Obydwoje z mężem wywodzą się z gospodarstw. Po kilku latach wspólnego mieszkania w blokach, z powrotem uciekli na wieś. Nie wyobrażali sobie życia bez własnego kawałka ziemi, kwiatów, przestrzeni. Wrócili w rodzinne strony, poświęcili się temu, co lubią – prowadzeniu niewielkiego gospodarstwa o profilu roślinno-zwierzęcym oraz pielęgnacji wymarzonego ogrodu.
Szczęście? Tylko na wsi!
– Nie umieliśmy się odnaleźć w miejskiej rzeczywistości. Tęskniliśmy za kwiatami, owocami z własnego drzewka, poranną kawą na tarasie. Szczęśliwie, dopięliśmy swego – mówi gospodyni.
Państwo Bartołdowie pracują również zawodowo. Pan Andrzej jest kierowcą, zaś pani Ewa – nauczycielką matematyki. Podobnie, jak... jej dwie siostry.
– Gospodarujemy na piętnastu hektarach, z czego pięć stanowią lasy. Powierzchnia ogrodu to z kolei trzydzieści arów – wylicza pani Ewa – Rok po sprowadzeniu, w 2014 roku zaczęliśmy od obsadzania terenu żywotnikami. Zdecydowaliśmy się na tuje odmiany szmaragd, która sama się formuje i nie wymaga wielu zabiegów. Przy ilości ok. pięciuset drzewek i krzewów, które posadziliśmy, każda roślina niewymagająca dodatkowego nakładu pracy jest na wagę złota.
Gospodyni przyznaje, że koncepcję aranżacji ogrodu częściowo wymusiła sytuacja. Tuż po montażu szamba ekologicznego zostały dwa nieestetyczne kopczyki. Gospodyni „ukryła” w klombach dreny oraz zbiorniki.
- Ogród w Budzynie to młode, zaledwie kilkuletnie założenie
Gospodyni przyznaje, że koncepcję aranżacji ogrodu częściowo wymusiła sytuacja. Tuż po montażu szamba ekologicznego zostały dwa nieestetyczne kopczyki. Gospodyni „ukryła” w klombach dreny oraz zbiorniki.
– Ogród sam się układał „pod szambo” – wspominają rolnicy. – Wszystkie drzewka, krzewy oraz kwiaty sadziliśmy w oparciu o intuicję. Z efektu jesteśmy zadowoleni.
Zgodnie z cyklem przyrody
Ogród państwa Bartołdów podzielony jest na kilka stref. Na tyłach domu mieści się część rekreacyjna – miejsce zabaw dla dzieci. Część frontowa to niewielki kwietnik – królestwo 10-letniej córki. Dziewczynka sama wysiewa rośliny, dogląda ich, pielęgnuje.
– Dookoła rosną krzewy liściaste, drzewka i kwiaty pełniące funkcję ozdobną. Wiosną sadzę tulipany, bratki, stokrotki, aksamitki oraz moje ukochane róże. Bardzo lubię tę porę roku – jest jasna i kolorowa, optymistycznie nastawia do świata. Jesienią przyozdabiam ogród wrzosami. Zawsze staram się dekorować parapety „sezonowymi” kwiatami, zgodnie z cyklem przyrody – mówi pani Ewa.
Tuż obok nowego budynku gospodarczego rosną krzewy oraz drzewa owocowe – królestwo Ewy Bartołd. Strefę warzywną zagłuszyły w tym roku maliny, których gospodyni nie miała serca zlikwidować.
- Pani Ewa przerabia własne plony na nalewki, dżemy, soki czy konfitury. Jej spiżarnia pęka w szwach
Morele, jeżyny, jabłka, gruszki, porzeczki, jeżyny, śliwy, borówka, jagoda kamczacka czy wiśnie – to tylko niektóre z owoców rosnących w ogrodzie.
– Przerabiam własne plony na nalewki, dżemy, soki czy konfitury. Każdy ze słoiczków oklejam specjalnie zaprojektowaną etykietą – z dumą opowiada gospodyni. – W czasie urlopu robię przetwory, piekę jagodzianki. Z babcią i siostrą właśnie ulepiłyśmy tysiąc trzysta pierogów z jagodami. Spiżarnia czeka już na nadchodzący sezon zimowy, dosłownie pęka w szwach – dodaje.
W wolnych chwilach gospodarze chętnie odpoczywają na zadaszonym tarasie, z którego rozpościera się widok na pola i łąki. Zgodnie przyznają, że relaks w domowym ogrodzie to najmilszy moment dnia.
Z opatrznością wśród róż
Zaraz po przeprowadzce na wieś, Ewa i Andrzej Bartołdowie odkryli na swojej posesji niezwykłe znalezisko – krzyż z datą: 1902.
– Na naszej ziemi, która dawniej należała do teściów, stał krzyż, który natychmiast poddaliśmy renowacji – z pasją opowiada gospodyni. – Nie mogliśmy pozwolić, żeby zabytek niszczał. Poza tym, z opatrznością lepiej mieć dobry układ – uśmiecha się pani Ewa.
W 2015 roku gospodarze własnym nakładem odnowili i zabezpieczyli krzyż, wybrali dla niego miejsce – na skraju ogrodu, tuż przy drodze, aby przechodnie mogli przystanąć i się pomodlić. Dookoła położyli kostkę oraz zamontowali niewielką furtkę. W porozumieniu z gminą zorganizowali budowę maleńkiego „mostka” prowadzącego do figury, ze względu na rów, który biegnie wzdłuż szosy.
– Założyliśmy automatycznie załączające się oświetlenie – opowiada gospodyni. – Krzyż obsadziłam pnącą różą. Uważam, ze idealnie pasuje do tego miejsca.
Gospodarze, zapytani o plany ogrodnicze, jak zwykle zdają się na intuicję.
- Na skraju ogrodu, tuż przy drodze, gospodarze postawili odnowiony własnym nakładem krzyż, który służy też innym mieszkańcom wioski
Gospodarze, zapytani o plany ogrodnicze, jak zwykle zdają się na intuicję.
– Zapewne kupię rośliny, które wpadną mi w oko. Chyba nie oprę się pokusie i jedną z nich będzie hortensja. Póki co, jestem usatysfakcjonowana tym, co mam. Zadbana przestrzeń, poranna cisza i śpiew ptaków... chyba tak właśnie wygląda raj.
Małgorzata Janus