U drzwi czekał już na nas prezes jednostki, br. Janusz Kulak. Po wymianie grzeczności zasiedliśmy w dość niecodziennym miejscu, w starym, pięknym samochodzie Minerwa GM-4 i oddaliśmy się słuchaniu dziejów. – Niepokalanów nie jest jednostką administracyjną, lecz klasztorem, który został założony przez ojca Maksymiliana Kolbego w 1927 r. na ziemiach ofiarowanych przez księcia Jana Druckiego-Lubeckiego – opowiada prezes br. Janusz Kulak.
Drewno i papa, pożywka dla ognia
– Początkowo tereny klasztorne zajmowały niewielką powierzchnię, a z czasem zaczęły się rozrastać zajmując kolejne działki ofiarowane przez księcia. Przed wybuchem II wojny światowej klasztor był największym klasztorem na świecie. Zamieszkiwało w nim ponad 700 zakonników. Niepokalanów był również największym ośrodkiem wydawniczym pism religijnych w Polsce „Rycerza Niepokalanej” oraz „Małego Dziennika” wyposażonym w najnowocześniejsze maszyny drukarskie. Posiadał także własną elektrownię. Zarówno budynki mieszkalne franciszkanów, jak i drukarnia były drewniane, kryte papą i stanowiły niemal jedną całość z uwagi na gęstą zabudowę. Ojciec Maksymilian w obawie, że w razie pożaru wszystko pójdzie z dymem, rzucił pomysł powołania ochrony przeciwpożarowej. Niestety, wyjechał do Japonii, a dzieło podjął Florian Koziura, który zlecił bratu Salezemu Mikołajczykowi zwołanie kilkunastu zakonników, by stworzyć straż pożarną. Poproszono wówczas instruktora pożarnictwa z Warszawy o gruntowne przeszkolenie ochotników. I tak w 1931 r. powstała Ochotnicza Straż Pożarna w Niepokalanowie.
- Brat Janusz Kulak opowiada dzieje OSP i powstania muzeum
Nie trzeba było długo czekać na chrzest bojowy, gdyż zimą 1931 r. wybuchł pożar w elektrowni. – Okoliczni mieszkańcy wszczęli alarm i sąsiad sąsiadowi przekazywał, że „braciszki się palą” a wiadomo, w ówczesnych czasach opanowanie tego żywiołu było niezwykle trudne – kontynuuje opowieść brat Janusz. – To była wielka tragedia i wiało grozą. Nikt z mieszkańców wsi nie spał. Gdy w jednej części wybuchał pożar, w innej wyprowadzano inwentarz i wynoszono z domów dobytek. Ludzie się zbiegli do klasztoru ofiarując pomoc, ale ich nie wpuszczono twierdząc, że jest tylu zakonników i dadzą sobie radę. Główne siły skierowano na obronę drukarni i zecerni. Ludzie patrząc jak bracia się uwijają byli pełni podziwu i szacunku dla zakonników. Po tych wydarzeniach ludność wiedziała, że strażacka brać zakonna ma odpowiedni sprzęt, wykonany we własnym zakresie bądź zakupiony dzięki ofiarności ludzi, a także gruntowne przeszkolenie. Zaczęto więc przybiegać pod furtę klasztorną z wołaniem o pomoc. Z czasem została wybudowana wieża obserwacyjna, na której wciąż czuwał jeden z braci i w razie ujrzenia dymu na horyzoncie, nawet gdzieś w oddali, natychmiast dął w trąbkę na alarm a bracia w pełnym rynsztunku wyruszali na akcje. Nadal jednak w habitach. A służbę swoją traktują jako jedną z form apostolstwa.
Dziś jest łatwiej
W 1999 r. za szeroko zakrojoną działalność, doskonałe wyszkolenie, sprawne usuwanie skutków żywiołów oraz wzorową współpracę z innymi strażami, jednostka została włączona w struktury KSRG i od tego czasu bracia wg wymogów, do akcji wyruszają w mundurach. Obecnie w jednostce jest 23 braci, 12 z nich ukończyło wszelkie szkolenia i może uczestniczyć w akcji ratunkowej.
– Minerwa z 1923 r. jest naszym pierwszym własnym samochodem. Co ważne, nadal na chodzie. Używamy go podczas wyjątkowych chwil i uroczystości – ciągnie opowieść brat Janusz prowadząc nas na piętro. – Poza tym mamy 3-letniego Mana i Mercedesa do ratownictwa technicznego i drogowego. Należymy do kompanii przeciwpowodziowej. Dysponujemy łodzią płaskodenną, aluminiową do akcji powodziowych, a także szkoleń, które systematycznie przechodzimy doskonaląc umiejętności. Rocznie wyjeżdżamy ok. 150 razy do różnych zdarzeń. Teraz straż jest jednostką niosącą pomoc w wielu przypadkach, począwszy od pożaru, zdarzeń drogowych, usuwania szkód nawałnic, przez akcje powodziowe po zdejmowanie kotów z drzew, usuwanie owadów błonkoskrzydłych.
- Strój strażacki używany przez braci do 1990 r.
Na piętrze naszym oczom ukazują się zbiory stanowiące majątek tutejszego muzeum strażackiego. Brat Janusz oprowadza nas i opowiada o wszystkim bardzo drobiazgowo, a jest tu co oglądać. Mundury, nie tylko polskich strażaków. Hełmy z różnych epok i wielu krajów. Oprócz tego m.in. 300-letnia szpryca ręczna do wody, pasy bojowe, toporki, oryginalny strój strażacki braci zakonników z odpowiednio dostosowanym habicie do udziału w akcjach ratowniczych. Są też stroje galowe: habit, pas z koalicyjką i czapka strażacka, których bracia używają podczas ważnych świąt i uroczystości strażackich. – W naszych zbiorach bibliotecznych znajduje się wiele perełek wydawniczych – opowiada brat Janusz. – Są wolumeny pamiętające lata 20. ub.w. Mamy roczniki „Przeglądu Pożarniczego” z 1820 r. Czasem udostępniamy zbiory autorom, którzy spisują kroniki, historie i genezę pożarnictwa w Polsce.
To były wspaniałe chwile, które dane było nam spędzić w otoczeniu wspomnień i spraw bieżących. A prezes brat Janusz Kulak okazał się doskonałym przewodnikiem. Życzymy dzielnym druhom dalszego rozwoju, pokonywania trudów i patrzenia z nadzieją w przyszłość.
Małgorzata Wyrzykowska