Niemal dwa miesiące temu ogłosiliśmy na naszych łamach konkurs na piernikowe dzieła pod hasłem: „Do piernika!”. Nie nawet na pierniki, a na dzieła, ponieważ wiemy, że w waszych domach powstają już nie tylko korzenne ciasteczka, ale całe złożone formy, których budulcem jest piernikowe ciasto. I tak też było w tym konkursie.
Wiemy, jak bardzo trywialnie zabrzmi dla was zdanie: „Liczba zgłoszeń przerosła nasze najśmielsze oczekiwania”. Jednak tak właśnie było. Do konkursu przesłano ponad siedemset zdjęć! Czy komisja miała problem z wyborem? Tak zwykle mówi się o pracach jury. Jak było w tym konkursie? Komisja kilkukrotnie musiała przerywać pracę w poczuciu bezradności. Wybór nie był trudny – on właściwie okazywał się często niemożliwy. Jakość i poziom wykonania, bogactwo wzorów, ornamentów, pomysłowych detali, twórcze wykorzystanie najróżniejszych surowców w skomplikowanych kompozycjach, a czasem w zaskakujących prostotą formach sprawiły nie tylko, że poziom prac był wysoki, ale też bardzo wyrównany.
Z piernika cały świat
Przysyłaliście do nas pierniczki w formie ciasteczek o kształtach bałwanków, dzwoneczków, piernikowych ludzików, ale też ciągników, maszyn rolniczych, świeczników, choinek, stajenek, bombek, muffinek, lukrowanych piernikowych widoczków, a nade wszystko piernikowych domków w wersjach pojedynczych, ale i w kompozycjach, które czasem tworzyły całe zagrody, a nawet małe sioła. Szukaliście inspiracji w rodzimych tradycjach, ludowym hafcie, czasem takim wciąż mało znanym, ale też we wzorach znanych z kultury popularnej, a nawet z tradycji innych narodów.
- Brawa dla Justyny Wendorff za promowanie lokalnego haftu
I miejsce – Piernikowe sioło z kościółkiem
Pierwszą nagrodę postanowiliśmy przyznać piernikowej kompozycji Ewy Pieczykolan z Leszczan w gminie Żmudź w Lubelskiem. Wykonała kompozycję budowli z piernika, które wyglądają jak mała wioska. Budynki nie tylko różnią się architekturą, ale też mają niezwykle kolorowe i pomysłowe dekoracje wykonane technikami, które nas zaskoczyły. Piernikowa wioska tonie w zimowym krajobrazie i jest w niej miejsce na charakterystyczne dla sioła elementy, jak kościółek.
Ewa ma 48 lat i z mężem prowadzi 40-hektarowe gospodarstwo. Od kilku lat tworzy dekoracyjne torty i piernikowe domki.
– Pierniczki na święta piekłam od zawsze. Kiedyś w Internecie zobaczyłam domki. Spodobało mi się. Zaczęłam oglądać filmy z technikami i próbowałam sama. Najpierw wycinałam sobie szablony, a potem według nich – ciasto. Teraz czasem korzystam z foremki, z której wycina się wszystkie elementy małego domku naraz. Te konkursowe wycinałam sama, niektóre z domków są połączeniem jakby dwóch mniejszych, to domki z pięterkiem – wyjaśnia Ewa.
Witraż z landrynek
W miniwiosce domy mają balkoniki i czerwoną dachówkę pokrytą zaspami śniegu. Zaspy i inne białe wykończenia to popularny lukier królewski, ucierany z białek i cukru. Dachówkę Ewa robi też z płatków migdałowych. A schodki na ganku – z ciasteczek. Naszą uwagę przykuł jednak kościółek. Widać, że ma część drewnianą z charakterystycznymi szachulcowymi deskami. Część ścian pokryta jest bladoróżowym tynkiem. Na rogach widać murowanie, do którego Ewa użyła daktyli i karmelizowanych orzechów. Ale najbardziej niezwykły jest chyba witraż w piernikowym kościółku.
– Osobno upiekłam piernikową ramę w kształcie okna. Przed pieczeniem wsypałam do niej potłuczone landrynki. W pieczeniu zachowały się jak szkło – wszystko się stopiło i połączyło. Ramę dokleiłam do ściany. A na witrażu zrobiłam czarnym lukrem paski, które imitują jego stalowy szkielet – opowiada Ewa.
Choinki, pokryte zielonym lukrem, powstały z maleńkich bezików, które Ewa też sama upiekła. Kominy w domkach ze stożkowym dachem – z różowych pianek marshmallow. Ewa oprócz pierników dekoruje też torty. Sama przygotowuje do nich masę cukrową. Jej flagowym i ulubionym ostatnio wypiekiem jest babka wisząca.
- Ewa Pieczykolan, I miejsce. Domki mają piętra, nadbudówki, balkony. Zachwyciła nas pomysłowość Ewy w wykorzystywaniu różnych naturalnych surowców w dekoracjach
II miejsce – Piernikowe miniatury
Drugie miejsce zajęła praca Marzeny Mazur z Groszkowa w gminie Sztutowo w powiecie nowodworskim w Pomorskiem. Autorka monumentalnej pracy przysłała jedno zdjęcie, ale znajduje się na nim kilkadziesiąt pierniczków, z których wiele jest malarskimi miniaturami. Inne stanowią przykład zdobniczego kunsztu koronkarskiego na najwyższym poziomie. A wszystko to efekt niezrealizowanej kiedyś pasji.
Marzena pracuje w 100-hektarowym gospodarstwie, w którym uprawia się rzepak, pszenicę, jęczmień browarny, kminek, buraki, groch. Od lat zajmuje się skrobaniem jajek wielkanocnych. Jakiś czas temu koleżanka zapytała ją, dlaczego, skoro ma taki talent, nie dekoruje też pierników.
– Zawsze sądziłam, że te pięknie zdobione pierniki to nie dla mnie, że sobie nie poradzę. Z jajkami to łatwiej, „sucha robota”. A tu trzeba lukier ucierać i bardzo dbać o jego konsystencję. Do jednych wzorów musi być bardziej lejący, do innych – gęsty. Pierniki piekłam od zawsze, ale dekorowałam je zwykłym lukrem, tak rach-ciach i już – opowiada Marzena.
Pierwsze zdobione pierniki zrobiła... na ostatnią Wielkanoc. Piernikowe ciasto i lukrowe dekoracje postanowiła przetestować w ozdobach wielkanocnych. Najbardziej spodobało się jej minimalistyczne dekorowanie, czyli biały lukier na brązowym tle. Dzieło na zdjęciu to pierwsza tego typu produkcja w życiu. Zrobiona z ciasta według przepisu Ani Bardowskiej znanej z programu „Rolnik szuka żony”. Marzena dodaje tylko dużo większą ilość przypraw, bo uważa, że piernik powinien po przegryzieniu wręcz piec w język. I mniej sody.
– Najwięcej ceregieli było z tym lukrem królewskim. Teraz wiem, jak powinien wyglądać, błyszczeć. Ale na początku to mi się rwał! Przepis to pięć części cukru pudru i jedna część białek. Powolne ucieranie plus ewentualnie sok z cytryny. A te widoczki i koronki? Wszystko robiłam sama, bez wzorów. Częć z nich to wzory, które pojawiają się na jajkach. Od dziecka miałam zapał do rysowania, malowania. Wychowawczyni nawet wspierała mnie w planach pójścia do liceum plastycznego. Jednak rodzice podjęli inną decyzję i polecili mi naukę w technikum rolniczym. Potem poszłam na studia rolnicze. Jestem zadowolona z tego, co robię, ale pasja we mnie drzemie i znalazła ujście w tych jajach i piernikach – opowiada Marzena.
Piernik w kształcie bombki z widoczkiem wioski zajmuje jej godzinę. Dużo więcej zabierają koronkowe wzory. Kiedy paseczek z lukru się urwie albo coś się pomyli, trzeba zdejmować wykałaczką wszystko. I to wszystko robione woreczkiem do kremu. Trzeba precyzyjnie wyciąć maleńką dziurkę, dużo mniejszą niż do kremu. Tegoroczne pierniki Marzeny rozeszły się po rodzinie, znajomych, część wisiała na choince. Marzena już wie, że na przyszłe święta będzie sporo zamówień.
- Iście symfoniczne piernikowe dzieło Marzeny Mazur zasłużyło na II nagrodę. Autorka dała nadzwyczajny popis zdobniczego kunsztu
III miejsce – Stajenka pełna przypraw
Czasem wielka uroda wynika nie ze skomplikowania, a z prostoty. I ta prostota też potrafi być zaskakująca. Zupełnie jak w dziele autorstwa Anety Idczak z Bogusławic w gminie Babiak w powiecie kolskim w Wielkopolsce. Jej wyciętej z jednego piernikowego kawałka stajence postanowiliśmy przyznać III miejsce w konkursie.
Aneta wraz z mężem Rafałem prowadzą gospodarstwo, w którym hodują krowy mleczne i uprawiają głównie kukurydzę. W gospodarstwie pomagają im dwaj synowie – 13-letni Augustyn i 3-letni Gabryś. Aneta szopki piernikowe robi od kilku lat. Kiedyś chciała robić trójwymiarowe, jednak szybko zrezygnowała na rzecz płaskich. Nie używa do nich formy – wycina je sama, dlatego nigdy nie ma dwóch identycznych szopek. Wszystko z jednego kawałka ciasta, który jeszcze przed włożeniem do pieca musi mieć na sobie wszystkie szczegóły. Aneta niczego nie dokleja.
– Do ciasta nie dodaję jajek, a w jednym z przepisów nie ma też masła. Piekę z mąki żytniej i miodu gryczanego, faceliowego. Przyprawę przygotowuję sama, ponieważ te gotowe są często oszukane, mało w nich korzeni, a dużo mąki. Prawdziwy piernik musi piec w język, tyle musi być w nim przypraw – mówi Aneta.
Piernikowa stajenka Anety jest niezwykła także dlatego, że przyprawy w niej nie tylko czuć, ale i widać. Urzekło nas, że do przystrojenia szopki użyła dekoracyjności przypraw, które lądują w piernikowym cieście. W zdobieniach iście polskiego ciasta można też znaleźć inne składniki polskiej kuchni, jak choćby kaszę gryczaną czy na dobre już zadomowione u nas jako przyprawa ziele angielskie.
– Dach ustrojony jest całymi gwiazdkami anyżu. To sprawia, że te moje szopki długo i intensywnie pachną. Baranki są z ziela, a tło szopki z kaszy. Sianko w żłóbku powstało z pestek dyni. Wszystkie te dekoracje zapiekają się z ciastem – opowiada Aneta i dodaje, że po te szopki zgłaszają się całe rzesze znajomych i niemała rodzina. A szopka, której zdjęcie przysłała na konkurs, powędrowała do miejscowego proboszcza.
- Twórcze podejście do przypraw i prostota, w której tkwi szlachetność, zapewniły Anecie Idczak III miejsc
Wyróżnienia nie gorsze!
Konkurs przewidywał trzy nagrody. Jednak wobec tak ogromnej liczby zgłoszonych prac redakcja „Tygodnika” postanowiła przyznać też wyróżnienia. Zdobyły je pierniki, które wydały się nam w jakiś sposób intrygujące.
Znalazły się wśród nich dwa pierniczki Justyny Wendorff ze Złotowa. Wśród wielu takich zdobionych wzorami z serwet te przykuły uwagę rzadkim, mało znanym haftem. Justyna, mieszkanka Złotowa i regionu Krajna Złotowska, postanowiła użyć motywu starego regionalnego haftu krajeńskiego.
– To haft, który znaleziono na jakimś strychu na skrawku ubioru mającym ponad sto lat. Teraz na podstawie tego wzoru ożywiamy ten nasz haft. Z lukru królewskiego zrobiłam główny jego motyw – owoc granatu. Ale chciałam zrobić coś więcej. Dużo u nas wpływów zachodniej, w tym amerykańskiej kultury, zwłaszcza w dekoracjach. Na jednym z pierników umieściłam kotyw krajeński w otoczce charakterystycznego dla amerykańskich dekoracji świątecznych ostrokrzewu. Żeby pokazać, że nasza lokalna kultura może cudownie współistnieć, współgrać z nowoczesnymi czy obcymi trendami. To nie musi nas zalać, my możemy to twórczo wykorzystywać – przekonuje Justyna.
Szukaliśmy nietypowych dekoracji pierników, takich, które ani razu się nie powtórzyły. Wśród nich znalazł się olbrzymi piernik Karoliny Łukaszewicz, która urodziła się i wychowała w dolnośląskiej wsi Jodłów. Jej piernik to 30-centymetrowej wielkości żołnierz w stroju armii austro-węgierskiej. Ujęło nas, że w dekoracjach pojawił się motyw ze starych, jeszcze przedwojennych bombek i dekoracji choinkowych. W czasie rozmowy Karolina postanowiła, że kiedyś przygotuje armię.
Interesujące wydało się nam także dzieło Katarzyny Skwarzyńskiej z Gryfina, która owalny piernik pokryła lukrowym obrazkiem Świętej Rodziny w stajence wykonanym w technice witrażowej.
– Najpierw pokryłam piernik białym lukrem królewskim. Potem narysowałam scenkę w formie witrażu. Następnie pola pomalowałam pędzelkiem i barwnikami spożywczymi. Wyrysowany szkielet witrażu wzmocniłam, pokrywając linie czarnym lukrem. A na końcu wszystko pokryłam specjalnym lakierem spożywczym, żeby miało połysk – opowiada Katarzyna i dodaje, że chciała stworzyć coś, co można by wręczyć jako upominek świąteczny religijnym osobom.
Wyróżnienia postanowiliśmy przyznać też Justynie Sieńko, Marcie Lech, Joannie Murias, Dominikowi Sznurze, Janowi Radoszewskiemu, Elżbiecie Nakielskiej, Mai Chocianowskiej i Annie Cieślińskiej.
Dziękujemy wam wszystkim za dowcipne i gorące życzenia. Bierzemy je sobie do serca, Wam życząc w tym roku pomysłowych prac i nagród w naszych kolejnych konkursach. Nie wygraliście w tym konkursie? Nie szkodzi! Macie wszelkie szanse zrobić to w kolejnych, do których już dziś zapraszamy. Śledźcie bacznie nasze łamy!
- Katarzyna Skwarzyńska – wyróżnienie
- Marta Lech – wyróżnienie
- Karolina Łukaszewicz – wyróżnienie
- Justyna Sieńko – wyróżnienie
Karolina Kasperek
Fot. archiwum, Justyna Wendorff