Do Klubu Seniora w Stróżewie (gmina Bytoń, powiat radziejowski) dostajesz się trochę jak do zamku. To biały budynek dawnego dworu czy – jak mówią użytkowniczki świetlicy – chaty włościańskiej, stojący na wzniesieniu, z którego oglądać można kilka okolicznych wsi. Zimą, kiedy wzgórze tonie w śniegu, a odbijające się od niego słońce oślepia, trudno dostrzec wejście. Za nawigację posłużyły mi głosy mieszkanek kilku wiosek zrzeszonych w Klubie Seniora.
Towarzystwo wielopokoleniowe i barwne. Jedna bardziej rozmowna od drugiej. Zanim zaczęliśmy rozmowę o nietypowym projekcie, rozgorzała żywa dyskusja najpierw o lokalnej kapliczce z historią, a potem o dziedzicu mieszkającym dawniej w budynku, w którym się spotkaliśmy.
– Jest taka legenda, że kapliczkę postawił dziedzic Sokołowski, kiedy wydawał córkę za mąż. Jest i inna, że spod kapliczki prowadzą tunele do jeziora. A ten budynek? Rezydował tu w rzeczywistości ekonom dziedzica – mówią panie i urządzają prawdziwą giełdę nazwisk i koligacji. W opowieści pojawiają się motywy dzieci z nieprawego łoża, dziedzica hulaki, kart, słabości do kobiet i dobrej pani, która służbie podarowywała w prezencie pachnące mydełka z Warszawy.
- Seniorki, czyli po prostu ludzie aktywni. Podczas spotkania w stróżewskim dworku było gęsto od opowieści, planów i marzeń
Senior to tylko stan umysłu
Halina nosi zjawiskowy, niemal metrowy siwy warkocz. Znana jest z niego w powiecie. Anka z fryzurą jak od fryzjera i choć emerytura na koncie, z twarzy nie schodzi jej figlarny uśmiech. Emilia przyszła z córką Kingą, która nie ma jeszcze 19 lat. Pytam więc, kto to jest senior.
– Ja się nie czuję seniorką. Mam 49 lat. Ale w sumie marzy mi się zostanie kiedyś seniorką rodu. Będę wtedy przeszczęśliwa, jak będę w roli mojej babci. Wszyscy będą mnie słuchać! – żartuje Emilia.
– Dla mnie to jest śmieszne. Mam 64 lata i jestem seniorką! Ha, ha, ha! – mówi Anna, kpiąc z siebie, z wieku i stereotypowego myślenia.
Dodaje, że jeśli ktoś pyta o powiedzenia babek, prababek, starych ciotek, to najlepszy dowód, że jest już seniorką. Ja pytam. I dowiaduję się, że „z ładnej miski się nie najesz”. Albo że „trumna nie ma kieszeni”.
Trochę intryguje mnie siedząca po lewej Kinga, córka Emilii. Przychodzi na spotkania klubu, choć ma 19 lat. Mówi, że często czuje się „stara”.
– Bo to zaraz 20 lat, nowe obowiązki, życie. A tu stawy już czasem chrupią! Czasem mam wrażenie, że dużo wiem o życiu. I czasem brakuje mi energii – mówi o dziwnym, ale dość uniwersalnym doświadczeniu dzisiejszej młodzieży. I podaje małą, malowaną skrzyneczkę oblepioną muszlami. Muszle – z gliny, a skrzyneczka to pojemnik na wino. Teraz służy jako szafeczka do kosmetyków. Skrzynkę zrobiła Emilia. Na warsztatach, o których za chwilę.
- Stary kredens po mamie czy babci? W Renowatorni powstał z niego całkiem nowy mebel
Przy odnawianiu mebli spotykają się różne pokolenia
Klub Seniora w Bytoniu stał się sławny w zeszłym roku, kiedy Edyta Estkowska, lokalna animatorka, wpadła na oryginalny pomysł.
– Wcześniej w Domu Kultury robiłam projekt w programie „Bardzo Młoda Kultura” i podczas warsztatów w bydgoskim Teatrze Polskim pojawiła się przedstawicielka Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, które realizuje wiele projektów z dotacji z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności. Pokazała nagrania działań z seniorami. Pomyślałam, że też chcę takie rzeczy robić – opowiada Edyta, z wykształcenia nie tylko animatorka, ale też złotniczka, projektantka biżuterii i plastyczka.
Tak zrodził się pomysł na Renowatornię. Emilia mówi, że nie trzeba było nikogo przekonywać do nowego projektu – panie jeździły wcześniej do Radziejowa na warsztaty i wiedziały, że jeśli za coś zabiera się Edyta, nie będzie nudno.
– Napisaliśmy projekt z Zygmuntem Sosnowskim, byłym wójtem. Z myślą o otwartym w 2019 roku Klubie Seniora. Żeby trochę wyciągnąć z domu mężczyzn. Chwilę później wybuchła pandemia, tymczasem projekt trzeba było rozpocząć. Pomyślałam, że ruszymy z Renowatornią pandemicznie. Powycinałam literki do szyldu „Renowatornia” i ogłosiłam na Facebooku, że chętnym do ozdobienia literki dowiozę ją. Powstał w ten sposób szyld absolutnie oryginalny – opowiada Edyta.
- Przy odnawianiu krzeseł i szafek spotykały się różne pokolenia. To był jeden z celów projektu
Okazuje się, że wyrzynarka i szlifierka to najlepsi przyjaciele kobiety
Wiosną zaczęli się spotykać w budynku po byłej SKR, które wynajął im wójt gminy Bytoń. Część zajęć odbywała się w gospodarstwie agroturystycznym „Pod bocianim gniazdem” należącym do Natalii, jednej z uczestniczek projektu. Przy szlifierkach, wyrzynarkach i puszkach z farbami. Przez kilka miesięcy spotykali się dwa razy w tygodniu. Jeden termin miał być dla pracujących, drugi dla tych „szczęśliwych”. Nie udało się.
– Przychodziliśmy często i w jednym, i w drugim terminie – tak nam się podobało. A potem okazało się szybko, że wyrzynarka i szlifierka to najlepsi przyjaciele kobiety. Nie sądziłam, że tak się wkręcimy – mówi Emilia.
Ania, ta, która kpi z bycia seniorką, wstaje od stołu i przysuwa do niego nagle szlachetnej urody fotel o giętych nóżkach i lnianej tapicerce.
– Kupiłam go w Internecie za 160 zł. Na oczach wszystkich został rozebrany do zera. Sama go szlifowałam, malowałam i tapicerowałam. Mieliśmy tapicera instruktora, do niego zawsze stała kolejka. Ale nauczyliśmy się. Kiedy tylko skończyliśmy projekt, wzięłam się za renowację kultowego „liska” – fotela z czasów PRL – opowiada Hania i pokazuje, dumna, na zdjęciach w telefonie stary, międzywojenny kredens, w którym dosztukowała części i pomalowała drzwiczki we wzory, których próżno szukać w drogich miejskich galeriach. Trochę kujawskie, trochę warmińskie, jak mówi Ania. Teraz w renowacji oprócz fotela ma jeszcze stół. Na koncie ma też kilka odnowionych lamp. Wszystko dzięki umiejętnościom zdobytym w Renowatorni.
Krzesła i kredensy dostają nowe oblicza
Beata z Haliną na warsztatach zrobiły z krzesła owieczkę. W czasie pandemii Edyta odwiedziła z seniorkami kilka razy bibliotekę dziecięcą w Bytoniu. Alina już wcześniej uszyła poduchy z wyhaftowanymi postaciami z bajek – Czerwonym Kapturkiem, Kopciuszkiem. Kiedy ruszyła Renowatornia, pomyślały, że dzieciakom sympatyczniej będzie się odwiedzać czytelnię, kiedy będzie można usiąść na „owcy”. Do obracanego na trójnogu krzesła doprawiły włochaty łeb ze sznurka.
Krzesła i kredensy dostały nowe oblicza. Czasem po to, żeby je dalej użytkować, czasem po to, żeby postawić dla dekoracji i pamiętać, że kiedyś taka forma też nam służyła. Stare skrzynki przeobraziły się w szkatułki, stare bujane koniki roziskrzyły się czerwonymi wzorami.
Jak powiedział Zygmunt Sosnowski, żeby zmienić postrzeganie seniora przez młodzież, trzeba próbować się z tą młodzieżą dogadywać. Czyli coś z nią razem robić. Bytońscy seniorzy stosują się do tej maksymy i tak robią. Renowatornia jako projekt dobiegła końca, ale w pracowni w Bytoniu nadal stoją sprzęty do renowacji. Każdy, kto zechce dać nowe życie meblowi, może tam wejść i pobawić się szlifierką i farbami. Tymczasem seniorki z młodzieżą niedawno kręciły kwiaty z bibuły, a teraz zajmują ręce iście młodzieżową robotą – malują bawełniane koszulki.
– Zwykłe T-shirty. Pani Edyta maluje wzory, my je wypełniamy. Mnie Edytka namalowała ze zdjęcia czaszkę – jest biała, z miodowymi włosami i w wianuszku – mówi 19-letnia Kinga.
- Czaszka? To ulubiony motyw młodych. Oni też działają w Klubie Seniora
Co zrobią z setką?
Obok bluzki z czaszką na piętrze świetlicy schną już kawałki białego płótna pokryte makami, chabrami i biedronkami. Za chwilę ozdobią torby. Przygotowują się do warsztatów z biżuterii z makramy. Edyta w ramach nowego projektu wykupiła kilka kursów rękodzielniczych na znanej platformie szkoleniowej. Anna już zdążyła tam zajrzeć i zrobić naszyjnik z koralikami i bransoletkę z zielonej włóczki.
– Mamy w planach nowy projekt kobiecy pt. „Piękno nie ma wieku”. Ma pokazać, że kobieta w każdym wieku jest piękna i może, a nawet powinna o siebie dbać. Panie będą się szkolić z różnych dziedzin. Makrama to jedna z nich. Każdy z uczestników ma na komputerze dostęp do kursu. Szkoli się najpierw sam, a potem spotykamy się, dzielimy doświadczeniami i nawzajem uczymy. Będzie też szkolenie z makijażu i wyrobu biżuterii ceramicznej – wyjaśnia Edyta.
Klubowiczki nie siedzą w miejscu. Jeżdżą na wystawy i do kina. Na basen i do teatru. Ostatnio były na filmie „Ania”. Ale mają więcej marzeń. Robię więc mój ulubiony eksperyment i pytam, co by zrobiły, gdyby nagle ktoś magiczną różdżką wyczarował dla nich 100 tys. zł.
– Na pewno zrobiłybyśmy jakieś warsztaty. Najchętniej połączone z jakimś wyjazdem daleko. Na przykład Kraków. Albo Bieszczady. Ale koniecznie z noclegiem i zwiedzaniem – stawia kropkę Emilia.
fot. Karolina KasperekArtykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 9/2023 na str. 64. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.