Nowa Wola w gminie Rusiec w powiecie bełchatowskim ciągnie się jak makaron. To typowa ulicówka. Dom Bobińskich – prawie na końcu wsi.
– Mały ogródek, pietruszka, marchewka, pomidorki w folii, mąż hoduje króliki na mięso. Wszystkiego tyle co dla siebie – mówi Aneta, mama Izy Bobińskiej, dla której przyjechaliśmy do Nowej Woli.
Iza ma szesnaście lat. Jest piękną, długowłosą dziewczyną. Kiedy przyjeżdżamy, zastajemy ją w łóżku, choć jest koło południa. Nie, nie postanowiła pospać, nie zrobiła sobie też dnia wolnego od szkoły. Iza nie chodzi, choć jeszcze pięć miesięcy temu grała w piłkę nożną i tenisa. Teraz w ruch może wprawić tułowie, a w lekkie drgania – mięśnie ud. Nogom od kolan w dół nie jest w stanie czegokolwiek rozkazać, ale żyje nadzieją, że jeszcze poniosą ją na boisko i kort. I wciąż zastanawia się, jak to się stało, że w listopadowy wieczór zachowała się inaczej, niż miała w zwyczaju.
Iza – nastolatka jak każda inna
Iza jest najmłodszym dzieckiem Anety i Pawła. Ma jeszcze dwóch starszych braci. Ma profil na Facebooku, na Instagramie, korzysta z Tik Toka. Do jesieni zeszłego roku wiodła normalne życie nastolatki: szkoła, zadania domowe, popołudniowe spotkania z przyjaciółmi. Do kina, teatru daleko, więc często podjeżdżali na stację benzynową do pobliskiej Konopnicy. Kawa z ekspresu, hot-dog, cola w scenerii w stylu bistro też mogą być odskocznią od nastoletnich problemów. Aneta, mama Izy, zajmowała się domem i dorywczo pracowała – wcześniej w mieszczącej się w sąsiedztwie firmie z rybkami akwariowymi, później w zakładzie meblarskim w sąsiedniej Woli Wiązowej, gdzie jej mąż pracuje w tartaku. W zeszłym roku była bezrobotna, ale w grudniu miała podjąć pracę w nowej firmie. Po drodze był listopad, który wszystko zmienił.
Iza była w pierwszej klasie technikum ekonomicznego w Szczercowie. Nie lubiła polskiego, za historią i biologią nie przepadała, za to z matematyki szło jej lepiej. Do szkoły dojeżdżała codziennie autobusem. W poniedziałek 28 listopada wróciła do domu jak zawsze. Miała usiąść do lekcji.
Kolega jechał zdecydowanie za szybko, a warunki na drodze były trudne!
Mama mówi, że spodziewała się córki z nosem w książkach, bo w niedzielę Iza trochę odpuściła sobie naukę.
– Powiedziała, że idzie do koleżanki. Wyszła przed 19.00, tak trochę wbrew mojej woli – mówi Aneta, mama.
– Mieliśmy podjechać na stację do Konopnicy, trochę posiedzieć, pogadać. Mama nie była zadowolona, bo rzeczywiście czasem trzeba mnie gonić do nauki. Spod domu miał mnie zabrać trochę starszy kolega z okolicy. Przyjechały dwa samochody – w jednym aucie miałam jechać ja i kolega, w drugim – koleżanka z drugim kolegą. W Konopnicy jest długa droga gminna prowadząca przez las. Kręta. Było ciemno, na drodze ślisko. Kolega, który prowadził nasz samochód, zaczął się popisywać i przyspieszył. Patrzyłam na licznik i zobaczyłam dużo ponad 100 km/h. Byłam przerażona, prosiłam, żeby zwolnił. Byliśmy na zakręcie w lewo. Samochód wpadł w poślizg i zniosło go w prawo. Najpierw uderzyliśmy w znak, potem w drzewo moją stroną. Dachowaliśmy, kolega wypadł przez boczną szybę, a ja znalazłam się na miejscu kierowcy – wspomina Iza.
Iza straciła czucie w nogach
Mówi, że straciła na chwilę przytomność i ocknęła się tuż za kierownicą. Że dostrzegła kolegę siedzącego poza samochodem. Że on rozciął łuk brwiowy. A ona zdała sobie sprawę, że nie czuje nóg. Para jadąca daleko za nimi mogła już tylko wzywać karetkę i policję. Kolega z drugiego samochodu jest strażakiem ochotnikiem, więc nie stracił zimnej krwi i wiedział, jak reagować.
– Nogi? Jakbym ich nie miała. I bardzo bolały mnie plecy. Przyleciał śmigłowiec i zabrał mnie do szpitala Matki Polki w Łodzi – mówi Iza.
Aneta dowiedziała się o wypadku od syna, do którego zadzwonił kolega strażak. Mówi, że była w podwójnym szoku. Bo Iza miała przecież być u koleżanki.
– Spakowaliśmy szybko rzeczy i ruszyliśmy z mężem do Łodzi. Przyjechaliśmy o jedenastej wieczorem. Operacja trwała, skończyła się po ośmiu godzinach, o czwartej nad ranem – mówi Aneta.
Izie operowano roztrzaskany kręgosłup. Odłamki uszkodziły rdzeń, choć go nie przerwały. Trzeba było sporo śrubować. Od chirurgów usłyszała, że jest ogromna szansa na to, że wrócą czucie i sprawność w nogach.
– Operował mnie bardzo dobry młody chirurg. Po obudzeniu rozmawiał ze mną. Powiedział, że czucie w nogach może wracać nawet dwa lata. Ruch – później. Czucie wróciło szybko, ale ruszać mogę na razie tylko wewnętrznymi częściami ud – mówi Iza i podciąga z mozołem jedną z nóg.
Każdy dzień Izy to teraz walka o powrót do sprawności
Po sześciu tygodniach spędzonych w Centrum Zdrowia Matki Polki Izę przewieziono do Ośrodka Rehabilitacyjno-Leczniczego w Rafałówce pod Sieradzem. Tam spędziła pięć tygodni w styczniu, a po dziesięciu dniach odpoczynku w domu przyjęto ją na kolejne pięć tygodni.
– Ja tam mieszkam, śpię i opiekuję się córką. Miałyśmy tam swój pokoik. Mogłam z nią być, bo nie pracowałam – z powodu wypadku nie poszłam do nowej pracy na rozmowę, ale gdybym pracowała, musiałabym zrezygnować z pracy. Nikt by mi przecież nie dał zwolnienia na tyle czasu – mówi Aneta.
Iza przechodziła intensywną rehabilitację w Rafałówce. Pionizacja, masaże, podwieszki, stymulacja prądem pęcherza i nóg. Nauczono ją chodzić znów na czworakach, żeby ćwiczyła w ten sposób podciąganie nóg. Piłki, wstążki, drabinki. To wszystko przez cztery godziny dziennie. W domu w tym czasie trzeba było przygotować miejsce dla leżącego. Wypożyczyli na pół roku łóżko z materacem przeciwodleżynowym. Jeśli będzie potrzebne dłużej – a może tak być – będą musieli je kupić. Cudownym niemal zrządzeniem w domu pojawił się pionizator. Właściwie zanim jeszcze zdążyli o nim pomyśleć.
– Mąż ma znajomego, który mieszka w okolicy i pracuje w firmie paszowej obok nas. Znał kogoś, kto uległ wypadkowi i korzystał z pionizatora. Sam do nas przyszedł i zaproponował nam go. I jeszcze podarował wózek – mówi z wdzięcznością Aneta.
Nastolatka wierzy, że wróci kiedyś na boisko i znów będzie strzelać gole
Iza ćwiczy na pionizatorze dwa, trzy razy dziennie. W przerwach między rehabilitacjami przychodzi do niej rehabilitantka z ośrodka zdrowia w Konopnicy. Musi skończyć do piętnastej, bo dwa tygodnie temu Iza wróciła do nauki. O tej godzinie musi uruchomić na łóżku komputer i przez cztery godziny ma lekcje w trybie indywidualnym. To wszystko niełatwe, bo od leżenia godzinami mięśnie tracą siłę. Iza jest też cewnikowana, a za pielęgniarkę służy mama.
– To jest tak zwane cewnikowanie przerywane. Kiedy jest potrzeba, podłączam cewnik. Sama to robię! Nauczono mnie. Musiałam, ale radzimy sobie – mówi Aneta.
Obiady czy kolacje Iza próbuje jeść przy stole. Przy mnie postanawia pokazać, jak sprawnie można się wczołgać na wózek. Potrzebuje do tego mamy, która ogarnia nogi. Aneta dotyka ich i zaraz żali się, że stopy zimne cały czas i palce uciekają. Ale Iza się nie poddaje. Choć ma problem z tym, żeby pokazywać się światu jako chora czy wymagająca leczenia.
– Nie lubię, bo chciałabym być widziana tak, jak widzi się inne dziewczyny w moim wieku. Uśmiechnięte, wymalowane, sprawne. Nie chcę być widziana jako słaba, to trudne widzieć siebie w czymś niesprawnym – mówi z zaskakującą jak na szesnastolatkę mądrością.
Natychmiast dodaje, że połatany kręgosłup nie bardzo nadaje się na powrót do sportów, które uprawiała. I pewnie nie spodobałoby się to żadnemu z chirurgów, ale przy nas postanawia, że wróci kiedyś na boisko. Że jeszcze będzie kopać tę piłkę. A ja zastanawiam się, czy można jej zabronić takich marzeń, skoro do zeszłego listopada była obiecującą piłkarką.
Rehabilitacja jest żmudna i kosztowna
Z kolegą, który prowadził samochód, nie ma kontaktu. Mówi, że pisał SMS-y, życzył dobrego dnia, ale ona nie ma siły odpowiadać. Teraz przygotowuje się na turnus w Złotowie. Będzie wymagający, ale też z większą liczbą sprzętów. Lekarze dają Izie ogromne szanse na powrót władzy w nogach, więc trzeba jechać. To jednak prywatne przedsięwzięcie, na które Bobińscy potrzebują pieniędzy. Kosztują: rehabilitacja, benzyna, zakwaterowanie dla Anety, środki do pielęgnacji, pieluchy. Potężnym kosztem będzie gruntowne przebudowanie łazienki, tak żeby Iza mogła na wózku sama z niej skorzystać. Dlatego potrzebna będzie każda złotówka, która pojawi się na zbiórce pod hasłem „Leczenie i rehabilitacja dla Izy”, którą na portalu Pomagam.pl założyła Aneta. Chcą zebrać 95 tys. zł. Już jest ponad 30 tys., ale te zostaną wykorzystane na turnus w Złotowie. Za chwilę trzeba będze wydać grube tysiące na ortezy, które już się robią. Pamiętajcie! Iza jest piłkarką, więc potrzebuje potężnego dopingu. Waszego dopingu.
fot. archiwum, Karolina Kasperek
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 17/2023 na str. 61. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.