W latach 80., gdy pan Marian obejmował stanowisko po zmarłym w lutym 1980 r. poprzedniku, Zakrzewo liczyło ok. 600 mieszkańców. Była to cicha wieś leżąca blisko Poznania, ale z dala od zgiełku.
– Urodziłem się i wychowałem w tej wsi. Od czasów młodzieńczych starałem się działać społecznie. W latach 1964–75 pracowałem w Związku Młodzieży Wiejskiej – Czekalski wspomina początki społecznej działalności.
W 1975 r. pan Marian rozpoczął swoją przygodę z funkcją sołtysa. Najpierw przez pięć lat pełnił funkcję podsołtysa. Wspomagał urzędującego wówczas w Zakrzewie sołtysa Grzegorzewicza.
– Zajmowałem się między innymi kontraktacją zbóż i żywca w gminnej spółdzielni – opowiada Czekalski. – Wówczas mieszkała tutaj garstka ludzi i bardziej trzymaliśmy się razem. Teraz jest nieco inaczej, ale z nowymi mieszkańcami udaje nam się dogadywać i współpracować.
Dziś jego sołectwo liczy niemal 1200 mieszkańców. Nowi przybyli przede wszystkim z Poznania. – Awansowali z miasta na wieś – śmiejemy się z panem Marianem.
Trzeba poznać ludzi
Jak znaleźć kontakt z ludźmi, którzy nie czują więzi z lokalną wspólnotą?
– Zasiadam w komisjach z okazji wyborów, więc ludzi mogłem poznać. Z każdym, którego nie znam, przy takiej okazji można zamienić parę słów, zaprosić do siebie – tłumaczy Czekalski.
Nie we wszystkich miejscowościach tej gminy tak jest. Ludzie traktujący wieś jak sypialnię nie szukają kontaktu z miejscową społecznością, nie chcą się z nią integrować ani brać udziału w ważnych dla niej wydarzeniach.
– Wielu przyjezdnych do straży wstępuje, więc z tą integracją nie jest chyba tak źle – tłumaczy Marian Czekalski. – Kiedyś więcej organizowaliśmy. W małej wiosce były więc festyny, zabawy i dożynki. Więcej się działo i była okazja do spotkania. Teraz żeby imprezę zrobić, trzeba zapewnić ochronę i od razu rosną koszty.
Zakrzewo z funduszu sołeckiego otrzymuje 21,4 tys. zł. Z tego 7,5 tys. przeznaczone jest na porządkowanie terenów zieleni,
3,5 tys. zł na imprezy kulturalne, po 1 tys. na utrzymanie placów zabaw i dla przedszkola (zakup gier i zabawek), 6,4 tys. zł na OSP i 2 tys. zł na imprezy sportowe.
Nie może być z miasta
Pytamy pana Mariana, czy sprawdził się eksperyment polegający na tym, że sołtysem jest człowiek z miasta. Był taki przypadek w sąsiedniej wsi.
– Nie, tam się to nie sprawdziło – mówi Czekalski. – Głównie z tego powodu, że nigdy nie było go w domu, a przecież sołtys musi być na miejscu, ciągle pod ręką. Jak się mieszkańców przyzwyczai, to przychodzą, kiedy chcą.
Człowiek pracujący w mieście wychodzi rano i wraca wieczorem. Cały dzień nie ma go w domu. Sołtys z miasta musiał więc ustąpić ze stanowiska.
Pan Marian wraz z miejscowym radnym, przedstawicielem Ochotniczej Straży Pożarnej, klubu sportowego i proboszczem opracowali plan odnowy wsi Zakrzewo. Zakłada on m.in. budowę oświetlenia pięciu ulic, modernizację domu strażaka, budowę garażu dla OSP (już dokonanej w czynie społecznym), budowę lub utwardzenie kolejnych ulic. Kolejne projekty to modernizacja boiska sportowego, projekt kanalizacji, utwardzenie parkingu przy cmentarzu i wykonanie przy kościele, budowa ścieżki pieszo-rowerowej przy drodze wojewódzkiej oraz dokończenie kanalizacji Zakrzewa.
Choć Zakrzewo powoli traci swój rolniczy charakter, jego sołtys nie zapomina o swoich korzeniach. Od kilku lat jeździ na Mistrzostwa Polski w Koszeniu Łąk Bagiennych w Biebrzańskim Parku Narodowym (gm. Trzcianne, woj. podlaskie). W ubiegłym roku nie startował. Jednak wcześniej wraz z Tadeuszem Bartkowiakiem, sołtysem Dopiewa, w zawodach koszenia na czas pasa łąki o długości 100 m i szerokości 2 m uplasował się w środku stawki. pk