Kleszcz nie śpi nawet zimą
„Kleszcze w styczniu? Tak! Pamiętajcie o tym, że to nie pora roku, ale temperatura ma największe znaczenie. Na drugim miejscu – wilgotność. Dlatego nie dajcie się zwieść! Taka zima to dla kleszczy żadna zima. Używajcie repelentów!” – napisała na profilu „Za-kleszcz-ona Polska” jego autorka, dr Marta Hajdul-Marwicz, biolog i parazytolog w Zakładzie Biologii Ogólnej i Parazytologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jest ich więcej!
O co chodzi z kleszczami i ową ciepłą zimą? Mówi się, że zmiany polegające na pojawieniu się zim ciepłych i niemal całkowicie bezmroźnych powodują, że kleszcze są aktywne dużo dłużej niż kiedyś. Mówiąc precyzyjniej – budzą się dużo wcześniej. Ale czy ciepłe i wilgotne zimy sprawiają, że kleszczy jest więcej, a mroźne – że mniej?
– To prawda i nieprawda jednocześnie. Jest ich więcej, ponieważ są aktywne cały rok. Mroźne zimy były kiedyś takim trochę wyrównywaczem cyklu. Po zimie, w kwietniu samice żerowały, a następnie na przełomie maja i czerwca składały jaja, a z jaj w lipcu wylęgały się larwy, które żerowały i na jesieni pojawiały się jako nimfy. Późną jesienią nimfy zapadały w hibernację, by wiosną dojrzeć i stać się dorosłym kleszczem. Ocieplenie klimatu i brak zim sprawiły, że w ciągu roku mamy dwa składy, dwa pokolenia. Pierwsze larwy mamy już na przełomie maja i czerwca, a potem jeszcze we wrześniu. Do tego larwy, które zwykle nie przeżywały zimy, teraz to potrafią. Mamy marzec i kleszcze są w tej chwili aktywne. Co prawda, to głównie kleszcze łąkowe, które na ludziach nie żerują, chyba że grozi im śmierć głodowa – wyjaśnia dr Marta Hajdul-Marwicz.
Rolniku, też uważaj
Kleszcz łąkowy zagrozi przede wszystkim psu, bo zdecydowanie woli żerować na zwierzętach. Ale rolnik, który wychodzi do lasu czy nawet na podwórko, też nie jest bezpieczny. Bo, jak mówi dr Hajdul-Marwicz, temperatury powodują, że aktywne są też kleszcze pospolite, które przenoszą wirusy kleszczowego zapalenia mózgu i boreliozę. Bardzo łatwo je, niestety, przeoczyć, ponieważ teraz są w stadium nimfy.
– Nimfa jest dużo mniejsza – ma około półtora milimetra, a wysycona pożywieniem dorasta do trzech. Żeruje przez kilka dni do tygodnia. Zwykle przypomina pieprzyk albo strupek. Zalecam następujący test na kleszcza: strupek tym różni się od kleszcza, że pod ten pierwszy nie da się włożyć paznokcia, a pod kleszcza – już tak. Jeśli kleszcz odpadł sam albo też wyciągnęliśmy go, obserwujemy siebie – mówi biolog.
Na co zwracać uwagę? Jeśli kleszcz był zarażony Borrelią, możemy mieć stan podgorączkowy, osłabienie, zawroty głowy, rozbicie, u dzieci może pojawić się pobudliwość lub senność. Należy się obserwować mniej więcej przez sześć tygodni po kontakcie z kleszczem. Niestety, rumień wędrujący (bo powiększa się od miejsca żerowania kleszcza), który zwykle jest potwierdzeniem zakażenia, nie pojawia się zawsze. Statystycznie występuje u 40–60% zakażonych – tłumaczy specjalistka.
-
Przy obecnych zmianach pogodowych możemy podejrzewać, że kleszcze są aktywne właściwie przez cały rok
Byle nie przeoczyć
Jeśli w badaniach potwierdzi się zakażenie krętkami Borrelia, nie powinniśmy wpadać w panikę. Lekarze twierdzą stanowczo, że boreliozę można wyleczyć. Badania nad krętkami Borrelia mówią jasno, że są to bakterie, które poddają się działaniu antybiotyków. Niebezpieczne jest przeoczenie infekcji i nieleczenie jej przez lata.
– W tej chwili toczą się badania nad nietypowymi formami tych krętków, które miałyby być oporne na antybiotykoterapię. Ale nie jest jasne, czy te formy przetrwalnikowe w ogóle istnieją. Środowisko, które prowadzi te badania, nie ma uznania w świecie naukowym, badacze ci publikują w mało znanych czasopismach i nie są cytowani przez uznanych specjalistów. Można więc wątpić w rzetelność tych prac. A badacze ci utrzymują, że borelioza to tak naprawdę długie lata terapii. Tymczasem większość lekarzy uważa, że 2 do 4 tygodni antybiotykoterapii wystarcza do wyleczenia – mówi warszawska biolog.
Antybiotykoterapia będzie jednak konieczna, bo z infekcją sami raczej sobie nie poradzimy. Krętki Borrelia to dość odporne bakterie, a w walce przeszkadza nam sam kleszcz.
Wyrwij, zanim napluje
Ślina kleszcza zawiera substancje, które oszukują nasz układ odpornościowy. Sprawiają, że organizm nie rozpoznaje, że kleszcz żeruje i że w tym miejscu coś się dzieje. Kleszcz wytrawia w naszej skórze jamkę. W jamce, w której jest krew, krętki mają świetne środowisko, żeby się namnażać. Dopóki są w ciele kleszcza, są jakby uśpione. Nabierają patogenności dopiero po kontakcie z krwią żywiciela. Wciąż szukamy odpowiedzi na pytanie, ile czasu zajmuje krętkom przejście z jelita kleszcza do ślinianek, potem wstrzyknięcia krętków pod skórę i ich namnożenia się do ilości niebezpiecznych dla człowieka. Dotychczas sądzono, że zajmuje to około 48 godzin. Teraz badacze sądzą, że krętki przechodzą dużo szybciej, a cały niebezpieczny proces dzieje się poza kleszczem. To oznaczałoby, że czasu mamy dużo mniej. Że nawet jeśli wyjmiemy kleszcza po kilku godzinach, to i tak może dojść do zakażenia – ostrzega dr Hajdul-Marwicz.
Pamiętajmy, że w Polsce zakażone kleszcze stanowią około 15% dorosłych osobników. W aglomeracjach miejskich jest to nieco więcej i nieco mniej u kleszczy dziko żyjących. Nie zmienia to jednak faktu, że ostrożni musimy być wszędzie i na dobrą sprawę – cały rok. Ważne, byśmy uchwycili w pierwszych tygodniach ewentualną infekcję krętkami Borrelia. I szczepili się przeciw kleszczowemu zapaleniu opon mózgowych.
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Pixabay