Obiecałam zebrać na ten temat informacje, dopytałam o plany, projekty i czy zechcą opowiedzieć o tym swoim sztandarowym marzeniu, zanim przystąpią do jego realizacji.
– Opowiemy, ale... ja może od razu się przyznam. My już ten sztandar mamy – dopowiedział szeptem Marian Suska, radny miasta i gminy Pleszew, mieszkaniec Kuczkowa i główny pomysłodawca.
We wrześniu 2016 roku opublikowaliśmy artykuł o sołtysach podpoznańskich wsi z gminy Dopiewo. Pozazdrościli Powiatowemu Stowarzyszeniu Sołtysów z Kórnika, które latem tamtego roku uroczyście wprowadziło swój sztandar. Dopiewiacy zorganizowali się w mig i z pomocą datków od sponsorów posiedli cenny emblemat. Wtedy podobnym symbolem poszczycić się mogli jeszcze tylko sołtysi z gminy Ożarów. Nikt jednak nie słyszał dotąd o tym, by sztandarem pochwalić się mogło pojedyncze sołectwo. Stowarzyszenia, ochotnicze straże pożarne, szkoły – owszem. Ale jedna wieś? Kuczkowianie sprawdzili wszelkie źródła. Są chyba jedyni w Polsce. A jeśli nie, to chyba pierwsi.
- Nieformalny komitet sztandarowy (od lewej): Marian Suska, Elżbieta Grabarek, Zdzisława Suska (szefowa) i Tobiasz Reimann
Czy nam w ogóle wolno?
Spotkaliśmy się w domu sołtyski – Elżbiety Grabarek. Na spotkanie przyszło jeszcze trzech członków nieformalnego komitetu fundacyjnego – Marian Suska, radny miasta i gminy Pleszew, mieszkaniec Kuczkowa, a wraz z nim jego żona, bez której nie podejmuje żadnej ważnej decyzji i którą nazywa pieszczotliwie szefową. Zjawił się też Tobiasz Reimann – młody kuczkowianin i prezes Ludowego Zespołu Sportowego, organ wykonawczy sztandarowego przedsięwzięcia, można by rzec. Opowieści o potrzebie posiadania jednoczącego symbolu „przysłuchiwał się” z kanapy najważniejszy bohater tego spotkania, zapakowany w gustowny pokrowiec. Ale jego urodę mieliśmy podziwiać dopiero za chwilę. Najpierw o tym, jak do tego doszło.
– Skonsultowaliśmy to z prawniczką. Wychodzi na to, że wystarczy zebranie wiejskie, które musi wyrazić zgodę na wszczęcie procedury nadania wsi sztandaru. Upoważnia do takich działań sołtysa – wyjaśniłam efekt konsultacji ze specjalistą.
Rozmówcy odetchnęli z ulgą, zamieszali w kawach i sięgnęli do początków.
– Ja jestem rocznik 46. Miałem możliwość obcowania przez lata ze sztandarami. I tak czuję, że on ma w sobie jakąś dziwną, nieokreśloną moc. Coś, wokół czego ludzie się zbierają. Przeczytałem ten artykuł i pomyślałem sobie: „Ochotnicze straże pożarne w sąsiedztwie mają sztandar. A przecież my jesteśmy większą miejscowością od tamtych. To dlaczego my mamy być bez sztandaru? Skoro jesteśmy w stanie go zafundować, dać mu lokum – mówi ze swadą Marian Suska.
W Kuczkowie podobno od zawsze ludzie czuli wyjątkową więź z miejscem. Choć życie przyniosło ich i ich rodziny z różnych stron. Marian Suska połowę rodziny ma pod Sandomierzem. Ale serce bije mu po kuczkowsku. Więc nasz artykuł padł na wyjątkowo żyzny grunt.
Projekt pierwszy, drugi, trzeci
Nasz „Tygodnik” przychodzi do Kuczkowa zawsze chwilę po dwunastej. Pan Marian otworzył ów wrześniowy numer, przeczytał. Natychmiast pobiegł z pomysłem do żony, a że dostał pozytywną opinię, chwycił za telefon i zadzwonił do Tobiasza.
– Najpierw zastanowiliśmy się, czy pomysł ma w ogóle ręce i nogi. A kilka dni później spotkaliśmy się z panem Marianem i zaczęliśmy rysować. Wiadomo było, że muszą się tam pojawić strategiczne miejsca we wsi – kościół, cudowny obraz w kościele, szkoła. Jest jeszcze gorzelnia, ale z nią na sztandar to jakoś nie wypadało – opowiada Tobiasz.
Pokazują pierwszy szkic. Na nim kartka formatu A4 podzielona na pół. Górny prostokąt żółto-niebieski. Kolory miały nawiązywać do papieskich. Na tym tle herb Pleszewa – bo to siedziba gminy. Gmina zresztą niemal od początku towarzyszy przedsięwzięciu w różnych formach. Nie może nie znaleźć swojego odzwierciedlenia na sztandarze. Na dole – cudami słynący obraz Matki Boskiej Kuczkowskiej.
- Nie byłoby sztandaru w Kuczkowie, gdyby nie inspiracja materiałem w naszym „Tygodniku”
– Mieliśmy przez stulecia we wsi kościół drewniany, fundowany przez dawnych właścicieli, Kuczkowskich. Na początku XX wieku trafił w niego piorun. Kościół się spalił. Ale cudem uratowano z niego obraz Matki Boskiej z pierwszej połowy XVII wieku. I teraz obraz ma swoje miejsce w odbudowanym, murowanym kościele. Matka Boska miała kiedyś koronę, skradziono ją. Ale mają za jakiś czas nadawać nowe korony Jej i Dzieciątku – cieszą się.
Projektowanie – niełatwa rzecz. Nie stanęło więc na pierwszym szkicu. W drugim, w górnym polu, zamiast napisu „w służbie lokalnej społeczności” pojawił się herb wsi.
– Herb piękny, Wąż. Ale też zrezygnowaliśmy, bo okazało się, że Wąż był herbem nie tylko Kuczkowskich. Tytułuje się nim kilka innych rodzin. Chcieliśmy, żeby sztandar świadczył o jakiejś wyjątkowości – wyjaśnia Tobiasz.
Ostateczna wersja projektu została zaprezentowana sołtysce Elżbiecie Grabarek i radzie sołeckiej. Z sukcesem.
- Pomysłodawcy kuczkowskiego sztandaru najbardziej obawiali się o jakość haftu w obrazie. Nie rozczarowali się
Czy haftowali z pasją?
W końcu stanęło na herbie Pleszewa z jednej strony. A że miało być też jakieś przesłanie, wrócił tekst z pierwotnego projektu. To wszystko na zielonym tle, bo Kuczków to wieś, rolnictwo. Na drugiej – cudowny obraz na tle krzyża maltańskiego, który zresztą zaproponowała gmina. Coś tylko nie zgadzało się z datami. Na pierwszym projekcie początek wsi zszedł się z bitwą pod Grunwaldem. Na ostatnim – przybyła wiosce dekada.
– Ubyło lat, czyli przybyło. Bo jak tak zaczęliśmy drążyć przy okazji sztandaru historię, dotarliśmy do zapisów z wcześniejszą datą powstania wsi – chwali się Marian Suska i dodaje, patrząc na żonę, że wszystko było zatwierdzane przez „cenzora”.
Jesień 2016 w pełni, projekty gotowe, trzeba zacząć szukać wykonawcy. Tobiasz przejrzał internet, a dzwoniąc do firm z pytaniami o ceny, myślał o finansowaniu.
– Firm jest sporo. Proponują całe spektrum cen – od 3 do kilkunastu tysięcy. Nie wybraliśmy najtańszej oferty. Bo chcieliśmy, żeby sztandar był częściowo haftowany ręcznie. Stanęło na firmie spod Piotrkowa Trybunalskiego. Ile? – nie zdradzimy. Możemy powiedzieć, że znaleźliśmy się między wspomnianymi kwotami. Ale nie na środku! – zręcznie kluczą panowie.
Ręcznie miał być wyszyty napis, maszynowo – Matka Boża. Bo to zbyt skomplikowany rysunek. Z przesłanych próbek tkanin i kolorów bez wahań wybrali wymarzone. Sztandar się haftował, oni czekali na telefon. Wcześniej ustalili, że pojadą we dwójkę.
– Chcieliśmy zobaczyć, gdzie powstawał. Czy ktoś to robi z przymusu, czy z pasją. Właściciel okazał się pasjonatem żeglarstwa, świetnie się nam rozmawiało. Ale sztandaru nie mieliśmy odwagi oglądać i zwlekaliśmy z tą chwilą. Najpierw obejrzeliśmy wszystkie inne – śmiejąc się, przyznają się do ogromnej trwogi Marian i Tobiasz.
- Nad odcieniem zieleni chwilę się zastanawiali. Miała być przyjazna dla oka, taka, żeby przy niej odpoczywało. I taka właśnie jest
Jeszcze nabierze mocy
Najbardziej bali się, jak wyjdzie obraz – bo on najważniejszy. Zobaczyli i zachwycili się. Sztandar, podwójnie usztywniony, już w warsztacie emanował wszystkim tym, co w sztandarach zaklęte. A oni już wtedy poczuli dumę. Dostali instrukcje jak go składać, czy raczej zwijać. Bo do tego też trzeba specjalnej techniki. Ma się podczas przechowywania nie gnieść. Przenoszony jest w szczelnym pokrowcu, ale miejscowy proboszcz oddał mu miejsce w kościele. Nieformalny komitet sztandarowy zlecił i ufundował budowę gabloty.
Poświęcenie sztandaru miało się odbyć 3 maja 2017 roku. Uroczystość przeniesiono jednak na ten rok. Kuczkowianie uroczyście wprowadzą go 15 sierpnia – w święto Matki Boskiej Zielnej.
Sztandar gotowy, a tu ani słowa o tym, kto za niego zapłacił. Komitet niechętnie o tym mówi i z oporami zdradza, że głównym fundatorem jest Marian Suska.
– To temat nie do końca rozstrzygnięty. Jeszcze nie wiemy, ilu będzie darczyńców – mówi Marian Suska i dodaje – Wie pani, ważny jest ten rytuał. Duma prawdziwa to jest wtedy, kiedy się ten sztandar wprowadzi. Wtedy wchodzi w niego największa moc.
Karolina Kasperek