Niesamowita historia jednostki OSP w Raciechowicach
Historia OSP Raciechowice (pow. myślenicki) sięga odległych czasów, kiedy to mieszkańcy: Stanisław Flak „Stryk”, Jan Węgrzyn, Franciszek Dudzik i Tadeusz Łysek, podjęli decyzję o jej powołaniu.
Jak opowiada jeden z druhów honorowych – Andrzej Flak – trud załatwienia wszelkich formalności i stosownych zezwoleń na własne barki wziął późniejszy prezes Jan Wojnarowski, który w tej sprawie 6-krotnie pokonywał pieszo drogę do Wieliczki.
Otrzymał owe zezwolenie, ale pod warunkiem, że zbierze 18 niekaranych mężczyzn w wieku 18–50 lat, gotowych do służby. Chętnych znalazło się nawet 19 i jednostka została zarejestrowana.
Dodge z demobilu i Żuk pierwszymi samochodami
Fundusze zebrane z organizowanych wówczas festynów strażackich druhowie przeznaczali na wyposażenie. Zostali posiadaczami pierwszej sikawki, przekazanej z dworu, co prawda do remontu, którą obsługiwało kilku strażaków. Kolejną, tym razem nową oraz węże zakupili w 1929 r. Po 24 latach został wmurowany kamień węgielny pod budowę w czynie społecznym nowej remizy. W 1959 r. trafił do strażaków pierwszy samochód – Dodge z demobilu, natomiast w 1970 r. stali się posiadaczami pierwszego samochodu z prawdziwego zdarzenia, był to Żuk, wyposażony w odpowiedni sprzęt strażacki. W 1985 r. trafił do nich Star 244 a w 2008 lekki samochód gaśniczy Gazela.
Po sprzedaży Stara, za uzyskane fundusze plus dotacja z ministerstwa uzyskana przez wójta Raciechowic Marka Gabzdyla, zakupili w Niemczech samochód marki Man z 1992 r.
– Obecnie nasza jednostka zrzesza ok. 60 druhów w wieku od 18 do ponad 80 lat, w tym 30 czynnych – mówi naczelnik dh Maciej Flak. – Od niedawna w grupie wyjazdowej są dwie kobiety, co jest niejako nowością, ale mamy nadzieję, że sobie doskonale poradzą. Od lat 80. ub.w. mamy MDP, która dziś liczy 35 członków. Staramy się wpoić młodzieży wartości, jakich nauczyli nas przodkowie, by zawsze stali po stronie słabego i pomagali w trudnych sytuacjach. Spotykamy się z młodzieżą systematycznie, chcąc rozwijać w niej strażacką pasję. Podczas spotkań uczymy np. musztry, zasad udzielania pierwszej pomocy, wszystko z umiarem, by jej nie zniechęcić, lecz rozwijać i rozbudzać zainteresowanie.
Z jakimi problemami najczęściej mierzą się strażacy?
Największe problemy strażakom i lokalnej społeczności sprawiają pobliskie rzeki, które często wzbierają i wylewają. Górski teren sprzyja powodziom, wody szybko wzbierają i równie szybko wracają do swoich koryt, ale sieją spustoszenie. Na barkach strażaków pozostaje usuwanie skutków powodzi, czyszczenie studni i uzdatnianie w nich wody, sprzątanie naniesionych konarów, kamieni. Trwa to niekiedy kilka dni.
– W porozumieniu z Wodami Polskimi angażujemy się w udrożnianie koryt rzek, czasem przy użyciu ciężkiego sprzętu należy usunąć zalegające konary i korzenie drzew, zabezpieczyć podmyte mosteczki i kładki – mówi pan Maciej. – Pożarów traw na naszym terenie na szczęście jest niewiele, może dlatego, że nie ma nieużytków. Zdarzają się jednak kolizje drogowe. Mamy górzysty teren, kręte drogi, co bywa przyczyną zdarzeń. Po obfitych deszczach bywały też osuwiska.
"Stanowimy jedną wielką rodzinę i wspaniałą kadrę"
Strażacy uczestniczą w szkoleniach organizowanych przez PSP, lecz to im nie wystarcza i raz w miesiącu organizują zbiórkę gospodarczo-szkoleniową, podczas której omawiają sprzęt, przeprowadzone akcje i wiele nurtujących zagadnień.
– Jako naczelnik staram się wymagać jak najwięcej – mówi dh Maciej Flak. – Czasem organizuję niezapowiedzianą zbiórkę na syrenę. Strażacy zbierają się wtedy alarmowo w remizie myśląc, że to wezwanie na akcję, a czeka na nich wymyślona akcja szkoleniowa mająca na celu realne sprawdzenie ich postępowania, zachowania się i użycia zdobytych umiejętności podczas symulowanego zdarzenia lub pożaru. Chcę wiedzieć, jak się zachowają i co zrobią pod presją czasu. Na co dzień jestem pracownikiem PSP i jest mi łatwiej przenieść wiedzę i doświadczenie na nasz lokalny grunt.
Pomoc to jedna strona medalu. Raciechowiccy strażacy są obecni we wszystkich wydarzeniach zarówno uroczystościach kościelnych, jak i państwowych czy miejscowych. A to tylko dobrze świadczy o ich formacji.
– Jesteśmy częścią społeczeństwa, dbamy o swój wizerunek, bo jak nas widzą, tak nas piszą – dodaje. – Współpracujemy z lokalną społecznością, wykonujemy wiele prac na rzecz wsi i jej mieszkańców.
– Każdy z nas jest też częścią tej strażackiej społeczności – mówi na zakończenie naczelnik. – W jedności siła. Stanowimy jedną wielką rodzinę i wspaniałą kadrę. Wiadomo, ktoś musi dbać o całość i trzymać to w garści – to zadanie zarządu, ale o sile jednostki stanowimy my wszyscy – wszyscy jesteśmy tak samo ważni i liczy się głos każdego z osobna i wszystkich razem, bo co my byśmy znaczyli jako zarząd, gdyby nie cała ekipa – nasi druhowie.
Małgorzata Wyrzykowska