StoryEditorżycie wsi

Krystian i Barbara – zakochana para

21.11.2019., 11:11h
Droga Redakcjo! Nazywam się Barbara Sadłoń i mieszkam w województwie opolskim. Za każdym razem, jak tylko rodzice dostawali nowy numer „Tygodnika”, obserwowałam Waszą rubrykę z anonsami – Kącik Samotnych Serc. Jestem Wam bardzo wdzięczna za prowadzenie tej strony. Chciałam się jednocześnie pochwalić, że dzięki Wam znalazłam swoją drugą połówkę! Krystian, tak ma na imię mój narzeczony. Dzisiaj planujemy wspólne zamieszkanie u Krystiana już na początku nadchodzącego roku. Wspólnie chcemy iść przez życie, a wszystko dzięki Waszemu Kącikowi! Chciałam podziękować z całego serca za Wasz trud. Proszę o dalsze starania, bo dajecie ludziom szansę na szczęście. Można powiedzieć, że dajecie ludziom nadzieję i sens w życiu.
Jeden telefon i już wiemy, że się spotykamy. Nie w Czekanowie pod Ostrowem, w którym mieszka Krystian, i nie w słynących ze świetnej przedwojennej porcelany Tułowicach pod Opolem, skąd pochodzi Basia. Chcą się spotkać w miejscu, w którym nikt nie będzie im patrzeć przez ramię, kiedy będą opowiadać o swoich życiowych ścieżkach i o tym jak się skrzyżowały. Bo zanim na siebie trafili, nie były takie proste.

Z matmą mam na pieńku

Krystian ma 29 lat. Wychował się w Czekanowie, do którego rodzice przeprowadzili się, kiedy miał półtora roku.

Rodzice poznali się na jakiejś wycieczce. Pochodzili z pobliskich wiosek. Kiedy przeprowadzaliśmy się do Czekanowa, przyszli na gołą ziemię. Maciora jechała ciągnikiem, a prosiaki – w maluchu – opowiada.

Dorastał, pomagając rodzicom, choć ojciec nie namawiał go na rolnictwo. Tradycję miał kontynuować jego brat, Konrad. Krystian chciał być geodetą, ale matma, jak mówi, nigdy nie była jego mocną stroną. Trafił do technikum drogownictwa i po czterech latach został technikiem budowy dróg i mostów. Złożył nawet papiery do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Kaliszu na mechanikę i budowę maszyn.

Zrezygnowałem po pół roku, nie uciągnąłbym. Tam matma, matma, fizyka, matma. Fajnie opowiadali, ale nie dałbym rady – wspomina bez żalu.

Ewangelicka katoliczka

Kiedy warchlaki wychodziły z małego fiata w Czekanowie, Basia już biegała po tułowickim podwórku i pomagała rodzicom. Trochę przy zwierzętach, trochę przy najmłodszym z braci. Wyrastała w dwukulturowym i dwuwyznaniowym środowisku.

Tułowice porcelana, lasy i karpie. Rodzice mamy byli Niemcami mieszkającymi od kilku pokoleń pod Opolem. Babcia ze strony ojca też była Niemką. Jedni i drudzy dziadkowie mieli zawiłe losy. Po wojnie w Polsce nosić imiona Kurt i Elza nie było łatwą sprawą, nawet jeśli widniało przy nich nazwisko Otremba. Mama poznała mojego tatę, kiedy dziadek Staszek, góral, przyjechał do Kurta wymienić konie – opowiada o swoich korzeniach Basia.

Dodaje, że wychowywano ją po katolicku, ale mama, ewangeliczka, zabierała ją często na swoje nabożeństwa.

Nie miała łatwo. Kiedy dorastała w powojennej Polsce, o jej wyznaniu sąsiedzi mówili „kocia wiara”. Takie przezwisko.

Ona na rogu, on – w ciężarówce

Basia skończyła gimnazjum z całkiem dobrym, dla odmiany, wynikiem z matematyki. Miała iść do technikum weterynaryjnego, ale jej ucząca się w Nysie siostra nie dostarczyła na czas dokumentów do szkoły. A w Tułowicach otwarto właśnie liceum przy technikum leśnym.

1 września przywdziałam mundurek. Szło mi nieźle, w międzyczasie załapałam się na lekcje gry na rogu myśliwskim. Sześć dźwięków, da się grać proste melodie – „Wlazł kotek” i nawet „Sto lat”. Zdałam maturę i znajomi z technikum namówili mnie na leśnictwo w Poznaniu. Pomyślałam: „Nie wyszła weterynaria, ale tutaj też będę mieć kontakt ze zwierzętami”. Mam broń, strzelam. Ale na celownik wzięłam wyłącznie dziki. Łatwiej mi w ich przypadku pociąg­nąć za spust niż przy koźlaku czy łani – opowiada nietypowa myśliwa.

W 2016 roku została podleśniczym Nadleśnictwa Tułowice.

Krystian w tym czasie robił prawo jazdy na ciężarówkę i zaczęły się załadunki, wyładunki. Ta praca też nie bardzo przypadła mu do gustu. A sąsiad we wsi akurat potrzebował kogoś przy obróbce skrawaniem.

Nigdy się tego nie uczyłem, ale czuję, że mam jakiś talent w rękach. Ciekawa robota. Dostaje się kawałek materiału, do tego rysunek i wtedy musi zacząć działać wyobraźnia. Mówię, że „skrobię w materiale”. Robimy między innymi części do robotów składających samochody w Niemczech – mówi Krystian.

Wrażliwy, z bagażem

Kilka lat temu każde poczuło, że życie w pojedynkę to wariant na krótką metę. Zaczęli szukać. Krystian poznał dziewczynę na domówce u kolegi. Po kilku latach wzięli ślub, w kolejnym roku pojawiła się cudowna córka. Ale szczęścia w związku – jak na lekarstwo.

Nie wiem, chyba różnica wartości. Nie znalazłem zrozumienia w tym, co kocham najbardziej. Nie ma dla mnie życia bez pracy w gospodarstwie. Żona chyba marzyła o innym życiu – wspomina małżeństwo.

W ciągu kolejnego roku rozwiedli się. W tym czasie Basia znalazła przez Internet chłopaka. Mieszkał i pracował w Niemczech, a ona nie wyobrażała sobie zostawienia pracy i budowania życia od nowa na obcym gruncie. Rozstali się.

Krystian uwielbia „Tygodnik”. Mówi, że w tej gazecie jest wszystko, czego może potrzebować rolnik. Czyta strony branżowe, ale w zeszłym roku w kwietniu zainteresowała go strona z anonsami. Przypomniał sobie też artykuł o parze, która poznała się dzięki naszym stronom.

W głowie miałem jednak: „Kto mnie będzie chciał? Z dzieckiem? Po przejściach? Tu przecież ludzie z czystą kartą. Ale co mi szkodzi?”. Napisałem kawa na ławę. Ale chciałem też dowcipnie, żeby się wyróżniało. Tam wszystkie te ogłoszenia są podobne! Gdyby to pani mogła podkreślić, żeby piszący starali się być oryginalni, bo to bardziej zapada w pamięć. Żeby nie bali się pisać ciekawie – prosi w rozmowie.

W anonsie stało: „Witam panie. Mam 29 lat, szczupły, 180 cm wzrostu, szatyn. Mimo młodego wieku, niestety, jestem już po rozwodzie. Mam śliczną córeczkę. Jestem pracowity, pomysłowy, zaradny i bardzo wrażliwy. Poczucie humoru to moja główna zaleta, choć ostatnio nie było mi do śmiechu. Pracuję zawodowo na maszynach i dodatkowo z bratem na gospodarstwie. Interesuje mnie stały związek, nie obchodzi mnie Twoja przeszłość, najważniejsza jest przyszłość i uczucie. W czasie wolnym wsiadam na motor i jadę przed siebie. Może znajdę właśnie Ciebie?”. Podpisał się: „Mecenas z Wielkopolski”.

Wysłać, nie wysłać?

U Basi w domu „Tygodnik” gościł od czterech lat. Kiedy się rozstała z chłopakiem, zaczęła częściej zaglądać do Kącika Samotnych Serc. Przeczytała i zaintrygowało ją, że facet gra w otwarte karty, że nie ukrywa bagażu doświadczeń. Do odpisywania namawiała ją mama.

Z kartką zamknęłam się w pokoju. Decydowałam się trzy dni. W międzyczasie anons ukazał się ponownie. Pomyślałam, że to znak. W ostatniej chwili, do zaklejonej wcześniej koperty, dołożyłam wycięte z odpisu dyplomu zdjęcie z numerem telefonu na odwrocie. I pomyślałam, że nic z tego nie będzie – wspomina zeszłą wiosnę.

Krystian dostał list kilka dni później. Czytał z niedowierzaniem, stojąc na podwórku. Było o tym, że dziewczyna pracuje w lesie, że potrafi zająć się domem, lubi szybką jazdę i lubi śpiewać. Nie było nic o rogu i flintach. Ale wydała mu się kobietą idealną. Odpisał SMS-em. Kilka dni tak korespondowali, w końcu Krystian zadzwonił i umówili się na spotkanie. W międzyczasie Basia zdążyła mu napisać, że „to chyba nie ma sensu”.

Nie wystraszyłem się. Spotkaliśmy się w maju na rynku w Kluczborku, bo miało być w połowie drogi. W ostatniej chwili zebrałem kilka konwalii z ogrodu. Wręczałem prawie zwiędłe, ale się ucieszyła. Było tuż przed burzą. Poszliśmy najpierw na spacer, a potem na kawę. Rozmawiało nam się tak, jakbyśmy się znali tysiąc lat. Nie mogliśmy się nagadać – mówi Krystian.

Dwa świadki, dwa placki

Kiedy wsiedli do swoich samochodów, każde z nich miało poczucie, że dzieje się coś ważnego. Spotkali się ponownie po dwóch tygodniach, potem Krystian zadzwonił z prośbą: „Basiu, nietypowa sprawa jest. Nie mam z kim iść na wesele”.

Myślałam, że stało się coś strasznego, a on mnie prosił o tak oczywistą rzecz! Ale wiedzieliśmy od razu, że możemy zwracać się do siebie z najtrudniejszymi kwestiami – wspomina Basia.

Już po miesiącu wiedzieli, że chcą być razem. Krystian zdradził plany budowy domu, Basia ustaliła warunki zmiany miejsca pracy. Już wie, że może liczyć na podobne stanowisko pod Ostrowem.

Ślub? Będzie, ale myślą raczej o zwykłej wizycie w urzędzie niż ceremonii i wielkiej fecie. „Dwa świadki, dwa placki” – mówi Krystian. Pytam, czy problemem dla nich jest to, że nie będzie ślubu kościelnego.

Mnie to nie przeszkadza, choć z wychowania jestem katoliczką. Mówi się, że dojrzały człowiek nie zmienia wiary. Ale dużo bliższe jest mi ewangelickie myślenie o rozwodach i ponownych związkach. Bóg jest jeden, czy się modlę w świątyni żydowskiej, ewangelickiej czy katolickiej. Rozmawia się zawsze z Najwyższym. Nie trzeba być do tego w kościele. U mnie jeden pilarz mówi: „Jestem w lesie pod drzewem, też mogę się modlić i porozmawiać z Bogiem, jak mam sprawę. Nie potrzebuję do niej świadka”. – Basia tłumaczy arcytrudne sprawy z wnikliwością teologa, a Krystian słucha z podziwem.

Chcą, żeby koniecznie coś przekazać wszystkim czytającym i poszukującym.

Każdy z nas jest po jakichś przejściach. Ale to nie powinno być barierą w poszukiwaniu szczęścia i układaniu sobie życia na nowo. Ale jeśli ktoś otrzyma już list, niech odpisze, choć jednym słowem, że go dostał. Bo to stawia tego pierwszego na pewniejszym gruncie, nie ma bezsensownego czekania – mówi Basia i dodaje, że jej brat już zaczyna poszukiwania za pomocą Kacika.

Doceniajcie „Tygodnik”, bo można w nim znaleźć więcej ciekawych ludzi niż we wszystkich portalach randkowych! Tylko trzeba się odważyć! I panowie, nie bójcie się być oryginalni. Piszcie tak, żeby zapadało w pamięć! – radzi wszystkim szukającym miłości Krystian.

Kiedy się na nich patrzy, nie sposób nie wierzyć tym radom. Jeśli więc doskwiera ci samotność, siadaj, pisz i nie bój się otworzyć.

Są tak szczęśliwi, tak spokojni i tak dojrzali w tym świeżym uczuciu, że sprawiają wrażenie pary z baśni. Ale istnieją naprawdę, a ich los może stać się udziałem wielu z was. Odwagi
  • Są tak szczęśliwi, tak spokojni i tak dojrzali w tym świeżym uczuciu, że sprawiają wrażenie pary z baśni. Ale istnieją naprawdę, a ich los może stać się udziałem wielu z was. Odwagi

Karolina Kasperek
Zdjęcie: Archiwum, Karolina Kasperek
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
30. październik 2024 02:26