Jak bywa w większości historii miłosnych, o biegu wydarzeń zadecydował przypadek. Albo, jak mówią niektórzy – przeznaczenie. Tak było w przypadku Beaty i Pawła, którzy zdecydowali się na randkę w ciemno zapoczątkowaną przez Kącik Samotnych Serc. W kwietniu tego roku mijają równo dwa lata od momentu, kiedy samotna mieszkanka jednej z mazowieckich wsi odpisała na anons rolnika z Małopolski.
– Jesteśmy najlepszym przykładem na to, że można znaleźć swoją drugą połówkę za pośrednictwem „Tygodnika” – zapewniają małżonkowie. – A jeśli wciąż nie wierzycie, przeczytajcie naszą historię.
Beata i Paweł godziny spędzili na rozmowach
Zanim postanowiła odpowiedzieć na anons zamieszczony w Kąciku, wiedziała jedno: chce zostać u siebie w gospodarstwie. Żadnych przeprowadzek. Chłopak, z którym zwiąże życie, musi zamieszkać u niej. Jednak taki się nie pojawił. Beata powoli traciła nadzieję. Czas wypełniała jej praca – choć z wykształcenia jest pedagogiem, zarabiała jako opiekunka do dzieci. Rodzice przepisali na nią gospodarstwo, jednak nie zdecydowała się, by je samodzielnie poprowadzić.
Paweł wertował ogłoszenia na internetowych portalach randkowych. Ostatecznie dał sobie spokój, bo dziewczyny – zwłaszcza te z miasta – stawiały głównie na dobrą zabawę, a on szukał stabilizacji. Za namową bratowej wiosną 2021 roku zamieścił ogłoszenie w „Tygodniku Poradniku Rolniczym”. Napisał, że wciąż szuka swojego miejsca na Ziemi. Wkrótce po publikacji anonsu wyjechał do pracy przy bydle w Szwajcarii.
– Tata regularnie podsuwał mi gazety z zakreślonymi anonsami, na które zwrócił uwagę. Początkowo pukałam się w czoło. Że jak to? Ja? Szukać faceta w gazecie? Po kilku miesiącach zerknęłam do „Tygodnika”. Spodobały mi się dwa ogłoszenia, ale wciąż nie miałam odwagi – wspomina Beata.
Mijały kolejne tygodnie. W kwietniu 2021 roku zdecydowała się napisać. Pierwszy mężczyzna, który otrzymał list, szybko odezwał się z informacją, że właśnie kogoś poznał i anons jest już nieaktualny. Na odpowiedź drugiego musiała poczekać kolejne trzy miesiące.
– Paweł pracował wtedy w Szwajcarii, a lockdown sprawił, że nie mógł wrócić do domu. List napisany naprędce na kartce z reklamą jednej z firm paszowych czekał u jego rodziców – opowiada czytelniczka.
Rolnika zainteresowało wszystko, co napisała o sobie tajemnicza brunetka. Zadzwonił do niej 2 lipca, w dniu jej 31. urodzin. Rozmawiali ponad godzinę. Zrobił na niej duże wrażenie. Trzy lata starszy, pracowity, rozsądny, znał się na rolnictwie. Podobnie jak ona nie miał szczęścia w miłości. Przez kolejny miesiąc codziennie do siebie dzwonili. Rozmawiali godzinami. Bywało, że aż do świtu. Wreszcie postanowili spotkać się w cztery oczy. Wybrali romantyczny Kazimierz Dolny.
– Umówiliśmy się na parkingu. Paweł przyjechał z bukietem róż. Szarmancki, wysoki, bardzo mi się spodobał w realu – rumieni się Beata.
Zamiast spacerować urokliwymi wąwozami czy zjeść kolację w restauracji, usiedli na ławce i przegadali sześć godzin. Mieli sobie tyle do powiedzenia! Zrozumieli, że chcą kontynuować znajomość. Pasowali do siebie jak ulał. Miesiąc później wybrali się razem na wakacje, które tylko utwierdziły ich w przekonaniu, że chcą wspólnie iść przez życie.
Odważyć się i chwycić życie za rogi
W ostatnich dniach sierpnia Beata dowiedziała się, że dłużej nie będzie potrzebna jako niania. Musiała rozejrzeć się za nową pracą. Paweł natychmiast dostrzegł plusy utraty angażu. Zaproponował Beacie wyjazd do Szwajcarii, aby zarobić na wspólny start. Kiedy? Już za tydzień.
– Pomyślałam, że to żart. Nigdy nie pracowałam przy bydle, w gospodarstwie mieliśmy rośliny i trzodę. Jednak dałam się przekonać i dwa tygodnie później byliśmy już za granicą – opowiada czytelniczka.
Praca w szwajcarskim gospodarstwie okazała się skokiem na głęboką wodę. Było trudno, momentami wyczerpująco, ale para zgodnie przyznała, że rolnictwo jest zajęciem przynoszącym satysfakcję i z nim będzie wiązać przyszłość.
– W Szwajcarii sprawdziliśmy się jako para. Pasowaliśmy do siebie pod każdym względem. Beata jest wyjątkowa – zachwyca się Paweł.
Postanowili jak najszybciej założyć rodzinę. W listopadzie wrócili do Polski, a już w święta Bożego Narodzenia ogłosili rodzinie radosną nowinę, że zostaną rodzicami.
Imię synka z sentymentu do Szwajcarii
Ślub zorganizowali dwa miesiące później, w lutym 2022 roku. Uroczystość odbyła się w gronie najbliższych. Bez pompy, skromnie, zgodnie z wolą narzeczonych. A już w lipcu, równo rok od momentu, w którym się poznali, zostali rodzicami Fabiana. Imię, które nadali synkowi, jest jednym z najpopularniejszych w Szwajcarii. Zdecydowali się na nie ze względów sentymentalnych.
– Mąż dzielnie towarzyszył mi podczas narodzin synka. Nie zemdlał – uśmiecha się Beata. – Miał już doświadczenie. Paweł jest strażakiem i kiedyś odbierał poród. Karetka nie zdążyła dojechać do uczestniczki wypadku, więc musiał sobie poradzić. Spisał się na medal! – dodaje z dumą.
Ośmiomiesięczny dziś Fabian jest spokojnym, pogodnym dzieckiem. Jak deklaruje Beata – idealnym, po tacie. Małżonkowie mają nadzieję, że wkrótce chłopiec doczeka się rodzeństwa. Marzy im się gwarna, liczna rodzina. Planami nie wybiegają jednak w daleką przyszłość, lecz cieszą się tym, co przynosi każdy dzień.
– Chcielibyśmy wyruszyć w zaległą podróż poślubną. Dokąd? Jeszcze nie wiemy. Wspomniałam mężowi, że marzy mi się Dubaj, ale on złapał się za głowę – śmieje się czytelniczka. – Mówiąc zupełnie poważnie, Kącikowi Samotnych Serc zawdzięczamy życiową rewolucję. Niezdecydowanych samotnych czytelników TPR zachęcamy, żeby się odważyli i napisali w poszukiwaniu drugiej połowy. Jesteśmy pewni, że historia naszej miłości będzie jedną z wielu zakończonych happy endem.
fot. archiwum
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 17/2023 na str. 62. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.