Uśmiechnięta, naturalna, pogodnie nastawiona do ludzi. Ujmuje skromnością. Nic nie ma z „gwiazdy”, którą – jak zapewnia – w ogóle się nie czuje. A przecież mogłaby – szerszej publiczności znana jest jako autorka muzyki do serialu dokumentalnego TVP „Lekarze”, a zarazem jego bohaterka. Laureatka opolskich „SuperDebiutów”. Tymczasem, Jadzia Kłapa-Zarecka realizuje się również jako lekarka.
- Na wsi można się przekonać, że pacjenci szanują człowieka, czego wielokrotnie doświadczyłam pracując w niewielkiej Strachówce – opowiada Jadźka. - Sama zamieszkuję wioskę wśród pól i lasów. Życia na wsi nigdy nie zamieniłabym na miasto – dodaje.
Cały ten jazz
Jadźka pochodzi z Ustronia, a dokładniej – wychowała się na obrzeżach miasteczka, w iście sielskiej scenerii. Dom rodzinny otaczały pola, lasy i rzeka. Dziadkowie i kuzynostwo mieszkali w sąsiednich domach. Po podwórku biegały kury.
- Zawsze marzyłam, żeby mieszkać z dala od miasta. Im bardziej „dziko”, tym lepiej. Stało się tak, jak sobie to wymarzyłam. Mój mąż jest pasjonatem wsi; sprzedał wszystko, co miał, żeby wybudować dom i osiąść pod lasem. Dziś żyjemy spokojnie, nieco „na uboczu”, dokładnie tak, jak chcieliśmy – opowiada Jadzia.
Wychowała się w muzykującej rodzinie – każdy z członków grał na co najmniej jednym instrumencie. Za namową rodziców miała nawet zdawać do szkoły muzycznej, ale odmówiła – brakowało jej cierpliwości do nauki nut. Już jako siedmioletnia dziewczynka wolała samodzielnie komponować, zgodnie ze swoim twórczym podejściem do muzyki. Przez kilka lat pobierała lekcje fortepianu u Iwony Kowali, która wspierała jej wybory muzyczne, pozwalała na dobór repertuaru, improwizacje oraz granie ze słuchu.
- W okresie nastoletnim byłam dość kłopotliwym, zbuntowanym dzieckiem. Po maturze nawet na rok uciekłam z domu – wspomina Jadźka. - Wówczas namiętnie chodziłam na koncerty jazzowe. Wkrótce, z koleżanką – Anią Fraczek - zawiązałam swój pierwszy projekt, Kid Brown – wspomina.
W miarę upływu czasu, zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny i doceniany, a Jadzia postanowiła zdawać na Wydział Jazzu do Katowic.
- Niestety, nie dostałam się. Nie poznali się na mnie – żartuje. - Pomyślałam, że „za karę” pójdę na medycynę. I tak zrobiłam.
Jak mówi stare przysłowie, nie mam tego złego, co by na dobre nie wyszło. W czasie egzaminów na Akademię Muzyczną nawiązała kontakty z muzykami, którzy w dużym stopniu ukształtowali Jadzię Kłapę-Zarecką jako artystkę.
Dzięki muzyce poznała też swojego przyszłego męża, Pawła Zareckiego - muzyka sesyjnego, kompozytora i producenta współodpowiedzialnego m. in. za sukcesy Mietka Szcześniaka czy Anny Marii Jopek.
- Paweł wypatrzył mnie na jednym z koncertów, gdzie śpiewałam. Chyba mu się spodobało, bo jeszcze tego samego dnia oświadczył, że się ze mną ożeni – śmieje się Jadźka. - Słowa dotrzymał. Niecały rok później wyszłam za mąż i zamieszkałam na wsi, pod lasem. Rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu.
Usłyszeć obrazy
Jadźka jest samoukiem. Komponuje na pianinie, improwizuje, pisze teksty. Najchętniej sięga po saksofon, który jest jej ulubionym instrumentem.
- Nie mam wiedzy teoretycznej, nie ukończyłam szkoły muzycznej. Dysponuję za to sercem i uchem – mówi z przekonaniem.
Na pomysły najczęściej wpada za kółkiem, w drodze do przychodni albo szpitala, w którym obecnie jest rezydentką. Wtedy się zatrzymuje, nagrywa melodię na telefonie, a po powrocie do domu od razu siada do pianina.
- Razem z muzyką przychodzi do mnie tekst. Wszystko od razu widzę i słyszę – włącznie z aranżacją i obrazami, które pojawiają mi się przed oczami – mówi Jadźka. - Historie z gabinetu często przekładam na piosenki, to dla mnie pewnego rodzaju wentyl równowagi psychicznej. Poruszam tematy kondycji ludzkiej, miłości, wiary, ale i odchodzenia, z którym niejednokrotnie muszę mierzyć się jako lekarka.
O tym, że muzyka „przenika się” z medycyną, świadczy udział Jadzi w serialu dokumentalnym „Lekarze”. Jak to zwykle w życiu bywa, na szklane ekrany trafiła zrządzeniem losu – w czasie spotkania z kierowniczką Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie ekipa filmowa kręciła jeden z odcinków dokumentu.
- Kiedy weszłam na oddział, doktor powiedziała: „Jadzia, właśnie o tobie rozmawialiśmy”. Zainteresowała się mną jedna z reżyserek, która przysłuchiwała się rozmowie z kierowniczką. A później już szybko poszło, wystąpiłam w całej serii dokumentu, skomponowałam i zaśpiewałam utwór przewodni serialu – opowiada. - Cieszę się, że dzięki serialowi mogłam widzom nieco przybliżyć sytuację młodych lekarzy w naszym kraju.
Kolejnym medycznym wyzwaniem okazała się dla Jadźki praca w wiejskiej przychodni w Strachówce na Mazowszu. Z perspektywy czasu, ocenia tę pracę jako szkołę życia.
- Kontakt z pacjentami ze wsi przyniósł mi dużo radości. Mimo wielu kilometrów, które musiałam pokonywać, aby dotrzeć do Strachówki, przyjeżdżałam tam z przyjemnością – opowiada J. Kłapa-Zarecka. - Przede wszystkim, wiejscy pacjenci są bardzo życzliwi, często w dowód wdzięczności przynosili mi jajka i mleko, zapraszali na dożynki i inne lokalne uroczystości – mówi z uśmiechem. Rolnicy przychodzą z prawdziwymi problemami, nie zawracają sobie głowy byle przeziębieniem - wspomina.
Do dziś pamięta pacjenta w poważnym stanie, dla którego ważniejsze były żniwa niż chora noga, którą mógł stracić. Za wszelką cenę mężczyzna chciał wrócić do pracy, którą przedkładał ponad własne zdrowie.
- Wielokrotnie musiałam wczuć się w sytuację pacjenta, próbować zrozumieć jego stanowisko. Emocje były ogromne – mówi.
Artystka ze stetoskopem
Dziś Jadzia pracuje w szpitalu, robi specjalizację z medycyny rodzinnej. Z wiejską przychodnią musiała się rozstać ze względu na sprawy osobiste – wyczerpującą, wielogodzinną pracę przypłaciła utratą ciąży.
- Wszystko ma głębszy sens, nawet zło może obrócić się w dobro – mówi z powagą. - Jako osoba wierząca jestem przekonana, że nic nie dzieje się bez powodu. Może moja historia pomoże komuś w podobnej sytuacji? – zastanawia się.
Tragedia, która spotkała Jadzię, stała się inspiracją do propagowania wiedzy o prawach pacjentek, które straciły dziecko.
- Mało która kobieta wie, że po utracie ciąży przysługują jej dwa miesiące urlopu. Najczęściej pracodawcy nie informują kobiet o prawie, które im przysługuje. Staram się temat nagłośnić, uzmysłowić kobietom, że ich osobista tragedia nie jest powodem do wstydu. O pewnych sprawach warto głośno mówić – dodaje z mocą.
Mimo trudnych momentów, których doświadczyła, Jadźka jest wciąż uśmiechnięta. Właśnie kończy pierwszy, solowy projekt – płytę zamierza wydać na początku przyszłego roku. Szczególne znaczenie ma dla niej współpraca z muzykami, którzy – jak mówi – odbierają na tych samych falach. Ponadto, śpiewa i gra w dwóch projektach zespołu Mate.O – jazzującym PNO oraz rockowym – TU. Zawiesiła z kolei projekt Kid Brown - każda z artystek poszła w swoim kierunku.
- Znajomi muzycy śmieją się, że przebieram się za doktora – żartuje Jadźka. - A ja po prostu lubię to, co robię. Medycynę wybrałam z miłości do ludzi.
Po zakończeniu rezydentury, Jadzia planuje podjąć pracę w podwarszawskiej przychodni. Chciałaby dalej koncertować, komponować i pisać. Liczy na współpracę z Domem Kultury we wsi Izabela, którą zamieszkuje.
- Nie mam specjalnych wymagań od życia, staram się cieszyć się tym, co już osiągnęłam – zamyśla się Jadźka. - Szczęście przynosi mi codzienność – wspólne gotowanie z mężem, doglądanie ogródka, spacery wiejskimi ścieżkami, czas spędzony z przyjaciółmi w domowym studiu nagrań. Z kolejnymi przedsięwzięciami na razie się nie spieszę. Na wszystko przyjdzie czas.
Małgorzata Janus
Małgorzata Janus