Józef Broka w swoim małym studio, gdzie stoją sztaluga i elektroniczne organy. Na widocznych z tyłu gitarze basowej i akordeonie też potrafi zagraćKarolina Kasperek
StoryEditorŻycie wsi

Jak rolnik z Wielkopolski został organistą i malarzem?

08.03.2025., 13:00h

Ludzi renesansu można znaleźć i w wielkich miastach, i małych wsiach. W Pęckowie, w gminie Drawsko, z malowniczego domku pod lasem dobiegają dźwięki Ave Maria Bacha. To gra Józef Broka – rolnik, który dziś jest organistą w kościele w Pęckowie, a w przerwach maluje i od czasu do czasu rzeźbi.

Pokój pełen historii rodzinnych

Józef, zanim usiądziemy przy herbacie, prowadzi do maleńkiego pokoiku, który pełni rolę ministudia. To komórka przy salonie w domu jego mamy i babci.

Dziś jest pokoikiem pamięci, bo ściany obwieszone są zdjęciami i portretami członków rodziny Józefa. Ten wyjechał do Kanady, tamten walczył pod Monte Cassino, tu legendarna babcia Balbina, która jest dla Józefa prawdziwą bohaterką.

Na ścianie obok jej zdjęcia wisi jej olejny portrecik, który wykonał Józef. Babcia Balbina bardzo wcześnie owdowiała, ale świetnie sobie sama radziła w gospodarstwie w Pęckowie, w którym wychowała się też mama Józefa. On sam mówi, że ma „flepy” dokumentujące historię jego rodziny do 1570 roku.

image
Kącik malarsko-zdjęciowy w małym atelier przyklejonym do salonu w domu Broków
FOTO: Karolina Kasperek

Mamo, kup gitarę

Na ścianach w małym salonie kolejne oleje. Ceglany kościółek, który należał do dziadka ze strony ojca w Chełście. Jak? Dziadek kupił gospodarstwo, na terenie którego stała pierwotnie ewangelicka świątynia. Obok Matka Boska, zimowy pejzaż pęckowski i trzech świętych obok siebie – ojciec Pio, Jan Paweł II i ojciec Maksymilian Kolbe.

Józef urodził się w Moczydłach, w wiosce po drugiej stronie Drawska. W 30-hektarowym, poniemieckim gospodarstwie, które przejęli jego rodzice tuż po wojnie.

Nie pamięta, by w podstawówce chętniej łapał za pędzle czy kredki, ale nauczycielki podobno mówiły, że w rysunku się wyróżnia. Uczył się dobrze, po szkole pomagał rodzicom w gospodarstwie.

Zaczęło się jednak od dźwięków. Na lekcji muzyki nauczycielowi ktoś któregoś dnia przeszkadzał, fałszywie śpiewając, więc postanowił wszystkich przesłuchać. Kiedy usłyszał mnie, zatrudnił do występu z koleżanką, gdzie miałem zaśpiewać „Cyganeczko, nie płacz” na wiejskim przedstawieniu. A po lekcji religii w kościele ja zawsze tup, tup, tup na chór, do fisharmonii, i jednym palcem próbowałem wygrać „Kiedy ranne wstają zorze”.

Kiedy miałem jakieś trzynaście lat, powiedziałem „Mamo, gitara by się przydała”. Mama pożyczyła od znajomych pieniądze, pojechała do sklepu w Czarnkowie i przywiozła. Gitara kosztowała 600 zł. To była jakaś jedna czwarta wypłaty robotnika. Załatwiła mi nauczyciela w Drawsku, który uczył gry klasycznie i dał mi kilka lekcji. Jeździłem do niego na rowerze, z gitarą w worku. Potem nauczyłem się akordów i zacząłem grać przysłowiowe chałtury, zwykle po weselach. Potem była też gitara basowa – opowiada.

Pozostało 73% tekstu
Dostęp do tego artykułu mają tylko Prenumeratorzy Tygodnika Poradnika Rolniczego.
Żeby przeczytać ten i inne artykuły Premium wykup dostęp.
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Warszawa
11°C
Pochmurno
wi_00
wt.
wi_00
15°C
12°C
śr.
wi_00
26°C
11°C
czw.
wi_00
26°C
14°C
pt.
wi_00
25°C
12°C
sob.
wi_00
23°C
11°C
15. kwiecień 2025 05:07