StoryEditorWiadomości rolnicze

Nie zostawić z cierpieniem

12.06.2014., 12:06h
Prowadzą hospicjum domowe i bezpłatną wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego. Wspierają ubogich, rozdając gorące posiłki oraz produkty z Banku Żywności. To jednak nie koniec działalności Pawła i Agnieszki Łączkowskich.   

Szamotulskie Stowarzyszenie Charytatywne Pomoc rozpoczęło działalność w 2003 roku. Paweł Łączkowski, dzisiaj prezes Stowarzyszenia, i Piotr Galus na pytanie, dlaczego założyli stowarzyszenie, odpowiadają, że skłoniła ich do tego zwyczajna chęć pomocy drugiemu człowiekowi. Na samym początku postanowili rozdawać gorącą zupę dla najuboższych. Rozdają ją do dzisiaj oprócz letnich miesięcy, kiedy łatwiej jest zarobić dodatkowe pieniądze podczas pracy sezonowej. Nie pytają o wysokość dochodów, o status społeczny czy dane personalne. Zakładają, że jeśli ktoś przychodzi po posiłek, to znaczy, że go po prostu potrzebuje. Pierwszą zupę ugotowali 23 kwietnia 2003 roku.

– Pamiętam momenty na samym starcie naszej działalności, kiedy to w ogromnym napięciu przywieźliśmy pierwsze kotły pełne zupy. Kompletnie nie wiedzieliśmy wtedy, ile osób się do nas zgłosi. Kiedy podczas rozdawania zaczęło nam jej brakować, zaczęliśmy szybko dowozić je z najbliższych barów. Byliśmy bardzo zdeterminowani, aby nie zawieść. Zainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Przychodzili do nas ludzie nie tylko z Szamotuł, ale i z Gałowa, Szczuczyna – mówi Paweł Łączkowski. 

Kolejne dzieło

Jak się później okazało, zupa to za mało. Chcieli pomagać na większą skalę. Zaowocowała dobra współpraca z Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Szamotułach. Stowarzyszenie od 2004 roku rozdaje żywność z Wielkopolskiego Banku Żywności. Lista osób, które dostają żywność, weryfikowana jest przez OPS. 

–  Pamiętam, jak zaprzyjaźniona lekarka, która zbliżała się do wieku emerytalnego, zdradziła mi, że jej marzeniem jest pracować w hospicjum i pomagać nieuleczalnie chorym – mówi Agnieszka Krygier-Łączkowska, koordynatorka stowarzyszenia. 

I tak narodził się pomysł stworzenia domowego hospicjum, czyli działalności, której nie było dotąd w Szamotułach. Paweł Łączkowski wraz z żoną Agnieszką spotkali się z księdzem Ryszardem Mikołajczakiem, który miał bardzo duże doświadczenie z prowadzenia hospicjum domowego w Poznaniu. I tak się to wszystko zaczęło. Doktor Szymon Rychlicki, dr Irena Białek i dr Anna Handschuh to lekarze, którzy zaoferowali się służyć podopiecznym medyczną pomocą. 

– Pierwszy raz poczułam, że pomogłam, gdy dostałam telefon od pani, która wystraszona informowała, że jej tata wymaga opieki hospicyjnej. Powiedziałam jedno zdanie – nie zostawimy was. Potem w jej głosie usłyszałam wielką ulgę. Na tym właśnie polega nasza działalność – dawanie ludziom nieuleczalnie chorym i ich bliskim poczucia, że nie zostają sami ze swoim cierpieniem – mówi pani Agnieszka. Do dziś odbiera takie telefony. Problem, którego na co dzień większość zdrowych ludzi nie dostrzega, dotyczy wielu chorych. Członkowie stowarzyszenia nie docenili zapotrzebowania na ich pracę. Wolontariusze opiekowali się nawet 20 podopiecznymi, a telefon nie przestawał dzwonić także w nocy. 

W 2012 roku miejscowej pielęgniarce paliatywnej udało się uzyskać kontrakt z NFZ. Od tego czasu członkowie stowarzyszenia biorą pod swoje skrzydła chorych, którzy potrzebują nie tylko pomocy typowo medycznej. Ich kontakt z pacjentem często sprowadza się do udzielania wsparcia w czasie choroby czy umierania. To również nauka dla bliskich, jak radzić sobie z przeciwnościami losu. Czas spędzony razem – rozmowa, uścisk dłoni, zwyczajne powiedzenie „nie bój się” to bardzo często, właśnie to, na co czeka nieuleczalnie chory człowiek. 

Jeden z wolontariuszy wspomniał sytuację, kiedy odwiedzał pacjenta, który po powrocie ze szpitala leżał w swoim niskim łóżku. Do tej pory dzielił je z żoną. Jemu było niewygodnie z niego wstawać, a opiekunom sprawować nad nim opiekę. Jednak żaden z nich nie chciał się do tego przyznać. Żona bała się mu zaproponować łóżko rehabilitacyjne, żeby nie poczuł się urażony, a on nie chciał urazić żony, która mogłaby pomyśleć, że on się od niej odsuwa. I w tym momencie bardzo przydatny okazał się wolontariusz, który tak pokierował rozmową, aby małżonkowie bez problemu mogli dojść do porozumienia. 

Kulisy wypożyczalni

Prezes stowarzyszenia wspomina, jak otrzymał informację od Włodzimierza Kaczmarka, pełniącego wówczas funkcję dyrektora aresztu śledczego, a dziś burmistrza w Szamotułach, że miejscowy szpital będzie złomował łóżka. Udało się je zdobyć, odnowić, tak aby z powodzeniem mogły służyć chorym w ich domach. Pierwsze łóżka zostały umieszczone w udostępnionych przez starostę garażach. Tak powstała wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego, którą do dziś z ogromnym powodzeniem prowadzą wolontariusze z aresztu śledczego. Z czasem do wypożyczalni zaczęły spływać dary z Holandii, Włoch, Belgii i Niemiec. 

Po kilku latach działalności wypożyczalni niestety konieczne stało się wprowadzenie kaucji Beneficjenci nie oddawali sprzętu. Rodzina chorego, który zmarł lub nie potrzebował już łóżka czy wózka, nie poczuwała się do tego, aby je oddać. Dziś, kiedy Stowarzyszenie pobiera 100 zł kaucji za łóżko i 50 zł za wózek, sprzęt wraca do nich od razu, kiedy przestaje być potrzebny. Sposób ten znacznie usprawnił funkcjonowanie wypożyczalni. Dzięki temu np. wózek inwalidzki trafia do kolejnego potrzebującego najszybciej, jak to tylko możliwe.

Członkowie stowarzyszenia nieustannie zadają sobie pytanie, jak pomagać lepiej, mądrzej. Jak docierać do tych, którzy rzeczywiście tej pomocy potrzebują i nie mają śmiałości o nią poprosić. W 2012 roku dzięki wsparciu mieszkańców Szamotuł i okolic, udało się im przygotować „szlachetną paczkę” dla jednej z rodzin. Szamotulska Pomoc zdecydowała się wesprzeć 10-osobową rodzinę spod Obornik mieszkającą w jednym pokoju i dotkniętą chorobami. Radość rodziny i satysfakcja darczyńców były ogromne! W kolejnym roku udało się im wspomóc aż 27 rodzin. 

Większość członków stowarzyszenia mieszka w Szamotułach i pobliskich wsiach. To studenci, przedsiębiorcy, naukowcy, emeryci, w przedziale wiekowym od lat 18 do 80. Wiele ich różni, ale jedno łączy. Tworzą front ludzi dobrej woli. Są otwarci na nowe pomysły. Organizują również charytatywne koncerty czy półkolonie dla dzieci. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Może i ty pójdziesz ich śladem...

Ewelina Hahnel

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 16:02