Szczupła i szybka
Popularna wesz głowowa jest owadem, który przyczepia się do skóry głowy i ssie ludzką krew. Jest drobna i bardzo ruchliwa, więc może być trudno ją zauważyć, zwłaszcza u ludzi, którzy mają grube, gęste włosy. Dorosła przypomina wielkością ziarno sezamu, ma sześć odnóży i kolor od brązowego do szarobiałego. Wszy składają jaja u nasady włosów, i często to właśnie maleńkie, dające się dużo łatwiej zlokalizować gnidy, będące wczesnym stadium rozwoju insekta, są pierwszym sygnałem o zakażeniu pasożytem.
Kto łapie wesz?
Na największe ryzyko zakażeniem narażone są małe dzieci, zwłaszcza w przedszkolach i pierwszych klasach szkoły podstawowej, a także ich nauczyciele czy opiekunowie. Wszy rozprzestrzeniają się przez bezpośredni kontakt. Nie potrafią skakać ani latać, dlatego dla ich przetrwania konieczny jest kontakt „głowa – głowa”. To może stać się podczas zabawy na wspólnym dywanie w przedszkolu czy podczas lekcji wuefu. Drogą zakażenia może też być położenie się na łóżku zakażonego, jego poduszce, a nawet – co może wydać się śmieszne – przytulenie się do wypchanego zwierzęcia, przy którym chwilę wcześniej przebywał ktoś zakażony. Czasem jednak wystarczy założenie cudzej czapki, szalika, dresu, użycie czyjegoś ręcznika, czyjejś szczotki do włosów czy też innych fryzjerskich akcesoriów, jak gumki, spinki czy opaski. Wszy mogą bowiem przez krótki czas żyć na odzieży, przedmiotach. Z badań wynika, że dziewczęta zarażają się częściej niż chłopcy, a kobiety częściej niż mężczyźni.
Fot. phil.cdc.gov
Fot. phil.cdc.gov
Jak rozpoznać wszawicę?
Wszy i ich jaja widoczne są dla nieuzbrojonego oka. Mogą różnić się od siebie kolorem, a to ze względu na czas, który upłynął od ostatniego ich posiłku. Najlepiej jednak widać jaja, czyli gnidy, ponieważ są okrągłe i nieruchome, a ze względu na biały kolor – bardziej widoczne na tle włosów.
To możemy zobaczyć, kiedy spodziewamy się, że dziecko czy domownik zaraził się wszami. Ale kiedy nic nam o tym nie wiadomo, pierwszym sygnałem może być drapanie się, czasem łaskotanie albo wrażenie, że coś chodzi po głowie. Zakażenie pasożytem u wielu ludzi przebiega bezobjawowo. Jedynym pewnym wskaźnikiem wszawicy jest więc obecność żywej wszy lub nimfy (młodej wszy), choć o zakażeniu świadczą już złożone jaja. Część zakażonych rozwija objawy alergii, dlatego częstym symptomem są stany zapalne na skórze szyi oraz głowy. U tych, u których pojawiła się taka reakcja, istnieje ryzyko infekcji bakteryjnej. Z powodu intensywnego drapania bowiem przerwana zostaje ciągłość skóry. W takich sytuacjach podaje się zwykle antybiotyki. Ważne jest, by przy wystąpieniu takich objawów, jak wzmożone swędzenie, zaczerwienienie i ból skóry, skonsultować się z lekarzem.
Wszawicę trzeba leczyć!
Jeśli znajdziemy wszy w jakimkolwiek stadium rozwoju, zacznijmy działać, ale najpierw sprawdźmy, czy pozostali domownicy nie są zakażeni. Bardzo rzadko bowiem zdarza się, by zakażony był tylko jeden domownik lub jedno dziecko w grupie. Większość polecanych terapii jest dostępna bez recepty. Ale pamiętajmy – część składników takich preparatów może być nieodpowiednia dla małych dzieci, dlatego leczenie u kilkulatków zawsze skonsultujmy z lekarzem. Bronią pierwszego rażenia są szampony. Dobrze sprawdzają się te przeznaczone do walki z pchłami u zwierząt. Działają jednak wyłącznie na dojrzalsze owady, nie radzą sobie natomiast z gnidami. Te trzeba będzie usunąć ręcznie, wspierając się bardzo gęstym grzebieniem. Zwykle jedno mycie nie wystarcza. Trzeba je przynajmniej raz powtórzyć. I koniecznie wypierzmy pościel i odzież – w przynajmniej 55°C i w cyklu przynajmniej 20-minutowym. Czego nie można wyprać (czy wyczyścić), włóżmy do szczelnie zamkniętych foliowych worków na przynajmniej dwa tygodnie. Grzebień moczmy przez godzinę w alkoholu, płynie zabijającym zarazki albo umyjmy mydłem i gorącą wodą.
Karolina Kasperek