Odwiedziliśmy panią Emilię w lipcu, kiedy nie tylko jej, ale i wszystkie ogrody w Polsce toczyły nierówną walkę z suszą. Nie zdołała ona jednak odebrać kolorów niewielkiemu ogrodowi Siegów. Było ich wciąż tyle, że do głowy by nam nie przyszło użycie „programu, który je ulepsza”.
– Już jesteśmy zmęczeni tym podlewaniem. Ale to nie to samo. Jak nie spadnie z góry, to wężem za wiele nie da się zwojować – powiedziała teściowa Emilii, Katarzyna Sieg.
Inspirowany Holandią
To ona założyła ogród. Jest jej pasją. Tak bardzo, że czasem słyszy od męża, że nawet zaniedbuje małżeństwo. Ogród w rękach Katarzyny urósł tak, że zdążył dwa razy zająć pierwsze miejsce w gminnym konkursie. Od roku zajmuje się nim druga para rąk i druga głowa. Bo Emilia wniosła do rodziny także wielkie doświadczenie. W Holandii osiem lat pracowała przy układaniu bukietów. Teraz jej talent przydaje się do kolorystycznego komponowania rabat.
– Teściowa kwiatkami się zajmuje, a ja wprowadzam nowoczesne pomysły. Na przykład wstawię doniczkę, dosypię kamieni, poprzestawiam mamie – żartuje Emilia.
Wiosną w ich ogrodzie królują bratki, żonkile, narcyzy, przebiśniegi, krokusy. Po bratkach i żonkilach przychodzi czas na pelargonie. Ich czerwone girlandy porastają elewację domu. Siegowie lubią ciemną, prawie bordową czerwień. Ale panie w ogrodzie stawiają na wielokolorowość. Emilię nauczyła tego Holandia. Takie bukiety zamawiali i Holendrzy, i Niemcy. „Pstrokacizna” zdaniem Emilii w ogrodzie bardzo się sprawdza.
- Oczko w ogrodzie Siegów to tylko jeden z bardzo atrakcyjnych elementów. Na dalszym planie znajdziecie „męskie nogi” pełne kwiatów
Nie bójcie się dalii!
Idziemy więc oglądać tę malowniczą pstrokatość. Co było pierwsze? Na początku był kamień. A raczej ciąg kamieni tuż pod domem. Taki klombik, czy raczej miniogródek. W nim kolor czynią głównie turki, które gospodynie nazywają śmierduchami, i kanny, czyli pacioreczniki. Dzięki nim ogródek zyskuje na ognistości, która w maju, dzięki piwoniom, robi się bardziej różowa. Z przodu ozdobna rafa i dwa przewrócone dzbanki, z których wysypuje się biały grys.
Dalej wzdłuż płotu ciągnie się już prawdziwa zielona ściana. Zieleń ma różne faktury, odcienie i wysokości. Piwonie, czekający na kolejne kwitnienie krzew róży, rozchodniki, a za nimi – jedne z najpiękniejszych kwiatów – dalie. Front „ściany” tworzą liliowce i, zaskakujące nieco w tym miejscu – dalie.
– Są, niestety, kojarzone z cmentarzem i smutkiem, ale niesłusznie! Na Zachodzie robi się z nich piękne bukiety do wnętrz – zapewnia Emilia.
Kwiaty huśtają się w spodniach
W pierwszym z rogów – jaśmin i wierzba argentyńska. A obok drugi klomb – z turkami, kaliami, maciejką, perukowcem i bukszpanem. Dalej – orzech, który „robił bałagan i został ukarany”. Gospodarze mają z nim dosłownie na pieńku. Zrzucał kilogramy liści i zasypywał ogród. Dlatego Siegowie ścięli go do niskiego pnia, który teraz stał się zieloną kulą.
Na tyłach ogrodu maliny, jeżyny i szklarnia z pomidorami. Wszystko chowa się za malowniczą ławką-huśtawką, na której zbudowano zaskakującą dekorację. Na huśtawce bowiem rozsiadły się męskie nogi w spodniach i gustownych roboczych butach, które Emilii zostały z pracy w Holandii.
Ale tego człowieka jest tam tylko pół, bo zamiast tułowia ze spodni wyrastają... białe kwiaty. Wypchane spodnie posłużyły jako kwietnik. A nad nimi – i czerwona pelargonia, i coś ją przypominającego, ale gospodynie nie potrafią sobie przypomnieć nazwy.
Nie ma jak lawenda
Z ławki widok prosto na oczko wodne. Z liliami, które jednak w tym roku nie zakwitły. Te, które widać, są z tworzywa. W oczku trawy, liliowce, dookoła – begonie w doniczkach, bratki, fioletowy żagwin. W tle – szum wody. To fontanna z kamienia, przypominająca konstrukcją chińską świątynię.
Dalej – klomb z różaną pergolą oraz ukochanymi przez właścicielki hortensjami i lawendą. Tu też znajdziecie i begonie, i turki, i komarzycę.
W ogrodzie większość kompozycji i klombów składa się tylko z kilku powtarzających się gatunków roślin. Ale są zestawiane na różne sposoby i czasem tylko uzupełniane o kolejny. Nie ma jednak wrażenia nudy czy powtarzalności. To efekt przemyślanego komponowania – coś, w czym dobra jest Emilia.
Ogród nie może obejść się bez magnolii, która w lipcu raczy wzrok już tylko mięsistymi liśćmi. I znów kalie i begonie, tym razem w sąsiedztwie lobelii. Obok rododendron, oleander, i znów hortensje, otoczone kostrzewą siną i bielącym się starcem. A pod nogami – berberys. W ogrodzie u Siegów widać, że to, co tuczy przysłowiowego konia, to przede wszystkim pańskie oko. Nie da mu rady nawet największa susza.
- Emilia Sieg (pierwsza z prawej) z teściami Franciszkiem i Katarzyną, siostrzenicą Julią i maleńką córką Zosią
Ogród nie może obejść się bez magnolii, która w lipcu raczy wzrok już tylko mięsistymi liśćmi. I znów kalie i begonie, tym razem w sąsiedztwie lobelii. Obok rododendron, oleander, i znów hortensje, otoczone kostrzewą siną i bielącym się starcem. A pod nogami – berberys. W ogrodzie u Siegów widać, że to, co tuczy przysłowiowego konia, to przede wszystkim pańskie oko. Nie da mu rady nawet największa susza.
Karolina Kasperek