Co dziś dla badacza, i nie tylko, oznacza pojęcie „kobieta wiejska”? Czy w dobie galopujących przemian społecznych można jeszcze posługiwać się taką kategorią?
W przeszłości jednak było w tym wiele prawdy?
– I tak, i nie. Chociażby pozycja kobiety w gospodarstwie. Z badań wiemy, że kobiety miały podwójną rolę. Po pierwsze, kobieta miała swój zestaw obowiązków gospodarskich: opieka nad częścią zwierząt, ogródek, jednocześnie musiała zająć się, najczęściej bez udziału mężczyzny, domem, dziećmi, osobami starszymi. Dodatkowo była również osobą rezerwową, gdy przy męskich pracach brakowało pomocnika. Angażowano wtedy kobietę. Ta praca bardzo często nie była doceniana. Już w latach 30. ubiegłego wieku Jan Curzytek pisał, że kobieta jest bardziej obciążona pracami w gospodarstwie niż mężczyzna. Szacował on, że kobiety pracują około 500 godzin rocznie (to niemal 21 dni) więcej niż mężczyźni. To powodowało, że nawet młode kobiety wyglądały na wiele starsze, były bowiem tak przemęczone i zaniedbane.
Latami przypisywało się kobietom wiejskim słabsze obycie, oczytanie, wykształcenie. Uchodziły za gorzej ubrane.
– Nie ma badań, które mogłyby coś powiedzieć o takich wyobrażeniach i ich ewentualnych zmianach. Trudno dyskutować o kwestiach gustu, bo każdemu podoba się co innego, natomiast mamy dane dotyczące poziomu wykształcenia i one akurat kompletnie przeczą takiemu niekorzystnemu stereotypowi. Prawdą jest, że jeszcze w drugiej połowie XX wieku kobiety na wsi rzeczywiście były – formalnie – gorzej wykształcone. To pokazywały badania poziomu wykształcenia w Polsce. Trzeba jednak pamiętać o ówczesnych realiach. Wynikało to z przyczyn praktycznych i niezależnych od nich: całe dekady oczekiwano, że one podejmą pracę w gospodarstwie. Formalne wykształcenie nie było więc postrzegane jako potrzebne, a przygotowanie do zawodu rolnika odbywało się w rodzinie. Wiedza przekazywana była z pokolenia na pokolenie. To była wiedza innego rodzaju – nie instytucjonalna, nie mierzona testami, egzaminami czy dyplomami. Nauczana jednak przez osoby, może bez formalnego wykształcenia, ale świetne w swoim fachu. Z konkursów na pamiętniki kobiet wiejskich realizowanych w latach 70. ubiegłego wieku wiemy jednak, że wiele kobiet nie uniknęło dramatów związanych z tym, że ich chęć nauki i plany życiowe musiały zostać podporządkowane woli rodziny.
Kobiety mieszkające na wsi to grupa, której poziom wykształcenia podnosi się najdynamiczniej. Są już lepiej wykształcone od mężczyzn mieszkających na wsi. Odsetek osób z wyższym wykształceniem na wsi wzrósł z 1,9% w roku 1992 do 6,7% w roku 2007 i do 9,8% w roku w 2011. W 1992 roku kobiety z wyższym wykształceniem stanowiły na wsi jedynie 1,9% ogółu, a w roku 2007 już 8% (wśród mężczyzn odpowiednio 1,85% i 5,3%). Kobiety wiejskie są ciągle nieco gorzej wykształcone od mieszkanek miast, ale to one wykonały największy skok jeśli chodzi o poziom wykształcenia.
Ale wydaje się, kiedy spojrzymy chociażby na polskie seriale, że wciąż dobrze ma się stereotypowe wyobrażenie kobiety ze wsi.
– Tak, ten stereotyp, niestety, wciąż jest silny. Widzę to na przykład, gdy proszę studentów o zrekonstruowanie stereotypu mieszkańca wsi – przywołują postać, która ma cechy zarówno bohaterów „Samych swoich”, jak i postaci z „Rancza”. Często stereotypy są utrwalane przez media, choć te odnoszące się do kobiet, które pokazywane są przede wszystkim, kiedy sprzątają, podają obiad mężom, proszą ich o poradę i pomoc, jednakowo krzywdzą zarówno kobiety wiejskie, jak i miejskie. To, co cieszy, to początek zmian. Na przykład postać pani Solejukowej z serialu „Ranczo”, kobiety, która bardzo się zmienia i korzysta z wielu możliwości, jakie pojawiają się w jej zasięgu. A jednocześnie pokazuje, z iloma przeszkodami musi zmierzyć się kobieta, która chce realizować swoje ambicje. W tej postaci ujawnia się też to, co akurat smutne – że kobieta bywa całkowicie odpowiedzialna za opiekę nad dziećmi, jest zupełnie samotna jako ofiara przemocy, nie ma dokąd zwrócić się po pomoc, często udaje, że jest głupsza od swojego męża, żeby nie urazić jego męskiej dumy. W tym serialu, co cieszy, pojawiają się także inne wzory ról kobiecych: przedsiębiorczynie, aktywistki, polityczki.
Było trudno – to już wiemy. Ale przemiany społeczno-polityczne końca XX wieku z pewnością były ożywczym wiatrem na wsi. Co zmieniły?
– Bardzo dużo. Coraz więcej pań angażuje się w działalność społeczną, ich aktywność to nie tylko Koła Gospodyń Wiejskich, choć wiele z nich przeżywa teraz renesans, ale także działalność w organizacjach pozarządowych, stowarzyszeniach, lokalnych grupach działania. Niestety, nadal niewiele pań na wsi angażuje się w działalność publiczną i polityczną, choć powoli zaczyna być widać zmiany. Od lat wzrasta liczba sołtysek i widać, że panie dobrze sobie radzą na tym stanowisku. Bardzo chciałabym, żeby panie kandydowały także do rad gmin i na stanowiska, z którymi wiąże się nie tylko ciężka praca, jak w przypadku funkcji sołtysa, ale i realna władza, na przykład na stanowiska wójtów czy radnych.
To, co jako badacze obserwujemy w ostatnich latach, to wspomniany już skok w wykształceniu kobiet wiejskich. Niestety, wzrost poziomu wykształcenia nie zawsze skutkuje zwiększeniem szans zawodowych. Nadal wiele kobiet nie może na wsi znaleźć pracy odpowiadającej ich aspiracjom i kompetencjom. Może próbować prowadzić własną działalność lub próbować znaleźć pracę poza wsią.
Te stanowiska są w mieście. Czy dojeżdżanie do niego stanowi problem?
– To niestety nie jest takie proste. Problemem jest tu powszechne zjawisko niższego wynagradzania kobiet niż mężczyzn na tych samych stanowiskach. W większości przeprowadzanych badań różnicę między wynagrodzeniami kobiet i mężczyzn w Polsce określa się, w zależności od zawodu, jako wynoszącą 20–25%. W grupie osób z wyższym wykształceniem ta różnica sięga nawet 30%. To szczególnym cieniem kładzie się na możliwościach zawodowych kobiet wiejskich. Przegrywają z czystą kalkulacją, z racjonalnym wyważeniem kosztów. Dojazdy do pracy w mieście, bilety, paliwo, szukanie opieki dla dzieci, bo na wsi brakuje żłobków i ciągle w wielu miejscach przedszkoli – mogłoby się okazać, że to wszystko pochłonęłoby 2/3 jej pensji. Rodzina często podejmuje wtedy decyzję, że nie opłaca się praca kobiety. Mężczyzny – już tak, ponieważ on w tym mieście zarobi więcej.
Kiedy rozmawiamy z kobietami podczas reportaży, wiele z nich jednak potrafi mówić już, że coś im się należy, że czegoś chcą.
– Tak, to widać i w naszych badaniach. Moim zdaniem kobiety na wsi realizują się, podobnie jak te w miastach, w różnych sferach – rodzinnej, zawodowej i działalności społecznej. To, co je odróżnia od kobiet miejskich, to to, że role rodzinne są bardziej tradycyjne i że nadal w większości na nich spoczywa kwestia zajmowania się dziećmi, obsługiwania domu, pracy niewidocznej, niepłatnej. Te obciążenia i brak infrastruktury, która mogłaby je wesprzeć: żłobków, świetlic, komunikacji publicznej, utrudniają podejmowanie aktywności w innych sferach. Ale istnieje na wsi, jak wspomniałam, coraz liczniejsza grupa kobiet aktywnych, zaradnych i przedsiębiorczych, które są cichymi bohaterkami naszych czasów. One sięgają po te dodatkowe role – są sołtyskami, działaczkami kół, prezeskami stowarzyszeń, fundacji, a częściej jeszcze szeregowymi członkami grup, wykonującymi po cichu swoją pracę. Ale odbywa się to tak, że one biorą te prace dodatkowo. Nie wybierają tego zamiast obowiązków domowych. Jest trochę tak, że kiedy już posprzątają, ugotują obiad, włączą pranie i odwiozą dzieci na zajęcia dodatkowe, wtedy dopiero – dzięki perfekcyjnej organizacji, ale kosztem własnego relaksu – podejmują wielkim wysiłkiem te dodatkowe zadania. W mojej pracy badawczej chciałabym przyjrzeć się teraz właśnie aktywnym kobietom wiejskim, sprawdzić, skąd biorą tę siłę i energię do działania.
Czego zatem życzyłaby pani kobietom w ich święto?
– Żeby uwierzyły, że mogą się dogadać, że my, kobiety, możemy robić razem różne rzeczy, nie mając takich samych poglądów. Ale przede wszystkim życzyłabym im, by zawsze miały prawo wyboru drogi życiowej, zawodu. Żeby mogły robić to, co im się zamarzy, i jednocześnie wierzyły, że mogą to osiągnąć.
Rozmawiała
Karolina Kasperek