Porozmawiajmy o oczach. Czy ludzie chodzą dziś częściej czy rzadziej do okulisty albo optometrysty, którym pan jest?
– Dziś w ogóle częściej myślimy o zdrowiu, ale widać, że dotyczy to młodszego, lepiej wyedukowanego i bardziej świadomego pokolenia. Starsi ciągle mają odruch „nie pójdę, bo okaże się, że jestem chory”. Ale ze wzrokiem jest trochę jak z zębami – dopóki nie boli i nie dzieje się coś poważnego, dopóty wszystko wydaje się w porządku. Wobec oczu w ogóle istnieje takie podświadome przekonanie, że one starczą na całe życie bez szczególnych zabiegów. Tak nie jest, a tymczasem 80% bodźców płynących ze świata dociera do nas przez oczy! Jesteśmy stworzeniami, które do pracy i funkcjonowania w ogóle wykorzystują przede wszystkim oczy. Ale o tym, jak ważny jest wzrok, przekonujemy się, kiedy słabnie, a okazuje się, że jest bardzo potrzebny – chociażby kierowcy.
Czym najczęściej dziś szkodzimy naszym oczom? Czy zmieniło się coś w porównaniu z pokoleniem naszych rodziców i dziadków?
– Wynalazki XX wieku, jak komputery czy kino 3D, to jednocześnie problem, ale i dobrodziejstwo. Najpierw o tym pierwszym. Praca z komputerem niszczy wzrok. Oko fizjologicznie nie jest przystosowane do pracy przez osiem godzin przed ekranem. U młodych osób taka intensywna praca powoduje powstanie krótkowzroczności tzw. szkolnej albo pseudokrótkowzroczności. Dzieci przestają widzieć daleko, widzą tylko z bliska.
Osiem godzin przed komputerem wymaga niesłabnącej i nienaturalnej koncentracji mięśni wewnątrz oka. Mięśnie ulegają skurczowi i światło nie skupia się tam, gdzie trzeba. Ostrość słabnie, a jeśli ten cykl będzie powtarzany, to w którymś momencie pojawi się krótkowzroczność. Tak naprawdę należałoby robić przerwy co 20 minut i odrywać wzrok od monitora. Człowiek jest zwierzęciem obserwującym dal, tak było od tysięcy lat. Nie wyewoluowaliśmy za bardzo od czasów pierwotnych. A co do kina trójwymiarowego – jeśli dziecko zapytane o film, powie, że nie bawiło się dobrze albo widać zniechęcenie w trakcie seansu, niemal pewne jest, że chodzi o jakąś wadę wzroku. Kino może więc przysłużyć się diagnostyce.
Dzieci przed pójściem do szkoły powinny przechodzić regularne badania wzroku. Wiadomo, że najpierw uczą się czytać, a potem uczą poprzez czytanie. Wykrycie wady wzroku może je uchronić nie tylko przed etykietką „leń”, „nieuk”, ale i przed chybioną reedukacją. U wielu dzieci diagnozowane są różnego typu zaburzenia, a wpływ na niższe osiągnięcia ma tak naprawdę wada wzroku. Jeśli dziecko kiepsko radzi sobie z drukiem, nie ruszy z nauką. Kiedy badam maluchy, zadaję pytanie o to, jaki przedmiot lubią. Te, u których stwierdzamy zaburzenia widzenia, mówią, że wf. albo przedmioty, które nie wymagają czytania lub pisania.
Trzeba być uważnym, bo to, że dziecko nie zgłasza problemów, nie znaczy, że ich nie ma. Dziś 90% psychologów dziecięcych wysyła dziecko najpierw do optometrysty, żeby wykluczyć optodysleksję.
Kiedy i czy w ogóle trafiają do specjalisty nastolatki i młodzież?
– W dwóch przypadkach. Nastolatek idzie na prawo jazdy albo pracując intensywniej przy komputerze, czuje, że coś jest nie tak – np. po 10 minutach czytania nie jest w stanie dłużej pracować. Kolejną grupą są młodzi dorośli. Trafiają do nas wysyłani przez medycynę pracy, często ze względu na pracę z komputerem. Chcą przede wszystkim zabezpieczyć oczy przed wpływem promieniowania komputera.
Dzisiejsze ekrany nie są szkodliwe, ale to dobrze, bo my przy okazji wykrywamy wady wzroku. Często doradzamy soczewki. Nastolatki czasem wstydzą się okularów, nie noszą ich. Potem wśród pacjentów mamy już osoby 40+, przychodzące z powodu fizjologicznej, naturalnej w tym wieku utraty ostrości widzenia. Każdy po ukończeniu czterdziestki zaczyna cierpieć na prezbiopię, zwaną starczowzrocznością. Po prostu przestajemy widzieć z bliska.
Jeśli to sprawa naturalna, nie należy się jej chyba obawiać?
– Nie ma czego się bać, chociaż wielu próbuje odwlec wizytę u specjalisty. Pokutuje zabobon: „Jak nie będę nosił okularów, to oczy się nie przyzwyczają i wada nie będzie mi się pogłębiać.”
Są ludzie, którzy głoszą taką teorię i próbowali w ten sposób leczyć oczy. Byli w błędzie? Oka nie daje się trenować?
– To, co my możemy w sobie wytrenować, to właśnie mięśnie. A za wady wzroku najczęściej nie one odpowiadają. Dlatego ćwicząc oko, czyli pracując mięśniami gałki ocznej, właściwie robimy sobie krzywdę, ponieważ zmuszamy oko do większego wysiłku, nie lecząc absolutnie znajdującego się gdzie indziej źródła zaburzeń. Weźmy takiego dalekowidza, czyli kogoś, kto nie widzi z bliska. Jeśli pracuje przy komputerze trzecią godzinę, jego uwaga już jest mniejsza o nawet 30%, ponieważ część energii idzie na to, żeby oczy utrzymały wysoki poziom aktywności. Efektywność pracy u kogoś takiego zdecydowanie maleje. Jeśli jest wada – trzeba ją korygować.
Co jeszcze nam doskwiera, kiedy już jesteśmy nie najmłodszymi dorosłymi? Jakich wad jest dziś najwięcej?
– Próbujemy to monitorować, m.in. robiąc wywiad rodzinny i pytając o schorzenia w rodzinie. Wiele wad albo zaburzeń, z których wynikają, jest dziedzicznych. Tak jest np. z jaskrą – postępującym i nieodwracalnym uszkodzeniem nerwu wzrokowego i komórek siatkówki. A jeśli chodzi o statystyki i prognozy, zakłada się na przykład, że w 2050 roku może być na świecie ok. 1 miliard krótkowidzów. Cywilizacja ma z tym ścisły związek. W Tajwanie w grupie wiekowej 12–15 lat 80% dzieci to krótkowidze. To głównie pseudokrótkowzroczność, która przeradza się w stałą wadę, związana z wysokim stopniem rozwoju przemysłowego.
Okazuje się, że młodzi Tajwańczycy zaraz po szkole trafiają do klubów, gdzie do wieczora grają w gry komputerowe. Do tego dochodzi jeszcze genetyczna podatność związana z budową gałki ocznej u rasy żółtej. Spędzający czas po lekcjach na powietrzu młodzi Australijczycy w tej samej grupie wiekowej mają jedynie 12% krótkowidzących. Nie odnotowujemy za to więcej astygmatyzmu ani dalekowzroczności. Wszystkie wady z wiekiem ulegają zmianie. Mitem jest też, że jeśli jesteśmy krótkowidzami, to z wiekiem zaczynamy lepiej widzieć w dal. Z bliska – nie będziemy potrzebowali okularów, ale z daleka wciąż będziemy widzieć słabo.
Czy rolnicy są grupą zawodową szczególnie narażoną na jakieś wady czy schorzenia?
– Rolnicy pracują przy różnych urządzeniach i siadają często za kierownicą. Dlatego jest niezwykle ważne, żeby korygowali nawet najmniejsze wady wzroku. Alarmujemy też, żeby zwłaszcza oni nosili okulary ochronne podczas pracy przy maszynach. Znam wiele przypadków uszkodzenia oka kawałkiem metalu podczas szlifowania czy piłowania właśnie w gospodarstwie. Promieniowanie ultrafioletowe to kolejny wróg wszystkich pracujących w rolnictwie. Rolnicy, pracując na powietrzu, są na nie bardzo narażeni, a promienie potrafią degenerować wiele struktur w oku. To się nie dzieje natychmiast, zmiany nawarstwiają się latami, ale wykryte często są już nieodwracalne albo wymagają skomplikowanego leczenia. Mowa tu o zaćmie albo tzw. skrzydliku, zmianie polegającej na zgrubieniu spojówki. Wychowałem się na wsi i wiem, że niejednemu rolnikowi może wydać się śmieszne żniwowanie w przyciemnianych okularach. Ale to konieczność, jeśli chcemy mieć zdrowe oczy.
Podobno do specjalistów od oczu przychodzimy nie tylko po okulary?
Do optometrysty czy okulisty warto sie też wybrać z innego powodu. Podczas badania przyglądamy się dnu oka, z którego możemy wyczytać pierwsze sygnały cukrzycy, wysoki poziom cholesterolu, nadciśnienie i kilka innych chorób ogólnoustrojowych. A jeśli okaże się, że mamy wadę, czeka nas jedynie dobór modnych oprawek, które dziś stanowią coraz częściej element biżuterii.
Rozmawiała Karolina Kasperek
Wiedzieliście, że komputer może sprawić, że trwale popsuje się nam wzrok, choć nie mieliśmy predyspozycji do tej wady? Albo że okulary przeciwsłoneczne powinien zakładać do pracy kombajnista i traktorzysta? O tym i kilku innych ważnych dla dobrej kondycji naszych oczu sprawach porozmawialiśmy z Wojciechem Nowakiem – optometrystą.