StoryEditorWiadomości rolnicze

Ostatnie żniwa Klaudii

04.08.2014., 13:08h
Kochała traktor, ziemię i krowy. To była bardzo pracowita szesnastolatka. Ciężko pracowała by utrzymać ojcowiznę – tak mówią o niej mieszkańcy wsi Milin. Zginęła tragicznie podczas prasowania słomy. To kolejna ofiara tegorocznych żniw.  

Strażackie syreny zawyły w Milinie tuż po godzinie 16.00. Był 21 lipca. Żniwa w pełni. Nikomu nie przyszło wówczas do głowy, że to na polu wydarzył się tak tragiczny wypadek. Dopiero po chwili wieś obiegła dramatyczna wiadomość: „Klaudia nie żyje”. To był szok dla wszystkich mieszkańców. Wieś jeszcze na długo zostanie pogrążona w żałobie.

Bez uprawnień

Tego dnia dziewczyna razem z koleżanką wsiadły do ciągnika z prasą i pojechały na pole do pobliskiego Podgórza. W pewnym momencie maszyna zbierająca słomę zapchała się i zatrzymała. Klaudia chciała ją uruchomić. Nie wyłączyła napędu. Próbowała nogą popchnąć słomę. Udało się. Prasa ruszyła. Niestety wciągnęła dziewczynę. Świadkiem zdarzenia była koleżanka. Zrozpaczona i przerażona zaczęła wzywać pomocy. Wokół puste pola. Żywego ducha. Tylko gdzieś w oddali pracujący gospodarz. W końcu usłyszał krzyk. Przybiegł na miejsce. Wezwał pomoc. Było za późno. Dziewczyna już nie żyła. Dlaczego nikogo nie dziwiło, że dziewczyna bez uprawnień jeździ ciągnikiem?

– Klaudia nie zdążyła zdać egzaminu, ale chodziła na kurs. Lada dzień miała przystąpić do egzaminu na prawo jazdy kategorii T. To dałoby jej uprawnienia do prowadzenia ciągnika z przyczepą. Wiek uprawniał ją do kierowania pojazdem – zapewnia Anna Żabierek, sołtysowa Milina. 

Jak dzieci za matką 

Zawsze uśmiechnięta Klaudia nie miała życia usłanego różami. Gdy miała dwanaście lat, matka wyjechała do Niemiec. Rok temu w wypadku samochodowym zginął jej ukochany tata. Na domiar złego w maju 2014 r. zmarł jej dziadek. Opiekę nad nią sprawowała ponadsiedemdziesięcioletnia schorowana babcia. 

Dziewczyna mimo tych nieszczęść nie poddała się postanowiła poprowadzić gospodarstwo. Wstawała codziennie wcześnie rano. Jej rówieśnicy wówczas jeszcze smacznie spali. Każdy dzień, każde święto zaczynała od obrządku w oborze i dojenia 11 krów (mleko dostarczała do OSM Koło). Dopiero później brała szybki prysznic. Wszystko w pośpiechu, żeby zdążyć na szkolny autobus. Odjeżdżał o 7 rano. Po powrocie ze szkoły nie miała czasu na spotkania z przyjaciółmi, oglądanie telewizji czy serfowanie po Internecie. Zakasywała rękawy i ciężko pracowała na gospodarstwie. Tak szesnastolatka prowadziła 20-hektarowe gospodarstwo. O tym jak była tej pracy oddana opowiedziała nam pani Anna. 

– Jesienią ubiegłego roku zauważyłam, że za płotem jakieś krowy spacerują po kukurydzy sąsiada. Domyśliłam się, że przerwały pastucha. Wraz z innymi gospodarzami doszliśmy do wniosku, że muszą to być zwierzęta Klaudii – wspomina Anna Żabierek. 

Sąsiedzi chcieli zaprowadzić zwierzęta do zagrody. Ale te w ogóle ich nie słuchały. Na szczęście na przystanek podjechał szkolny autobus. Wysiadła z niego Klaudia. Poznała swoje krowy. Rzuciła plecak i szybko przybiegła na pomoc. Sąsiedzi wspominają, że jak zwierzęta ją zobaczyły, poszły za nią jak dzieci za matką. 

Tatuś też tak robił

– Jak tylko pomyślę o Klaudii, to mam ją przed oczami prowadzącą z uśmiechem ciągnik. Wyciąga rękę przez okienko i macha na powitanie, mówi: „Dzień dobry, ciociu, miłego dnia”. To była bardzo dobra i pogodna dziewczyna. Można by powiedzieć, że urodziła się w ciągniku. Jak tylko skończyła cztery latka, jeździła na nim z tatą. Nikt jej do tego nie namawiał. Sama chciała. Po śmierci taty zapytałam ją, skąd bierze tyle sił, żeby chodzić do szkoły i jednocześnie zajmować się gospodarstwem. Odpowiadała, że kocha to co robi, że przecież to jej ojcowizna – opowiada sołtysowa Klaudii. 

Milin to mała wieś. Zaledwie kilkadziesiąt domostw. Mieszkańcy nieraz widzieli ją za kierownicą ciągnika. Nikomu przez myśl nawet nie przeszło, że maszyna może ją zabić. Do dzisiaj trudno im uwierzyć, że ten dramat wydarzył się naprawdę.

Gospodarze nieraz zwracali Klaudii uwagę, że nie wolno odblokowywać zapchanej prasy nogami czy rękami. Ona odpowiadała: „Tatuś też tak robił”. 

Kiedy Klaudia żegnała go po raz ostatni, do trumny włożyła mu mały ciągnik. Dostała go od niego w dzieciństwie do zabawy. Ją również pochowano z ciągnikiem. Podczas pogrzebu sąsiedzi mówili, że na pewno przydadzą im się tam te maszyny. Oboje kochali ziemię.

Jak poinformował nas Marek Kasprzak, rzecznik prasowy Prokuratuty Okręgowej w Koninie,  trwają czynności procesowe zmierzające do ustalenia okoliczności i przyczyn zdarzenia, które dotyczą nieumyślnego spowodowania śmierci małoletniej Klaudii.

Ewelina Hahnel

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. listopad 2024 04:23