Gdzie znajduje się siedziba KGW "Żuki"?
Gotować mogą także mężczyźni. Mogą jeździć na konkursy kół, śpiewać, prezentować skecze, przebierać się i opowiadać o lokalnych tradycjach. Mogą stworzyć koło gospodyń, a nawet gospodarzy. Takie od dwóch lat działa w Żukówku w gminie Parchowo w powiecie bytowskim. Żuki to chłopy, jakich mało!
– Na końcu świata to wasze Żukówko! – mówię, wysiadając z samochodu po niekończącej się podróży. Panowie zaprosili na rozmowę do Rybakówki. To miejsce nad brzegiem jeziora Żukówko, z pomostem i wiatą, w którym w ciepłe dni spotyka się Koło Gospodarzy Wiejskich „Żuki”. Kierownikiem zamieszania jest Jan Ryngwelski, sołtys, wieloletni fotograf, mieszkaniec Żukówka, a od dwóch lat przewodniczący koła.
Jakiego zakupu dokonali członkowie KGW "Żuki"?
Żukówko ze swoimi krętymi drogami dosłownie rozciąga się w podbytowskich lasach i okala niewielkie, ale niezwykle malownicze jezioro. Widok zyskuje pod każdym względem, kiedy nad taflą wody rysuje się ściana lasu, a nad nią już tylko tło z atramentowo błękitnych chmur. Nadciąga kolejna burza, więc Żuki chcą jeszcze wypróbować na wodzie jeden z ostatnich zakupów.
– Nie mamy tu plaży, tyko ten pomost. Mamy stare zdjęcia. „Za Niemca” to tutaj dokoła całego jeziora była plaża. Właśnie zwodowaliśmy nasz rowerek wodny, ostatni zakup. Niedawno kupiliśmy ten rowerek, a mamy jeszcze dwie sztuki, w tym taki z 1972 roku. Trochę musimy je zmodernizować. Będzie dla nas, dla wędkujących miejscowych, dla turystów – mówi Janek i dodaje opowieść o tym, jak to w czasie wojny przez jezioro biegła granica i jak Polacy handlowali z Niemcami, choć nie było wolno. Ponoć Polacy puszczali na jezioro gęsi, a Niemcy wodą posyłali pończochy.
Coś mu się nie podoba, że rowerek pod ciężarem dwóch jego kolegów za mocno zanurza tył pływaków. Trzeba będzie przy rowerkach trochę popracować. Ale zapewniają, że oprócz polskiej flagi na rowerkach będą powiewać też flagi kaszubskie. Janek mówi dużo, szybko, co chwilę wybucha śmiechem. Jest typem człowieka, którego nie sposób obrazić. Wszystko obraca w żart i wszystko bierze za dobrą monetę. Może dlatego reszta Żuków tak go uwielbia. I pewnie dlatego udaje im się zadziwiać żeńskie grona podczas festynów i konkursów dla kół gospodyń.
Jak powstało KGW "Żuki"?
Idziemy pod wiatę, porozmawiać o tym, jak robi się koło gospodarzy. Bo mężczyźni ze zrzeszaniem się – i na wsiach, i w miastach – wciąż są w powijakach. Panowie i chłopacy przedstawiają się, a tymczasem prezes nasypuje sobie na dłoń tabakę i wciąga. Zwyczajem zaraził, niestety, kolegów. Choć wiedzą, że to niezdrowa używka, co chwilę któryś otwiera pudełeczko z tytoniowym suszem.
– My tu są rychtyg Kaszebi. A jo. U was, w Wielkopolsce to pyry macie. A u nas bulwy. O! Jedzie nasze auto! Mamy żuka, skoro Żukówko i Żuki.
Wszystko zaczęło się od prezesa, czyli Janka. Całe życie mieszkał w Bytowie, w którym 40 lat pracował jako fotograf. Dokumentował wesela, robił zdjęcia do paszportów i legitymacji. Regularnie przyjeżdżał do babci, która w Żukówku miała gospodarstwo. Po jej śmierci zjechał na stałe do wsi. Znał w Żukówku wszystkich, z wieloma bawił się jako dziecko.
– Pomysł tego męskiego koła powstał, kiedy 5 lat temu zostałem tu sołtysem. Byłem tym sołtysem już półtora roku i myślę sobie: „Wszędzie koła! W Jamnie, w Parchowie! A u nas nic! Spodobało mi się KGW z Kłączna. Piszą projekty, same wybudowały salę. Odwiedzałem, rozmawiałem, przewodnicząca powiedziała: „Przyjedźcie do nas, my wam wytłumaczymy”. Ale babki u nas jakoś niechętne były, wystraszyły się papierologii. I wtedy pomyślałem: „Czemu z chłopów nie zrobić koła, skoro kobity nie chcą?”. Zadzwoniłem: do jednego, drugiego, trzeciego. Wszystkim się spodobało – mówi Janek.
Założyli. Jest ich teraz „czternastu apostołów”, jak mówi Janek. Najmłodszy jest Dominik, ma 27 lat. Mówi, że wszyscy są od niego starsi, ale nie są zgredami.
– Sołtys nam obiecał wycieczki i mówił, że oderwiemy się od bab. Powiedziałem mu wtedy, że kto to ogarnie tyle kwitów? – mówi Łukasz.
Oprócz niego w kole są jeszcze Mirek, drugi Łukasz, Paweł, Dominik, Daniel, Jacek i Sławek.
– Aktywnych członków jest około dwunastu. Ja na wstępie mówię, że tu robota jest. Jak ktoś ma obiekcje, to radzę mu od razu się z nami rozstać – przyznaje Janek.
Ostatnio dołączył do nich Paweł, ale Żuki już pożegnały dwóch członków i przyjaciół – Henia i Kazika. Henryk świetnie gotował i prowadził bibliotekę jak nikt.
Jaka jest historia żuka KGW "Żuki"?
Koło Gospodarzy Wiejskich Żuki z zawołaniem „Chłopi też mogą!” założyli 13 lipca 2022 roku. Janek znalazł gdzieś 20-letniego żuka, bo czym innym miałyby jeździć Żuki? Rewitalizację zlecił znajomemu Łukaszowi, który ma warsztat samochodowy. I przy okazji zapytał, czy nie wstąpiłby do koła. Janek werbował przy każdej okazji, a chłopaki nie odmawiały.
Pierwszy rok zszedł im na organizowaniu się i rozpoznawaniu terenu. Po roku, w lipcu, ruszyli na Bitwę Regionów do Parchowa. Oczywiście w kołowych T-shirtach.
– Dwanaście drużyn kobiecych i my. Pojechaliśmy z garnkami, mieliśmy już swoje. Nie było żartów, bo babki jednak potrafią gotować. A mnie się włączył temat po babci – kiszka, po naszemu „ciszci”. Tylko kasza, ziemniaki i boczek albo cebula. Zajęliśmy trzecie miejsce! To nas podbudowało. Ale kiedy nas wywoływano, usłyszeliśmy: „Koło Gospodyń Żukówko!”. „Hej, hej! Gospodarzy!” odpowiedziałem. To przyzwyczajenie. Wielu też chyba sądziło, że po roku się rozsypiemy. A tu wręcz przeciwnie – mówi dumny Janek i dodaje, że hasłem „Chłopi też potrafią!” podkreślają, że koła są też dla mężczyzn.
Jeszcze latem pojechali na konkurs do Bytowa. Właściwie bez przygotowania. Stanęli do zawodów z potrawą, piosenką i skeczem.
– Organizatorka mówi: „Wystarczy, że przyjedziecie”. Pojechaliśmy i na ostatnią chwilę organizowaliśmy stół, obrus, stoisko. Oprócz kiszki mieliśmy wino z jabłek, robione z nadmiaru soku robionego rok wcześniej. Nie wszystkie butelki okazały się szczelnie zamknięte i tak wykorzystaliśmy ten fakt. Wino nie było za dobre, ale śpiewaliśmy do niego po kaszubsku piosenkę o kozie: „Mój tata kupił kozę, trzy grosze za nią dał”. W ogóle jej nie ćwiczyliśmy. A skecz nosił tytuł „Pierwyj a disu”, czyli „Dawniej i teraz”. Było o sąsiadach we wsi, jak wcześniej rozumieli się i pomagali sobie, a dziś przez płot to zazdrość i pogarda – mówią.
Jakie imprezy organizuje KGW "Żuki"?
Na pierwszą rocznicę zorganizowali Międzynarodowy Dzień Żukówka. Na konkurs w Lubaniu wymyślili nową potrawę. Miał być burak. Wymyślili, że będą go obsmażać w mięsie mielonym. Tak powstał burak w pancerzu. Zaraz znajdzie się książce kucharskiej wydawanej przez ODR.
W październiku 2023 roku odezwało się do nich „Pytanie na śniadanie”. Znów pojechali prawie nieprzygotowani. I znów zachwycali. Na ekranie robili ciszkę, buraka w pancerzu, węgorza w śmietanie i racuchy. Chcą ją zresztą zarejestrować produkt tradycyjny. W tym samym programie wystąpili w Wigilię, opowiadając o kaszubskich zwyczajach świątecznych. Janek przebrany był za gwiazdora.
Organizują rozrywki dla dzieci i młodzieży. W czasie ferii sala rozbrzmiewa dziecięcymi zabawami. Zbudowali boisko do piłki plażowej nad jeziorem i boisko do koszykówki. Członkowie koła szkolą młode pokolenia w tenisie stołowym. Ich zawodnicy osiągają dobre wyniki. W Żukówku odbył się już czwarty turniej tenisa stołowego. Koło gospodarzy prowadzi zajęcia z fotografii czarno-białej analogowej. Zdjęcia sami wywołują w ciemni.
Pytam, o czym rozmawiają na swoich spotkaniach. Czy może o chorobach, rodzinie, uczuciach? I natychmiast uwidaczniają się różnice w męskim i kobiecym patrzeniu na rzeczywistość.
– Nie! My o pierdołach nie rozmawiamy! Gdzie chłopy i plotkowanie? O kole rozmawiamy, co trzeba zrobić, kto jedzie tu, kto jedzie tam, kto może wtedy, a kto kiedy indziej. Ty robisz to, ty robisz to, ty – tamto. Smutek? Do roboty, do lasu, piła motorowa i heja! Tak to działa – mówi twardo Janek, a reszta się z nim zgadza.
Nie odpuszczam łatwo tematu i nagle okazuje się, że panowie mają pojęcie o cukrze, ciśnieniu i trójglicerydach. Mirek mówi, że wziął się za siebie jakiś czas temu, wszedł na dietę keto i stracił 25 kg.
– Miałem strasznie wysoki cukier, groziła mi insulina. I bardzo wysokie trójglicerydy. Lekarz, który mnie prowadzi, zaproponował przejście na chwilę na dietę. Nie tylko schudłem, ale cukier spadł tak, że lekarz mówi, że przy takim często nie trzeba brać tabletek – mówi Mirek.
Panowie, bierzcie przykład z Żuków!
Karolina Kasperek