Na tydzień przed tłustym czwartkiem zajeżdżam do Topólki, która – jako wieś, i jako gmina – kozą stoi. Specjalnie dla mnie grupa młodzieży w tamtejszym Gminnym Ośrodku Kultury przerywa wieczorną próbę. Na chwilę odkładają saksofony, pałki perkusyjne, trąbki i siadają za długim stołem.
Koza – to już tradycja!
Cztery lata temu zaczęli robić w Topólce przegląd kozy kujawskiej. Koza chodzi po domach zgodnie z tradycją w sobotę, poniedziałek i zapustny wtorek. A oni przegląd robią w tłusty czwartek.
– Dlaczego? Chodzi o to, żeby przebierańcy mieli stroje w dobrym stanie. W poniedziałek czy wtorek są już trochę przybrudzone – opowiada Jan Błaszczyk, dyrektor Ośrodka Kultury.
– Chodzę w kozie nieprzerwanie od zerówki, a mam 20 lat. Na początku zbieraliśmy się w czwórkę, obchodziliśmy dwa, trzy domy i każdy był uradowany – mówi Mariusz z Czamaninka.
Koza nie ma ani minimalnego, ani maksymalnego składu.– Zawsze staramy się, żeby jak najwięcej znajomych szło. Kto chce, ten idzie – wyjaśnia Eliasz z Dębianek.
- Koza z Kruszyna może poszczycić się wyjątkowo bogatym składem. Są tam nie tylko nowe postacie, ale też dubluje się je, by każdego obsadzić w jakiejś roli
Pocałuj siorę
Ważne, żeby w kozie był żyd – od zbierania pieniędzy, bocian – symbolizuje nadchodzącą wiosnę, i diabeł – do przegonienia karnawału. Jest też tzw. siora, czyli mężczyzna przebrany za kobietę i oczywiście, koza, czyli drewniany kozi łeb z kłapiącą szczęką.
– Siora to właściwie żona żyda. Ale zawsze jest z nią zabawnie. Ludzie na tę stylizację zawsze się uśmiechają. I strój ma lekki, więc jakbym miał wybierać, to wolę pod siorą niż pod kozą chodzić – mówi Szymon z Rybin.
– Pod siorą zawsze jest śmiesznie. Pełen makijaż, czerwień na ustach, podchodzą chłopaki, wycałują taką siorę. Czasem najbliższa rodzina nie poznaje, kto jest kim – opowiadają chłopaki.
Chodzenie pod kozą było zawsze męską rzeczą na Kujawach. Eliasz słyszał o przesądzie, że jeśli dziewczyna chodzi w kozie, to pech na cały rok.
– Ale to się jakoś nie sprawdza u nas. Dziewczyny chodzą z nami coraz liczniej. Wciąż jednak jest ich mniej. Może też dlatego, że to jednak spory wysiłek tak przez kilkanaście godzin – wyjaśnia Eliasz.
– Wy chodzicie, panowie, w kozach, a panie smażą wtedy pączki, którymi was potem częstują. Też po to, żeby ta kózka potem je trochę obskakiwała – dodaje Jan Błaszczyk.
- Więzień to jeden z najnowszych bohaterów kruszyńskiej kozy
A z tym obskakiwaniem to jest tak: kozę słychać już z daleka. Prowadzi ją kapela. Bez niej nie ma obrzędu. Koza podchodzi do progu i wali w drzwi. Otwierającego, obskakiwanego przez diabła, musi pobóść. Podobnie jak chowające się po pokojach, szafach i zakamarkach dziewczyny. Diabeł, obskakując, wysmarowuje gospodarzy sadzą. Ale bez obaw, to wszystko na szczęście!
– Krzyczymy: „Koza! Otwierać!”. Potem gramy i śpiewamy takie tradycyjne przyśpiewki, przeważnie „Sto lat, gospodarzu!”. Żyd niesie puszkę, tam często coś wpada. Ale chodzimy dla tradycji, nie dla kieszonkowego – opowiadają.
W każdym domu czeka ich poczęstunek. Mówię, że pewnie trzeba już w trzecim odmówić. Ale chłopaki twierdzą, że kiedy tak się „lata” tyle godzin, czasem po dwadzieścia kilometrów, to sporo się spali. Więc dwudziesty nawet pączek im niestraszny.
Kiedyś koza chodziła od domu do domu. Dziś zespół wsiada do przyczepy ciągniętej przez mały ciągnik. Wysiada i najczęściej dopełnia obrzędu na zewnątrz domu. Zdarzają się domy tak przygotowane, że przed drzwiami wita ich stół z górą pączków i napojów. A potem zaczynają się rozmowy w stylu: „Aaaa, to ty jesteś synek tego, co tam miszko. Aaaa, to już wim. A jak tam żyje ciotka?”.
Koza straszy dorosłych
Pytam o zabawne sytuacje.
– Często ludzie się boją, uciekają, zamykają się w domu, a potem patrzą przez okna, czy się zbliżamy. To często dorośli albo dziewczyny z miasta – mówią chłopaki, a Kasia, 19-latka, dodaje:
– Kiedyś siostra, już prawie pełnoletnia, zamknęła się w łazience. Do domu wpadł jej chłopak przebrany za diabła. Wyciągnęli ją na podwórko, była naprawdę przerażona.
Stroje szyją sobie sami. To już normalna sprawa, że chłopaki z Topólki jadą do Włocławka do pasmanterii i wybierają dodatki. Żałują, że nie obchodzi się kozy na wyższych Kujawach, choćby w okolicach Bydgoszczy.
– Tylko u nas, w kilkunastu wioskach. A kiedy trafimy na dom odwiedzany przez rodzinę z innych rejonów Polski, widać, że goście są pod wrażeniem – mówią topólkowianie.
Straszy i w Kruszynie
Koza rządzi nie tylko w Topólce i okolicy, ale i bliżej Włocławka – w Kruszynie. Kierownikiem tamtejszej koziej grupy zapustnej jest od wielu lat Krzysztof Muszyński, rolnik gospodarujący na 35-hektarowym gospodarstwie, wyróżniony niedawno odznaczeniem „Zasłużony dla rolnictwa”. Społecznikiem też jest z urodzenia. A w kozie chodzi od zawsze.
- Młodzieżowa Orkiestra Dęta „Sempre Cantabile” z Topólki podczas próby przed zapustami
– Zacząłem już w wieku dziesięciu lat. To było takie tam chodzenie z prześcieradłem. Było nas trzech, czterech chłopaków. Kilka godzin chodzenia i strach przed dużą kozą. Tak można opisać grupę dziecięcą. Bo tak kiedyś było – mała koza czuła respekt przed dużą. Schodziło się jej z drogi. Albo wierzyło, że duża koza rozbiera małą kozę lub też ograbia z pieniędzy. Nic takiego oczywiście się nie działo, ale krążyły legendy. Taka była tradycja i nasza dorosła grupa dziś ją zachwouje. Nie chcemy, żeby koza stała się masowa. I chodzimy tylko w zapusty, czyli wtorek. Tłusty czwartek był zarezerwowany dla dziecięcych grup i my tego się trzymamy – opowiada Krzysztof Muszyński.
Bogatsi o misia i milicję
Mówi, że grup jest coraz więcej, rodzi się nawet rodzaj konkurencji. Kiedy Krzysztof był mały, koza miała nieco inny skład. Koza, bocian, żyd od zbierania pieniędzy. Do tego jeden grajek z organkami. Kruszyn jest jedną z pierwszych grup, która zaczęła wprowadzać nowe postacie.
– Żeby korowód był barwniejszy. Zawsze twierdziliśmy, że nawet kiedy było nas dwudziestu dwóch, byliśmy mało widoczni. Teraz jest nas o dziesięciu więcej – opowiada Krzysztof.
I zaczyna wymieniać aktorów, którzy wzbogacili skład. Jest koza i kózka – dorosła koza i dziecko. Jest bocian i bocianek. Ta para jest szczególna. Kruszyn bowiem, jako jedyny, ma bociana tzw. kleszczowego. Dziób nie kłapie, tylko otwiera się jak nożyce.
– On tak ładnie kłapie, że to jest mercedes wśród bocianów. On zdejmie czapkę, podniesie coś. Kiedyś skonstruował tego bociana jeden z mieszkańców Kruszyna. Mechanizm kryje się pod płachtą, ale nie mogę zdradzić jego budowy. Wiadomo, konkurencja – mówi Krzysztof.
W kozie idą też dwa niedźwiedzie i miś. Potem dwa diabły, siora i żyd. Są dwie śmierci. Dlaczego dwie? To ubarwia korowód, jak mówi Krzysztof. Sam chodził długo pod bocianem. Chyba dlatego, że całe dzieciństwo się go bał. Kiedy koza wchodziła do szkoły, prawie chował się pod ławki. Pamięta, że koza we wszystkich budziła respekt. Maszkary miały trochę przerażać. A samo chodzenie w kozie dodawało prestiżu.
Koza musi być kulturalna
Ale pamięta też, że kiedyś kozie więcej było wolno.
– Diabeł mógł dopaść i wysmarować. Bocian mógł dziobać. A koza wbiegała do domu i szukała pochowanych po szafach dziewczyn. Gospodarz wręcz zachęcał, żeby córkę znaleźć. Szafa się rozpadała, a on się tylko cieszył. Może to i pewien rodzaj przemocy. Dziś trzeba ostrożnie, nie można już bezkarnie do kogoś podejść i naruszyć nietykalności. U nas dzisiaj diabły to nie mają kogo smarować. Musi być przyzwoicie, nie da się wpaść, bo zbije się komuś żyrandol za dwa tysiące złotych. Dlatego więcej energii poświęcamy tańcom i muzyce. Dziś orkiestra musi być na poziomie – snuje refleksje kruszyński aktywista i wraca do wyliczania składu grupy.
- Stroje do kozy topólkowianie szyją sobie sami. Czasem charakteryzację wesprze garderoba mamy czy babci
Jest w niej jeszcze „żywy na umarłym”. To jakby przeciętego człowieka nosić pod sobą. Chodzi chyba o triumf życia nad śmiercią. Są jeszcze dwa konie i postać wprowadzona przez kruszynian, czyli milicjant.
– Wyjątkowo trafiona postać. To taki człowiek, co i pokieruje ruchem, i budzi respekt. Sam byłem milicjantem – superpraca, ludzie potrafili dzwonić na policję z zawiadomieniem, że biega jakiś szalony funkcjonariusz. Policja przyjeżdżała kilka razy, zawsze kończyło się śmiechem. A ludzie na widok tego naszego milicjanta rzucają komórki i zapinają pasy! – żartuje Krzysztof.
Jest jeszcze pan młody, panna młoda i kominiarz. A że mają milicjanta, to – żeby zagospodarować pozostałych członków grupy – dodali mu więźnia. I jeszcze dwóch wozaków w mundurach. A do tego są nowocześni i mają jeszcze... prawie parytet.
– Chodzi z nami coraz więcej kobiet. Może i to fajnie wyglądało, kiedy za kobietę przebierał się chłopak. Ale my mamy prawdziwą pannę młodą, siorę, cygankę – opowiada Krzysztof. Sam wprowadziłby jeszcze postać księdza. Ale mają opory – ksiądz to ciągle figura, z której nie wszyscy potrafią żartować.
Kruszyńska koza lubi pohasać – jeździ też do domu emeryta, do księży. Stałym punktem w niedzielę są włocławskie domy jednorodzinne. Ale nikt nie może powiedzieć, że zna kruszyńską kozę, jeśli nie zobaczył jej w sam podkoziołek. Dlatego Krzysztof nas i wszystkich innych zaprasza do Kruszyna w zapusty.
Karolina Kasperek
Pomóż Zbigniewowi żyć jak inni
Zbyszek Kastelik ma 58 lat i jest podopiecznym Fundacji „Słoneczko. Drzewo, które spadło na niego sześć lat temu, uszkodziło mu kręgosłup. Dziś Zbyszek nie ma władzy ani czucia w nogach. Jeździ na wózku, ale chciałby móc bez pomocy innych dostać się choćby do łazienki na piętrze. Nie zrobi tego bez windy schodowej. Możesz pomóc mu na nią uzbierać, przekazując 1%podatku na Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym„Słoneczko”
NR KRS 0000186434
nr subkonta 1039/K
z dopiskiem: dla Zbigniew Kastelik
Możesz też przekazać darowiznę:
Spółdzielczy Bank Ludowy w Zakrzewie, o. Złotów,
nr konta 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010 z dopiskiem Zbigniew Kastelik
Zbyszek Kastelik ma 58 lat i jest podopiecznym Fundacji „Słoneczko. Drzewo, które spadło na niego sześć lat temu, uszkodziło mu kręgosłup. Dziś Zbyszek nie ma władzy ani czucia w nogach. Jeździ na wózku, ale chciałby móc bez pomocy innych dostać się choćby do łazienki na piętrze. Nie zrobi tego bez windy schodowej. Możesz pomóc mu na nią uzbierać, przekazując 1%podatku na Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym„Słoneczko”
NR KRS 0000186434
nr subkonta 1039/K
z dopiskiem: dla Zbigniew Kastelik
Możesz też przekazać darowiznę:
Spółdzielczy Bank Ludowy w Zakrzewie, o. Złotów,
nr konta 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010 z dopiskiem Zbigniew Kastelik