W Stankowicach pięknie jest jeszcze zanim wejdzie się do czyjegokolwiek ogrodu. Bo to miejscowość położona w niezwykle malowniczym zakątku, w powiecie lubańskim. To ten fragment Dolnego Śląska, w którym wyraźnie czuje się bliskość Czech i Niemiec. Liczące po kilkaset lat budynki porastają nienasycone pnącza.
Przedsmak ogrodu
Tak właśnie jest, kiedy wjeżdża się na podwórko Jolanty Rudek. Podwórze zamykają trzy budynki, z których najstarszy – ten mieszkalny – ma, bagatela, niemal 400 lat! Prawa jego połowa tonie w zielonym gąszczu, w którym kryje się pierwszy, przydomowy, ogródek. Można by go nazwać też przedogródkiem, bo ten właściwy położony jest za domem.
W przydomowym gospodarze siadają czasem gośćmi. Ciasto, niemal prosto z ganku może wylądować na stole, wokół którego stoją ławki. Przed spiekotą chroni zadaszenie, ale wrażenie orzeźwienia potęgują porośnięte zielenią ściany. Kiedy siedzimy przy kawie pod koniec sierpnia, róża zdążyła już zmienić dominantę kolorystyczną z czerwonej na zieloną, ale po ścianie ganku dzielnie pnie się wisteria. Jest tak żarłoczna, jak mówi Jolanta, że w krótkim czasie rozpanoszyła się też po balkoniku nad gankiem. Ścianę domu zaś pokrywa winorośl, która ugina się pod ciężarem owoców. Tu tuja, tam bluszcz, który na dwumetrowej podpórce urósł w kształt wielkiego grzyba. Właścicielka zapewnia, że „kopuła” trzyma się absolutnie sama.
W przydomowym gospodarze siadają czasem gośćmi. Ciasto, niemal prosto z ganku może wylądować na stole, wokół którego stoją ławki. Przed spiekotą chroni zadaszenie, ale wrażenie orzeźwienia potęgują porośnięte zielenią ściany. Kiedy siedzimy przy kawie pod koniec sierpnia, róża zdążyła już zmienić dominantę kolorystyczną z czerwonej na zieloną, ale po ścianie ganku dzielnie pnie się wisteria. Jest tak żarłoczna, jak mówi Jolanta, że w krótkim czasie rozpanoszyła się też po balkoniku nad gankiem. Ścianę domu zaś pokrywa winorośl, która ugina się pod ciężarem owoców. Tu tuja, tam bluszcz, który na dwumetrowej podpórce urósł w kształt wielkiego grzyba. Właścicielka zapewnia, że „kopuła” trzyma się absolutnie sama.
Zaczęło się od warzyw
Ale prawdziwa kwiatowa i roślinna fiesta zaczyna się, kiedy trafiamy do ogrodu właściwego. Ten usadowił się na poletku za domem.
– Mamy trochę ziemi, ponad 20 hektarów. Mąż sieje zboże, ziemniaki, sporo też łąk. I tu właśnie, gdzie jest teraz ogród, jeszcze 12 lat temu była łąka. Babcia męża miała nieopodal, pod drzewem, małą folię, w której uprawiała paprykę. Ciągle miała tam mszycę. Stwierdziłam, że przeniesiemy szklarnię, żeby stała bardziej w słońcu. I tak się zaczęło – opowiada Jolanta Rudek.
Kiedy dostali pierwsze dopłaty unijne, teren ogrodzili, bo wcześniej potrafiły tam wejść konie, krowy od sąsiada czy zające. Szklarnia szybko okazała się niewystarczająca. Po roku powstał warzywnik. Właścicielka tak nawoziła wcześniej ziemię, że pierwsze kapusty miały niemal metr w obwodzie. Potem posadziła kilka wiśni i maliny. Dziś warzywnik oddziela od reszty położonego na stoku ogrodu alejka, w której co krok jawi się jakaś ciekawa roślina. Najwyżej pnie się tam burgundowy szarłat, który świetnie nadaje się na łącznik między warzywnikiem a ogrodem kwiatowym, bo jest zbożem, ale jednocześnie bardzo ozdobną rośliną. Jak dziesiątki innych roślin w ogrodzie, właścicielka wyhodowała go z nasion, w kolejnych latach już swoich. Dziś szarłat szaleje tak, że trzeba go czasem likwidować.
– Mamy trochę ziemi, ponad 20 hektarów. Mąż sieje zboże, ziemniaki, sporo też łąk. I tu właśnie, gdzie jest teraz ogród, jeszcze 12 lat temu była łąka. Babcia męża miała nieopodal, pod drzewem, małą folię, w której uprawiała paprykę. Ciągle miała tam mszycę. Stwierdziłam, że przeniesiemy szklarnię, żeby stała bardziej w słońcu. I tak się zaczęło – opowiada Jolanta Rudek.
Kiedy dostali pierwsze dopłaty unijne, teren ogrodzili, bo wcześniej potrafiły tam wejść konie, krowy od sąsiada czy zające. Szklarnia szybko okazała się niewystarczająca. Po roku powstał warzywnik. Właścicielka tak nawoziła wcześniej ziemię, że pierwsze kapusty miały niemal metr w obwodzie. Potem posadziła kilka wiśni i maliny. Dziś warzywnik oddziela od reszty położonego na stoku ogrodu alejka, w której co krok jawi się jakaś ciekawa roślina. Najwyżej pnie się tam burgundowy szarłat, który świetnie nadaje się na łącznik między warzywnikiem a ogrodem kwiatowym, bo jest zbożem, ale jednocześnie bardzo ozdobną rośliną. Jak dziesiątki innych roślin w ogrodzie, właścicielka wyhodowała go z nasion, w kolejnych latach już swoich. Dziś szarłat szaleje tak, że trzeba go czasem likwidować.
Kwiatowe wyspy
Ogród położony jest na łagodnym stoku. Trudno powiedzieć, gdzie jest jego centrum – ma ich kilka. Z każdym rokiem powstawała kolejna „zielono-kwiatowa wyspa”, i każda z czasem gęstniała o dosadzane nieustannie rośliny. Wyspy poprzedzielane są drzewami – tu orzechy laskowe różnych gatunków, tu wierzby, tu miłorząb japoński, a tam niezwykłe drzewo paulownia tomentosa, na którą gospodyni chucha i dmucha wiosną, żeby zakwitła. Jodły, świerki, sosny, a między nimi ukochane przez właścicielkę, wciąż kwitnące róże i hortensje. Oba kwiaty sama rozmnaża. Dalej różanecznik, za nim kępy traw, pnącza i krzewy obsypane fioletowymi kwiatami – to też ulubiony kolor. Taki zapewniają w stankowickim ogrodzie m. in milin amerykański i ketmia, czyli hibiskus.
Najbardziej kwiatowa część ogrodu to jeszcze niedawno bardziej warzywno-owocowy kawałek. Właścicielka jeszcze na początku roku miała tam małe malinowe poletko. Wiosną postanowiła wyciąć połowę krzaków i zrobić ogródek kwiatowy. Powstała więc kolorowa wyspa z dywanem z cynii, malw – pełnych i pustych, astrów, hortensji, aksamitek, dalii, heliotropu.
– Uwielbiam aksamitki, kwitną całe lato, do jesieni. Wystarczy tylko pościnać im uschnięte części – cieszy się stanowicka ogrodniczka.
Najbardziej kwiatowa część ogrodu to jeszcze niedawno bardziej warzywno-owocowy kawałek. Właścicielka jeszcze na początku roku miała tam małe malinowe poletko. Wiosną postanowiła wyciąć połowę krzaków i zrobić ogródek kwiatowy. Powstała więc kolorowa wyspa z dywanem z cynii, malw – pełnych i pustych, astrów, hortensji, aksamitek, dalii, heliotropu.
– Uwielbiam aksamitki, kwitną całe lato, do jesieni. Wystarczy tylko pościnać im uschnięte części – cieszy się stanowicka ogrodniczka.
Na wyspę świetny widok ma się z centrum ogrodu na stoku, czyli urokliwego mostka. Gospodarze przerzucili go nad nieregularnym oczkiem otoczonym przez falujący płot z miskantów. Kiedy zechcemy odwrócić wzrok i spojrzeć pod nogi, oczy ucieszy nam widok połyskujących w słońcu złotych karasi i lilii wodnych. A prosto z mostku, niemal potykając się o kostrzewy sine, gazanie, orliki, przedzierając się przez trzmielinę, berberysy, pęcherznicę i perukowiec, trafimy pod niewysokie drzewo prosto na ławkę-huśtawkę. Siedząc na niej, można podziwiać stuletnie brzozy i porośniętą przez bluszcz ścianę domu pamiętającego króla Jana Kazimierza. I napawać się nie tylko zapachem kwiatów, ale rosnących tu i ówdzie ziół.
Karolina Kasperek