Masz gorączkę – zostań w domu. Często myj ręce. Zrezygnuj z podawania ręki na powitanie. Używaj tylko swoich przyborów szkolnych. Spożywaj tylko swoje jedzenie i picie – takie zalecenia na najbliższe miesiące znajdziemy na jednym z pierwszych slajdów prezentacji zamieszczonej na stronach Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Tyle wiedzieliśmy już kilka miesięcy temu. Wtedy jednak dzieci siedziały w domach. Teraz mają tysiącami pójść do szkół, w których będą siedzieć w standardowych odleg-łościach od siebie. Zakażanie koronawirusem wydaje się więc nieuchronne. Rząd proponuje całą sieć procedur, które mają przeciwdziałać masowości zakażeń. Co zatem wynika z prezentacji i umieszczonej na stronach ministerstwa edukacji odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania? Prześledźmy hipotetyczny przypadek.
Dziecko kaszlące i z temperaturą trafia do izolatki
Do szkoły przychodzi dziecko. W trakcie jednej z lekcji nauczyciel zauważa, że kaszle. Po zmierzeniu temperatury okazuje się, że na termometrze jest 37,8°C. Dziecko jest odprowadzone do izolatki. To pomieszczenie, którym ma dysponować każda szkoła. Powstaje pytanie, kto siedzi z dzieckiem w owej izolatce. Nauczyciel, który zauważył objaw? Woźna? Takie dylematy ma m.in. Barbara Czaińska, wicedyrektorka szkoły podstawowej w Wijewie w powiecie leszczyńskim (woj. wielkopolskie). Zaznacza, że panie woźne, jedyne, które można wtedy ewentualnie oddelegować, w czasie trwania lekcji będą zajęte dezynfekowaniem wszystkich powierzchni. Na pilnowanie nie starczy już czasu.
Takiej sytuacji nie obawia się natomiast dyrektorka szkoły w powiecie grajewskim, który, kiedy piszemy ten tekst, zyskuje właśnie miano żółtego, czyli ma wyraźnie podwyższoną liczbę zakażeń.
– Mamy izolatkę i zakładamy, że przy naszych osiemdziesięciu dziewięciu uczniach wystarczy jedna. Do pilnowania dziecka w izolatce jest wyznaczona niezależna osoba. Nie będzie mieć kontaktu z innymi uczniami ani nauczycielami – mówi jedna z nauczycielek prowadzonej przez stowarzyszenie SOS Edukator w Łomży szkoły podstawowej w Klimaszewnicy w gminie Radziłów w Podlaskiem.
- Nauczanie stacjonarne, bez dystansu i maseczek – czy taki wariant będzie możliwy w tym roku? I jak długo potrwa? Nad tym zastanawiają się dyrektorzy, nauczyciele i rodzice
- Barbara Czaińska, dyrektorka szkoły w Wijewie, mówi, że dodatkową trudnością w nauczaniu będzie fakt, że wielu nauczycieli uczy w kilku szkołach
Schemat zgłoszeń o zarażeniu
Co dalej? Poinformowany o sprawie dyrektor zawiadamia rodziców, którzy powinni odebrać dziecko ze szkoły. Zgodnie z zaproponowanym schematem rodzice powinni zgłosić się do lekarza. I dopiero ten zawiadamia powiatowego inspektora sanitarnego o podejrzeniu zakażenia. A potem, zgodnie z procedurami, sanepid przeprowadza w szkole dochodzenie, ustala krąg osób narażonych na zakażenie i wydaje dyrektorowi rekomendacje. Z zaleceń wynika, że robi to, kiedy testy potwierdzą zakażenie. Co jednak, jeśli rodzice nie zgłoszą się do lekarza? Może się przecież wydarzyć tak, że po prostu zostawią dziecko w domu. Nie mają też obowiązku robić testu. Bez względu na to, co zrobią, co może i co powinien wtedy dyrektor?
Do sanepidu może zadzwonić jedynie z pytaniem. Ale dopóki nie ma rekomendacji inspektora i zgody organu prowadzącego, czyli wójta lub burmistrza, nie może zmienić trybu zajęć z tradycyjnego na zdalny bądź hybrydowy.
Na zmianę trybu nauczania wpływ ma też „lokalna sytuacja epidemiczna” czy przebywanie na kwarantannie któregoś z uczniów lub pracowników. Zatem dopóki nie wiadomo, na co zachorowało dziecko, reszta klasy dalej uczestniczy w normalnych zajęciach, podobnie jak kadra nauczycielska.
Wrzesień miesiącem próby
Dyrektorzy i nauczyciele w wiejskich szkołach w rozmowach z nami mówią o braku przejrzystości procedur i chaosie informacyjnym. Boją się o ewentualne następstwa swoich decyzji, o kompletność kadry nauczycielskiej i brak infrastruktury do prowadzenia nauczania zdalnego.
– Właściwie nic nie wiemy. Dotychczasowa dyrekcja odchodzi, z nową jeszcze nie rozmawialiśmy. Nie bałam się dotąd o zdrowie, głównie dlatego, że sporo zajmowało mi samokształcenie i przygotowanie lekcji. Na strach nie miałam czasu. Ale szkoła jako instytucja jest tak opuszczona, że gdyby nauczyciel nie robił wielu rzeczy we włas-nym zakresie, za własne pieniądze, byłoby kiepsko w tej pandemii – mówi niemal sześćdziesięcioletnia Teresa Bartosiewicz, nauczycielka edukacji wczesno-szkolnej w szkole podstawowej w Czarnolesie w gminie Policzna w Mazowieckiem.
Dodaje, że dziś czuje się przygotowana do zdalnego nauczania, ale to efekt jej własnej pracy. Wymienia jedna za drugą nazwy platform edukacyjnych, także takich działających tylko w języku angielskim. Uczy się obsługi różnych komunikatorów, liczy miejsce na dysku komputera, na którym już nie mieszczą się potrzebne do zdalnego nauczania narzędzia i po prostu czeka na 1 września.
Wójt gminy Ryczywół (woj. wielkopolskie) stawia na dobre przygotowanie do trudnego okresu.
– To nowa sytuacja i wszystko będziemy tak naprawdę dopiero przerabiać. Jakieś problemy na pewno powstaną, ale liczymy na współpracę wszystkich służb. Problemem jest kadra. Wielu nauczycieli zbliża się do wieku emerytalnego. Będą z pewnością ostrożni. Przed rozpoczęciem roku szkolnego w referacie oświaty organizujemy spotkanie z dyrektorami trzech szkół. Chcę, żeby dyrektorzy nie zostali sami, bo są teraz obarczeni wyjątkowo dużą odpowiedzialnością – wyjaśnia wójt Henryk Szrama, który przez trzydzieści pięć lat był nauczycielem, a przez siedemnaście także dyrektorem szkoły.
Uważa, że zdalne nauczanie nie jest dobrym wyjściem. Jego zdaniem nie gwarantuje obiektywnego nauczania, ani oceniania, a poza tym powoduje fatalne skutki dla psychiki uczniów.
- Jolanta Duk, dyrektor zespołu szkół w Siedlcach, ma pewność, że szkoła jest gotowa do prowadzenia zajęć stacjonarnie
Na różnych piętrach będą uczyć się 1-3 i 4-8
Szkoła w Wijewie organizuje podział przestrzeni. Na różnych piętrach będą się uczyć klasy 1–3 i 4–8. Ale to nie rozwiązuje wszystkich problemów.
– Maluchy nie będą zmieniać sal. I tu możemy zachować procedury. Ale co zrobić ze starszymi? Oni mają przecież pracownie chemiczną, biologiczną, salę do muzyki. Salę gimnastyczną też możemy podzielić. Ale mamy szatnie, których nie wietrzymy, bo nie mają okien. Poza tym do nich uczniowie nie wchodzą klasami, tylko z podziałem na dziewczynki i chłopców. Na jednych zajęciach komunikują się ze sobą dzieci nie z jednej klasy, ale z dwóch, na przykład dwie grupy dziewczęce. To już utrudnia kontrolę nad wirusem – wyjaśnia wicedyrektor Barbara Czaińska.
Zastanawia się, który nauczyciel ma zostać oddelegowany do pilnowania dzieci na przerwie. Ten, który właśnie skończył lekcję, czy który prowadzi kolejną? W Wijewie może być z tym problem, bo wielu nauczycieli uczy w kilku szkołach. Po lekcji często pędzą do kolejnej placówki. Inni dojeżdżają na ostatnią chwilę. Nie tylko mogą nie mieć czasu, ale też łatwo przenieść wirusa. Przydałoby się częste testowanie, ale Barbara Czaińska zastanawia się, kto będzie za testy płacić. I przede wszystkim wie, że nie może wymusić na rodzicu wizyty u lekarza. Poza tym, czy wszystkie pokasłujące dzieci da się przebadać w trybie teleporady, w którym funkcjonują przychodnia w Wijewie i wielu innych miejscach? A w sezonie grypowym takich dzieci, i dorosłych, będzie kilkakrotnie więcej niż wiosną.
Problemy ze zdalnym nauczaniem
Zdalne nauczanie w drugim semestrze w wielu szkołach kulało. Część gmin fundowała tablety, ale zmorą okazywał się dostęp do Internetu. Z tym był problem w Czarnolesie i Wijewie. Wiele rodzin ma łącza, które z trudem wytrzymują trzy połączenia z Internetem.
Szkoła Podstawowa w Czartowczyku (gmina Tyszowce, województwo lubelskie) to jedna z „tysiąclatek”, tzn. szkół zbudowanych z okazji przypadającego w 1966 r. tysiąclecia chrztu Polski. W kontekście radzenia sobie z wymogami nauki w dobie pandemii jest to jej zaletą. W dużym, piętrowym budynku, w którym uczy się stosunkowo niewielka grupa dzieci (około 60 osób), zachowanie dystansu będzie możliwe.
– Każda klasa ma swoją salę, a grafik ułożyłam tak, aby poszczególne grupy wychodziły na przerwy o innych porach – wyjaśnia dyrektor szkoły, Elżbieta Zezula.
– Klasy nie są liczne, to grupy nieprzekraczające zwykle dziesięciorga dzieci. Nie ma więc w naszej szkole potrzeby ich dzielenia w celu zmniejszenia liczebności klas. W każdej sali lekcyjnej jest dość miejsca, aby wszystkie dzieci siedziały osobno, każde we własnej ławce.
Pani dyrektor jest zdania, że o ile w jej szkole dostosowanie się do zaleceń MEN jest realne, to w dużych placówkach będzie z tym kłopot. W przepełnionych szkołach trudno będzie zachować dystans. Inny problem dotyczy także mniejszych szkół, takich jak ta w Czartowczyku. Chodzi o braki w wyposażeniu w sprzęt komputerowy. Bo choć oczekuje się od nauczycieli prowadzenia w sytuacjach kryzysowych zajęć online, zwykle muszą robić to, korzystając z prywatnych laptopów.
– Nasza szkoła dysponuje dobrym kablowym Internetem. Jednak uczniowie z reguły korzystają z Internetu radiowego, którego jakość nie jest najlepsza, co nie ułatwia sprawy w przypadku zdalnych zajęć – dodaje dyrektorka placówki w Czartowczyku.
- Joanna Krawczuk, dyrektor szkoły rolniczej w Krzyżewie, uważa, że w sprawie nauczania w pandemii jest jeszcze wiele nierozwiązanych kwestii
Z dala od zdalnego
Elżbieta Zezula ma nadzieję, że nie będzie konieczności wprowadzania w szkole systemu mieszanego lub zdalnego. Jednak gdyby była taka potrzeba, jest dobrej myśli co do efektów nauczania prowadzonego taką drogą. Wiosną wszystko poszło dobrze, a potwierdzają to właśnie otrzymane przez szkołę wyniki egzaminu ósmoklasisty.
– Mimo przerwy w marcu i kwietniu na zdalne nauczanie nasza placówka wypadła w tym roku najlepiej w gminie. Osiągnęliśmy też jeden z najlepszych wyników w powiecie, zresztą nie pierwszy raz. Czyli także w niecodziennych okolicznościach można osiągnąć oczekiwany wynik. Warunek to wspaniała kadra nauczycielska, a z taką właśnie mam przyjemność współpracować.
Gotowość do rozpoczęcia nowego roku szkolnego deklaruje Jolanta Duk, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. Mikołaja Kopernika w Siedlcach w województwie mazowieckim.
– W naszej szkole uczy się ponad 700 uczniów. Uruchomiliśmy dodatkowo jedną salę komputerową i zapewniliśmy izolatorium. W sekretariacie umieściliśmy osłony antywirusowe z pleksi. W szkole działa elektroniczny system kontroli wejścia, który ogranicza przebywanie osób z zewnątrz do niezbędnego minimum – mówi Jolanta Duk.
Zespół Szkół Rolniczych w Krzyżewie w województwie podlaskim też jest już gotowy do rozpoczęcia roku szkolnego.
– Jesteśmy zabezpieczeni w środki odkażające. Zakupiliśmy również rękawiczki, maseczki i przyłbice. Jeśli chodzi o liczbę uczniów, to akurat w naszej szkole będzie bezpiecznie, bo mamy dwa piętra i taką liczbę uczniów, że można ich bezpiecznie posadzić w klasach i nie pozwolić na to, żeby mieszali się ze sobą na korytarzach i w szatniach – mówi Joanna Krawczuk, dyrektor ZSR w Krzyżewie, ale dodaje, że jest jeszcze wiele kwestii dotyczących nowego roku szkolnego, które trzeba wyjaśnić.
- Choć szkoła w Czartowczyku nieźle poradziła sobie ze zdalnym nauczaniem, Elżbieta Zezula woli, żeby nie doszło do konieczności wdrażania takiego nauczania
Karolina Kasperek, Józef Nuckowski, Krzysztof Janisławski
Zdjęcia: Pixabay, Archiwum