W jesienne i wiosenne dni, gdy już można lub jeszcze można wygrzewać się w promieniach słońca, na tarasie, z którego widok rozchodzi się na ogród, słychać szum morza. W linii prostej to zaledwie parę kilometrów od Bałtyku. Do niedawna państwo Pawliszynowie mieszkali w Jamnie, ale uchwałą rady gminy wieś stała się częścią Koszalina. Tak też ich gospodarstwo, które prowadzą do spółki z bratem pana Tomasza, znalazło się w granicach miasta. Właśnie tu, na niewielkim skrawku ziemi, wykrojonym między ścisłą zabudową gospodarczych poniemieckich budynków, stworzyli swoją zieloną enklawę.
Kalina dla Kaliny
Tuż przy tarasie pani Małgorzata zaprojektowała jedną z rabat. Królują na niej okrywowe róże, kocimiętka i angielska kalina.
– Cztery lata temu na cześć córki posadziłam kalinę pospolitą, ale bardzo szybko się rozrosła. Zagłuszyła inne krzewy i byliny. Postanowiłam ją wyciąć – wyjaśnia pani Małgorzata, której miłość go ogrodów, zieleni i kwiatów sprawiły, że córce dała imię Kalina. A syna nazwała Tymoteusz, prawie jak tymianek. Chłopiec, choć ma zaledwie kilka lat, uwielbia pomagać mamie w ogrodzie.
– W warzywniaku ma pełne pole do popisu. Pod folią sieje zboże, sadzi ziemniaki i kwiaty cebulowe – chwali syna dumna mama.
– W warzywniaku ma pełne pole do popisu. Pod folią sieje zboże, sadzi ziemniaki i kwiaty cebulowe – chwali syna dumna mama.
Przepełnione wielobarwnymi roślinami rabaty okalają falowaną linią trawnik. Kwiaty, trawy i ozdobne jedynie z liści krzewy zostały posadzone piętrowo, tak aby każda z roślin była widoczna. Wśród kwiatów prym wiodą hortensje bukietowe różnych odmian. Na niektórych rabatach przez kremowe, zielonkawe i bladoróżowe kule i stożki kwiatów hortensji przebijają się strzeliste różowo-fioletowe kwiaty jeżówki, a u ich stóp jak woda rozpływa się chodnik bordowo-listnej żurawki. Rabaty osłaniają parasole z koron młodych brzóz, które posadził pan Tomasz. I starych, przygarbionych jabłoni, pamiętających jeszcze przedwojennych właścicieli.
– Trudno mi się z nimi rozstać. Mam do nich słabość, ale to już sędziwe schorowane drzewa, które łamią się pod ciężarem owoców i przy podmuchach wiatru. Jedną z jabłoni rosnącą przed domem, w cieniu której lubili się bawić Kalina i Tymek, musieliśmy z tego powodu z żalem wyciąć. Pewnego wieczoru, tuż po zabraniu dzieci do domu, silny podmuch złamał drzewo. Uznaliśmy, że choć piękne, zagraża bezpieczeństwu Kaliny i Tymka – przyznaje pani Małgorzata.
– Trudno mi się z nimi rozstać. Mam do nich słabość, ale to już sędziwe schorowane drzewa, które łamią się pod ciężarem owoców i przy podmuchach wiatru. Jedną z jabłoni rosnącą przed domem, w cieniu której lubili się bawić Kalina i Tymek, musieliśmy z tego powodu z żalem wyciąć. Pewnego wieczoru, tuż po zabraniu dzieci do domu, silny podmuch złamał drzewo. Uznaliśmy, że choć piękne, zagraża bezpieczeństwu Kaliny i Tymka – przyznaje pani Małgorzata.
Tak sędziwa jabłoń ustąpiła miejsca czerwono-listnemu płaczącemu bukowi. Rośnie tuż przy furtce, od której prowadzi z ulicy do domu ścieżka ułożona z szarej kostki granitowej. A Kalina i Tymek bawią się od tego czasu z drugiej strony domu. Tam rodzice zorganizowali dla nich plac zabaw. Biało-niebieski drewniany domek z drabinką i zjeżdżalnią, piaskownica i trampolina stały się królestwem maluchów.
Furtka do sąsiada
Dzieci kochają jednak stare drzewa, lubią więc odpocząć na drewnianej ławce stojącej w cieniu innej ogromnej jabłoni. W tym miejscu pani Małgorzata zaprojektowała „ciurkadełko”. Tak nazywa niewielką kamienną fontannę. Dekoracja idealnie komponuje się z naturalną formą ogrodu.
– Szum wody odpręża i relaksuje. Ciurkadełko jest również wspaniałym miejscem do dziecięcych zabaw, spełnia też rolę poidełka dla ptaków i owadów – wyjaśnia pani Małgorzata.
– Szum wody odpręża i relaksuje. Ciurkadełko jest również wspaniałym miejscem do dziecięcych zabaw, spełnia też rolę poidełka dla ptaków i owadów – wyjaśnia pani Małgorzata.
Do fontanny prowadzi ścieżka ułożona z nieregularnych granitowych płyt. Bo kamień poza kwiatami i trawą jest ważnym materiałem w ogrodzie. Dlatego z granitu, choć w różnych formach, ułożono ścieżki. Wzdłuż jednej z nich pani Małgorzata posadziła w równym rzędzie tuje przycięte w kule na pniu. Oddzielają front od głębi ogrodu.
Uroku ogrodowi państwa Pawliszynów dodają furtki. Drewnianą, ukrytą między rabatami i obrośniętą zimozielonym bluszczem przechodzi się do parkingu dla ciągników i maszyn. Druga to pozostałość po niemieckiej tradycji. Bez wychodzenia na ulicę można nią przejść do sąsiada.
Uroku ogrodowi państwa Pawliszynów dodają furtki. Drewnianą, ukrytą między rabatami i obrośniętą zimozielonym bluszczem przechodzi się do parkingu dla ciągników i maszyn. Druga to pozostałość po niemieckiej tradycji. Bez wychodzenia na ulicę można nią przejść do sąsiada.
– We wszystkich zagrodach w naszej wsi były wewnętrzne furtki, którymi można było przejść z gospodarstwa do gospodarstwa. Zachowaliśmy je. To zacieśnia więzi między sąsiadami, a przy tym zapewnia bezpieczeństwo, bo idąc w odwiedziny do sąsiada nie trzeba przechodzić przez ruchliwą obecnie ulicę – tłumaczy pani Małgorzata.
Przechodząc dwoma takimi furtkami dociera się do wspólnego warzywniaka.
– Jeden z sąsiadów nie miał już sił, by pielęgnować ogród, więc skrzyknęliśmy się w kilka osób i zorganizowaliśmy sobie warzywniak. Każdy uprawia na nim co mu się żywnie podoba. Wymieniamy się plonami, wspólnie pielimy, siejemy przekopujemy. To fajny sposób na dobrosąsiedzkie relacje – zapewnia pani Małgorzata.
Na jej grządkach rośnie sałata, ogórki, cukinia i... nasturcje. Dzieci chętnie jedzą prosto z grządki ostre w smaku kwiatki.
Na jej grządkach rośnie sałata, ogórki, cukinia i... nasturcje. Dzieci chętnie jedzą prosto z grządki ostre w smaku kwiatki.
Ogród pani Małgorzaty zachwycił nie tylko jury konkursu „Zielony zakątek”, ale również sąsiadów i znajomych, którzy proszą ją o pomoc w stworzeniu ogrodów, a ona oddaje się temu z wielką przyjemnością.
Dorota Słomczyńska