StoryEditorWiadomości rolnicze

Rycerz sprzedał im wieś. A z nią – wolność

31.08.2017., 16:08h
Kto z was ma ziemię otrzymaną wprost z rąk prawdziwego rycerza? Oni mają. Do kogo należą dziesiątki hektarów pobliskiego lasu? Do nich. Mieszkańców Kadłuba Wolnego – jedynej takiej wsi w Polsce, a nawet Europie. Mówią o sobie „wspólnota ludzi wolnych”.
Marianna Dylka, radna gminy Zębowice i rodowita kadłubianka, prowadzi na krótki spacer główną ulicą Kadłuba. Wijącą się setkami metrów, jak przystało na poniemiecką zabudowę.

– Wieś była pod panowaniem niemieckim kilkaset lat. Ale przecież od Mieszka, od roku 1000 do chyba 1063 to była polska wieś. A potem czeska, austriacka, a jednocześnie cały czas śląska. Zawiła ta nasza historia. Ale właśnie dlatego myśmy Unię Europejską mieli tu już tysiąc lat temu – mówi z dumą radna.



Karczma jest dziś siedzibą Srowarzyszenia Odnowy Wsi, mieści salę wiejską, izbę regionalną i niewielki sklep

Stać nas na wolność

„Myśmy” w ustach kadłubian, kiedy mówią o swojej historii sprzed setek lat, to wyrażenie, które rozumieć należy wręcz dosłownie. Bo historie rodzinne pani Marianny i wielu jej krajan sięgają kilkuset lat wstecz. Kadłubianie wiedzą, jak żyli ich przodkowie na  początku XVII wieku. A to za sprawą pewnego księcia, od którego kupili wtedy wieś, lasy i... wolność. Na długo przed momentem, kiedy pierwsi chłopi w zaborze pruskim otrzymali na własność swoje skrawki ziemi.

400 lat temu Kadłub z karczmą i przyległymi lasami stał się własnością chłopów. I wtedy przybrał przydomek „Wolny”. A we wsi zaczęły działać Wspólnota Lasów i Wspólnota Karczmy. I działają nieprzerwanie po dziś dzień.

– Zastanawiamy się dzisiaj, jak to się stało, że siedmiu chłopów kupiło wieś – opowiada Herbert Czaja, ojciec Mariusza Czai, sołtysa wsi, i prezes Opolskiej Izby Rolniczej.



Artur Czaja ( z lewej) – prezes Wspólnoty Karczmy i prezes kadłubskiej OSP oraz Erwin Kubiciel – leśniczy z Kadłuba na tle wiekowej mapy lasu, którego są współwłaścicielami


Siedmiu chłopów było jedynie przedstawicielami całej wspólnoty mieszkańców. Z niewiadomego dziś do końca powodu w kwietniu 1605 roku Jan von Beess – pan na Oleśnie, rycerz, zaufany dworzanin i podstoli cesarza Rudolfa II, sprzedał swój majątek w Kadłubie chłopom.

– Nie wiemy dokładnie dlaczego, możemy podejrzewać, że to było jakieś zadłużenie, choć von Beess posiadał w okolicy bardzo dużo świetnie prosperujących majątków. Ale zastanawia nas, ile pieniędzy musieli mieć chłopi, bo zapisane zostało, że wraz z ziemią, karczmą, tartakiem, stawami i lasami „kupują wolność po wsze czasy”. Stąd domniemanie, że chłopi zapłacili więcej niż musiałby dać jakikolwiek kupiec w okolicy. Kwota wyniosła 2500 talarów – wyjaśnia Herbert Czaja.

Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie

Mieszkańcy, nie bez podpowiedzi naukowców, podejrzewają, że chłopi musieli zapłacić więcej niż proponował którykolwiek z arystokratów czy szlachciców, ponieważ ci zapłaciliby jedynie wartość nieruchomości. Von Beess wiedział, że za wykupienie z poddaństwa może zażądać i dostać więcej. Tak się najprawdopodobniej stało. Skąd jednak taka zasobność kadłubskich chłopów? Talary, za które nabyli własność i wolność najprawdopodobniej skrzętnie odłożyli, ciężko pracując w pańskich lasach. Tych, które w kwietniu stały się ich własnością.



Wierna kopia dokumentu przypieczętowanego przez samego cesarza Rudolfa II, potwierdzajacego, że kadłubscy chłopi są wolni


Dokument spisano na cielęcej skórze w karczmie, na dębowym stole przykrytym obrusem, „we wtorek po niedzieli palmowej”. To nie legenda, bo dokument istnieje. Przez stulecia przechowywany był po kolei przez kilka kadłubskich rodzin w drewnianej szkatule. Dziś szkatuła stoi pusta w roli eksponatu, a cielęca skóra leży w sejfie. Gdzie dokładnie? Dla większości ma to pozostać tajemnicą. Sejf jest pilnie strzeżony, wiadomo jedynie, że ma nad nim pieczę ktoś z zarządu Wpólnoty Lasu. Ale kto to jest, wie tylko kilka osób, w tym żaden z naszych rozmówców. Przyznają, że przez lata „trudno było ustalić, w której chałupie dokumenty leżą.”

Pierwszy dokument został spisany w kwietniu 1605 roku w języku staroczeskim. Kadłubianie nie mieli jednak pewności, czy ktokolwiek będzie respektował zapisy umowy. Kto uwierzy kilku świadkom?



– Wykupili się, ale nie mieli swojej pieczęci. Wystąpili więc do Rudolfa II, żeby swoją pieczęcią poświadczył umowę kupna-sprzedaży od von Bessa. No i mamy ten dokument, przed panią leży kopia – opowiada Marianna Dylka.



Marianna Dylka nie ma dziś udziałów w lesie ani karczmie – w czasie wojny straciła je jej babcia. Ale czuje się spadkobierzynią wspólnotowej tradycji


Chwilę po nabyciu dóbr mieszkańcy postanowili wspólnie gospodarować i założyli dwie wspólnoty: Wspólnotę Chłopską Lasów Drobnowłościańskich i Wspólnotę Karczmy. Każdy, kto miał dom, nabywał proporcjonalnie do posiadanej ziemi udział w powierzchni lasu i zyskach z niego. Od czterystu lat te udziały są dziedziczone z ojca na syna. Przez jakiś czas można było je zapisywać w testamencie wszystkim dzieciom, dzięki temu właścicieli przybywało. Ale taka sytuacja nie sprzyja zarządzaniu lasem, ograniczono więc prawo do dziedziczenia przez tego, kto dziedziczy gospodarstwo. Wspólnota karczmy rządzi się nieco innymi prawami – w karczmie od stuleci wszyscy mieszkańcy mają równy udział. 

Wspólnota to życie

– Za czasów zaborów państwo miało do powiedzenia w Kadłubie znacznie mniej niż w innych wioskach. Bo tu żyli ludzie wolni, oni decydowali o niemal wszystkim. Nie było pańszczyzny, nie musieli oddawać daniny. Ale musieli za to sami sobie z wieloma sprawami radzić. Chociażby założyć swoje oddziały przeciwpożarowe. Założyli straż, która dziś jest jedną z najstarszych w Polsce – w przyszłym roku będzie miała 190 lat! – opowiada Artur Czaja, prezes zarządu Wspólnoty Karczmy i jednocześnie prezes kadłubskiej OSP. 

Wspólnoty, ani własności, kadłubianie nigdy nie pozwolili sobie odebrać, choć różne reżimy próbowały tego dokonać.

– Hitler miał na to zakusy. Na zdjęciach, które tu wiszą, uwieczniono delegację, która jechała do Breslau, czyli Wrocławia, sądzić się z III Rzeszą o Kadłub. Nie udało się hitlerowcom, chłopi zachowali własność wsi i lasu. Potem próbowała majstrować przy tym prawie własności Polska Ludowa. I też się nie udało – mówi Herbert Czaja.



W tej liczącej 400 lat skrzyni przechowywano przez długie lata dokumenty kupna-sprzedaży Kadłuba chłopom


Dziś wspólnoty mają, jak dawniej, swoje zarządy i prezesów. Funkcjonują bardziej jak firmy. Las daje  zyski i funkcjonuje na zasadach lasu państwowego – jest wycinany, zalesiany. Herbertowi Czai marzy się zorganizowanie w nim agroturystyki, rezerwatu ze stadem jeleni. Karczma, w której dziś mieści się sala, izba regionalna i w jednym z pomieszczeń sklep, nie rodzi zysków materialnych, ale stuletni murowany budynek służy zachowywaniu cennego niematerialnego dziedzictwa. No, może niezupełnie niematerialnego, bo na 80 metrach izby zgromadzono liczne pamiątki z historii Kadłuba Wolnego. Ze ścian spoglądają twarze uwiecznionych przed domami przodków. W gablotach – kopie dokumentów, pod ścianą stara fisharmonia, na stoliku – najcenniejszy eksponat, czyli czterystuletnia skrzynia, w której trzymano drogocenny dowód własności i wolności kadłubian.

– Jesteśmy wsią wyjątkową na skalę europejską. Ale to coś więcej niż rarytas historyczny. Te wspólnoty to nasza tożsamość. Bez nich, bez ich kontynuacji, nie bylibyśmy już prawdziwym Kadłubem Wolnym – mówią nasi rozmówcy.

Karolina Kasperek
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 11:56