Wścieklizna powraca! – takie nagłówki można przeczytać ostatnio w Internecie. Co jakiś czas dowiadujemy się o kilku przypadkach wścieklizny w Polsce. Ale u zwierząt. Bo u ludzi nie stwierdzono w Polsce ani jednego przypadku od 2006 roku.
Przywożona z Azji.
W 2019 roku w Europie zanotowano 5 przypadków wścieklizny u ludzi
W Europie w większości państw nie stwierdzano od kilku dekad występujących lokalnie zakażeń u ludzi. Z jednej strony regularnie realizowany jest program szczepień dzikich zwierząt i regularne szczepienia psów. Ale jeździmy na wycieczki do dalekich krajów. A tam wścieklizna jest wciąż obecna. Według raportów Europejskiego Centrum Chorób Zakaźnych (ECDC), na świecie występuje w 100 krajach i powoduje około 59 tys. zgonów ludzi rocznie.
Jak mówi prof. Krzysztof Korzeniewski z Wojskowego Instytutu Medycznego, specjalista epidemiologii i medycyny morskiej i tropikalnej, dane na temat wścieklizny publikowane przez ECDC mają dwuletnie opóźnienie. Najnowszy dotyczący tej choroby raport dotyczy 2019 roku.
– W 2019 roku w Europie mieliśmy pięć przypadków wścieklizny u ludzi, w tym cztery przywiezione z podróży. Wściekliznę przywieziono z Tanzanii, Indii, Maroka i Filipin. Jeden przypadek wystąpił lokalnie, we Francji. W ostatnich latach natomiast mamy do czynienia z sukcesywnie pojawiającymi się zakażeniami u ludzi w Malezji w prowincji Sarawak na wyspie Borneo. Najprawdopodobniej do zakażeń doszło w wyniku pogryzienia przez psy – tłumaczy prof. Krzysztof Korzeniewski i dodaje, że dziś terenem najbardziej zagrożonym wystąpieniem wścieklizny u ludzi jest Azja Południowo-Wschodnia i Południowa.
W Polsce masowo szczepi się leśników i marynarzy
Szczepienia przeciwko wściekliźnie zaleca się zwłaszcza podróżującym do krajów ww. regionów. W Polsce takie zalecenia dotyczą pewnych grup zawodowych – szczepi się masowo leśników czy marynarzy. Profesor Korzeniewski uważa, że szczepić się powinni bezwzględnie grotołazi, ponieważ dużym rezerwuarem wścieklizny są nietoperze. To szczepienie ze względów logistycznych jest jednym z najtrudniejszych do zrealizowania ze wszystkich szczepień komercyjnych. Szczepienie przedekspozycyjne wymaga podania trzech dawek w ciągu 21–28 dni, a potem po 12 miesiącach czwartej dawki uzupełniającej, po czym dawki przypominające należy przyjmować co 5 lat. Wielu zapomina o dawce koniecznej po upływie roku. Mało kto myśli o tym na miesiąc przed wyjazdem do krajów azjatyckich, tymczasem te trzy pierwsze dawki już dają ochronę w kolejnych kilku miesiącach.
- Chory we wczesnym stadium wścieklizny
Obserwacja i immunoglobulina
Co się dzieje, kiedy ugryzie nas zwierzę, a istnieje podejrzenie, że może być zakażone? Wtedy stosuje się tzw. szczepienie poekspozycyjne, polegające na przyjęciu jednej dawki w dniu pokąsania i kolejnej 3 dni później. Takie szczepienie podaje się tym, którzy wcześniej przyjmowali szczepionki przedekspozycyjne. Jeśli dojdzie do pogryzienia przez zwierzę, które może być zakażone wirusem wścieklizny, i nie otrzymamy szczepionki w tak krótkim czasie, a nie mieliśmy wcześniej szczepień przedekspozycyjnych, zostaje walka z czasem. Przed szczepieniem należy podać immunoglobulinę, czyli gotowe przeciwciała. A potem rozpocząć cykl dawek. Jak pisze na swojej stronie internetowej www.medycynatropikalna.pl prof. Korzeniewski, „w przypadku pokąsania człowieka przez zwierzę podstawowym przedsięwzięciem jest złapanie go i poddanie 15-dniowej obserwacji (zwierzęta domowe) bądź też pośmiertne badanie mózgu (zwierzęta dziko żyjące lub agresywne zwierzęta domowe).
Dlaczego akurat dwa tygodnie? Dla zakażenia nie trzeba pogryzienia, wystarczy polizanie przez zwierzę fragmentu ciała, gdzie przerwana została ciągłość tkanek. Ale u chorego zwierzęcia wirus najpierw pojawia się w tkance mózgowej, a dopiero na 10–12 przed zgonem, w ostatniej fazie, w ślinie. Jeśli więc zwierzę nie zdechło w ciągu 14 dni obserwacji, oznacza to, że nawet jeśli było zakażone, wirus nie był obecny w ślinie.
Co jednak dzieje się z człowiekiem, u którego nie podano szczepionek ani immunoglobuliny? Choroba rozwija się w czasie od 1 do 3 miesięcy. Wirus najpierw wędruje z rany wzdłuż nerwów w kierunku rdzenia kręgowego i mózgu. Po okresie wylęgania (nie krótszym niż 10 dni), jak czytamy na stronie www.medycynatropikalna.pl, pojawia się zaburzenie czucia w miejscu pokąsania, gorączka, potliwość i zmęczenie. Potem występuje pobudzenie lub porażenie, wodowstręt (skurcze przełyku nawet na dźwięk kapiącej wody), bolesne skurcze mięśni, ślinotok, światłowstręt, drgawki i trudności z oddychaniem. Śmierć następuje w ciągu 10 dni od pojawienia się objawów. Choroba jest w stu procentach śmiertelna i nie znamy na nią leku.
Karolina Kasperek
Zdjęcie: phil.cdc.gov
Karolina Kasperek
Zdjęcie: