład, który rejestrował koło. Kilka z nas nie pochodzi nawet z Tyśmienicy. Jesteśmy z innych miejscowości, a nawet z sąsiednich powiatów. W Tyśmienicy nie miałyśmy przodków, ale znamy legendę związaną z wioską, a motywy z niej mamy w logo koła. Skąd nazwa rzeki, nad którą leży miejscowość, i samej wsi? Podobno było tak. Żyło tu dawno temu dwóch sąsiadów: Piotr i Paweł. Jeden trzymał pszczoły, drugi miał ryby. Nagle zaczęły im znikać i ryby, i miód. Zaczęli się nawzajem podejrzewać. Gdy odkryli, że to niedźwiedź ich okrada, nie chcieli się przyznać do błędu ani przepraszać. Pogodził ich dopiero ulewny deszcz, rzeka, która wystąpiła z koryta, i sosna, na której spędzili całą noc. Nad ranem okazało się, że siedzą obok siebie. Wtedy zeszli z drzewa, zapomnieli o dawnych urazach i podali sobie dłonie. Wtedy jeden do drugiego powiedział: „Tyś mnie nic nie winien”. Mamy więcej takich legend związanych z okolicą, są spisane przez Apolinarego Nosalskiego, lokalnego pisarza i pedagoga – opowiadały Emilia i Ania.
Promują lokalność i wnioskują o dotacje, które pomogłyby im rozwijać działalność Koła
Robią to wszystko, co wiele kół. Jeżdżą po jarmarkach i gminnych imprezach ze swoim stoiskiem. Bywa, że leży na nim karp po tyśmieńsku w zalewie lub karp w śmietanie. Z tym drugim w 2023 roku zajęły I miejsce w powiecie w konkursie „Kobieta przedsiębiorcza”, organizowanym przez Urząd Marszałkowski w Lublinie. Nagrodą był wyjazd do Strasburga. W tym roku w konkursie „Kobieta Przedsiębiorcza w stylu eko” otrzymały trzecią lokatę za potrawę „Śliwki w słodko-kwaśnej zalewie” oraz wyróżnienie za danie mięsne – „Nadziana kurka”.
– Promujemy lokalność. A karp dlatego, że mamy obok siebie gospodarstwo rybackie. z którym możemy współpracować – mówi Emilia.
Chciałyby nie tylko gotować. Mają i inne pomysły, ale nie zawsze się udaje z dotacjami na nie.
– Piszemy projekty, wnioski. Chciałybyśmy zorganizować potańcówkę wiejską – wniosek złożyłyśmy w Narodowym Instytucie Kultury i Dziedzictwa Wsi. Tylko jak dotąd nie udało się nam jeszcze z żadną dotacją. Tu nam zabraknie pół punktu kwalifikacyjnego, gdzie indziej dwóch, ale próbujemy dalej – opowiada Ania i dodaje, że na najbliższym jarmarku bożonarodzeniowym w powiecie będą prezentować rękodzieło.
O czym marzą Tyśmieniczanki?
Pytam, co by zrobiły, gdyby dostały dziś w prezencie milion złotych.
– Hmm..., myślę, że na pewno coś dla społeczności. Plac zabaw! Mamy, ale malutki. Przydałby się większy. Do tego siłownię zewnętrzną dla seniorów. Przydałoby się odremontować nasz Dom Ludowy. Brakuje nam sprzętów, ale przede wszystkim miejsca. Opiekujemy się tym Domem, ale on nie jest do końca przystosowany do naszej działalności. Co jeszcze? Busa byśmy sobie kupiły. Tak, busa! Teraz wszędzie jeździmy naszymi samochodami, ale sprzęty nie mieszczą się w dwóch, więc zawsze trzeba angażować kogoś z trzecim. Wózek transportowy by się przydał! Taki do ciągnięcia, bo my wiecznie wszystko dźwigamy. I potem jest tak, że my w tych pięknych kwiatowych sukniach, z tobołami, a za nami jeszcze nasze dzieci, bo wszędzie je ze sobą zabieramy. Wyglądamy często jak cygański tabor – opowiadają.
Długie suknie z kwiatowym wzorem szyły u krawcowej. Inspiracją dla kroju była sukienka koleżanki. Zachwalają te swoje, że wystarczy przeprać, powiesić i sukienka za kilka minut jest gotowa do założenia – bez prasowania. Pytam, czy nie chciały bardziej ludowo, bo przecież Lubelszczyzna ma swój strój.
– Z tym jest mały problem. Szukałyśmy właściwego stroju. Wiemy, że jest i lubelski, i jeszcze włodawski – trochę się od siebie różnią. Ale my ani Lublin, ani Włodawa, a nie znalazłyśmy żadnych zdjęć ani dokumentów mówiących o tym, jak tu się sto lat temu ubierano – mówią dziewczyny.
Wspomniany konkurs odbywa się w ramach projektu „Z mięsem drobiowym przez pokolenia” i jest organizowany przez Stowarzyszenie Innowatorów Wsi, które realizuje ogólnopolskie projekty kulinarne.
– W projekcie dwóch znanych kucharzy, braci – Michał i Jakub Budnikowie – jeździ po Polsce, szuka potraw z historią i nagrywają przygotowanie tych potraw. Nagrano nas, kiedy robiłyśmy forszmak lubelski (nasza regionalna zupa) i kaczkę w miodzie z przyprawami w Dworku Makoszka w sąsiedniej gminie. Nagrywał tam kiedyś sam Okrasa. Nasze potrawy wygrały w województwie lubelskim, a teraz liczba wyświetleń nagrania może nam otworzyć drzwi do najwyższego podium w Polsce – kończą tyśmieniczanki.
Karolina Kasperek