„Przez całe dni, przez całe lata, szukałem ciebie przez pół świata. Przez wichry, burze, oceany, by wreszcie spotkać cię. Bo ona ma takie słodkie piegi, zakochany w niej ja chcę dziś dać jej wszystko to, co tylko mam...”.
Piosenka jak setki innych – w gatunku disco polo, ale i każdym innym. Prosty, a może nawet banalny tekst o zupełnie niebanalnych sprawach. Takie jest disco polo tandemu Selfie, tacy są też Mariusz i Łukasz – jednocześnie gwiazdorscy i swojscy.
W folklorze zanurzeni
Do Selfie trafiam przez Krzysztofa Muszyńskiego – bohatera naszego niedawnego reportażu o zanikającym kujawskim zapustnym zwyczaju. Krzysztof działa w grupie obrzędowej Koza Kruszyn. Co roku razem z nim w zapusty po domach pielgrzymuje także Mariusz Gralak, jeden z założycieli zespołu Selfie. Łukasz Terpiński – drugi z członków zespołu – pochodzi z Wilkowic koło Chocenia, ale tam nie ma grupy, więc chodzi z tą z pobliskiego Olganowa.
Obaj spotykają się od lat na podkoziołku w Kruszynie, na zabawie dla członków grupy i jej sympatyków. Od kilkunastu lat mają zespół, a od dobrych kilku grają w nim i śpiewają muzykę, która w wielu kręgach uchodzi za lekką, łatwą i przyjemną. Proste rymy i rytmy disco polo mogą sprawiać wrażenie dzieł amatorów. Tymczasem za kilkoma prostymi akordami i teledyskami o nieskomplikowanej fabule stoją muzycznie kształceni ludzie.
– Mój ojciec grał na weselach, więc muzyka była obecna w domu zawsze. Kiedy miałem osiem lat, do szkoły w mojej wsi przyjechał nauczyciel muzyki. Chciał, żebyśmy się wszyscy uczyli grać. Dostrzegł, że mam dryg, że znam nuty, i zaproponował mi członkostwo w orkiestrze dętej w sąsiedniej wiosce. Poznałem klarnet, wciągnięto mnie do zespołu folklorystycznego w Kruszynie. Potem zacząłem grać na saksofonie i przez jakiś czas nawet prowadziłem grupę muzycznie – wspomina Mariusz, 33-latek o jasnym, ciepłym spojrzeniu i aparycji menedżera, któremu biznes kręci się sam. Trudno powiedzieć, jak to robi, ale ma dar odpowiadania na pytania, zanim zdąży się mu je zadać. To typ frontmena.
- Podczas koncertów Selfie nie stoi w miejscu. Ich ruch to efekt pieczołowicie zaprojektowanej choreografii
Uczył się w liceum o profilu językowo-informatycznym. Poszedł na studia i skończył je... po miesiącu. Politologia okazała się nie być jego pasją. Zdążył też zasmakować pracy w firmie w branży handlowej, w której zarządzał kilkudziesięcioosobową grupą.
Disco polo – moja miłość
Łukasz ma 32 lata. Jest mistrzem powściągliwości, ale szybko okazuje się, że to po prostu umiejętność czekania na swój czas. A na scenie i w teledyskach wydaje się nawet energetycznie dominować nad Mariuszem. Skończył liceum w Zespole Szkół Samochodowych o profilu zarządzanie informacją. Podobało mu się, myślał nawet o studiach, ale ciągnęło go też do komponowania. W jego domu nikt nie grał, akordeon potrafił ujarzmić tylko wujek, który zresztą zaraził nim Łukasza.
– Kupiłem sobie akordeon do nauki. Znalazłem nauczyciela, do którego trafiłem na dosłownie kilka lekcji. W międzyczasie zacząłem pracę jako opiekun przy dowozach szkolnych i kupiłem sprzęt do nagrywania, śpiewałem na własny użytek. Z Mariuszem znaliśmy się z gimnazjum. W 2006 roku zaproponowałem mu stworzenie zespołu, który grałby na weselach – wspomina początki Łukasz.
Mariusz miał już wtedy kilkuletnie doświadczenie w graniu na takich imprezach. Dogadali się natychmiast, choć każdy wyrastał z innej tradycji muzycznej.
– Słuchałem muzyki elektronicznej, klubowej, house. Lubiłem rock – Lady Pank, Perfect. W domu brzmiało disco polo, mama słuchała go namiętnie, ale nie lubiłem go – wspomina Mariusz.
– Ja się dosłownie wychowałem na disco polo. Uwielbiałem wszystkie programy z tą muzyką. Grali Boys, Akcent, Weekend, Top One. Ale nie przeszkadzały mi inne gatunki – mówi Łukasz, ale od razu zaznacza, że dzisiejsze disco polo ma już zupełnie inne brzmienia.
- Podczas spotkania w pizzerii, która jest własnością Mariusza, rozmawiało nam się tak, jakbyśmy znali się od lat
Dziś czerpie z muzyki zachodniej. Ma ambitniejsze aranżacje, bardziej złożone linie melodyczne. Poza tym dziś produkcją tej muzyki zajmują się już profesjonaliści, którzy produkują też dla Margaret czy nawet krakowskiego barda Grzegorza Turnaua.
Trzeba zmienić nazwę
Przez pierwsze kilka lat przygrywali na weselach. Jednocześnie Łukasz próbował sił w samodzielnej karierze muzycznej. Nagrał parę piosenek, nakręcił kilka klipów. W 2011 roku nagrali już wspólnie nastrojową balladę „O tobie marzę i śnię”. Wtedy jeszcze występowali pod dość zagadkową nazwą.
– „Terpi i Magra”. Od nazwisk – Terpiński i Mariusz Gralak. Ale po czterech latach stwierdziliśmy, że nazwa nie jest medialna. Trudna do zapamiętania. Zaproponowałem wtedy Selfie. Nikt tak się nie nazywał, a słowo było popularne. 2015 rok to było dla nas nowe otwarcie – wszystko miało być odtąd profesjonalne – wspomina Mariusz.
Zaczęli nagrywać z producentem z Białegostoku. Według zasady słowa klucza. Tak powstała „Chuda Kaśka”. Ktoś śpiewał o Aleksandrze, więc wzięli na warsztat Kaśkę. A potem z epitetów wybrali nieobecną w tekstach innych wykonawców chudość. I tak w piosence o takim tytule nie ma nic o chudości. Jest za to o tym, że podmiot „widzi ją wciąż w swoim basenie” i „wciąż ogląda ją na antenie”.
– To kobieta z marzeń – mówi o bohaterce tekstu i klipu Mariusz.
W teledysku tańczy dla nich grupa, z którą współpracują już kilka lat. To pierwsza breakdance’owa grupa w Polsce.
– Jarek zajął się też choreografią naszego zespołu, bo my na naszych koncertach nie stoimy z mikrofonami, tylko jak Back Street Boys chodzimy, tańczymy, wykonujemy układy – opowiadają.
Teksty z przesłaniem
Pytam o teksty. Te w disco polo uchodzą za nadzwyczaj niewyszukane.
– Śpiewamy „Selfie” jako piosenkę o naszej nazwie. Z jednej strony jest o czymś bardzo modnym. A z drugiej – z tą ilością powtórzeń reklamuje nasz zespół. Ale kiedy piszemy tekst, ważne są dwie rzeczy. Tekst musi się łatwo śpiewać. A po drugie – ludzie muszą się z tym utożsamiać. Tekst musi mówić o doświadczeniach uniwersalnych, wspólnych wszystkim. Śmierć? Też jest takim doświadczeniem. Ale disco polo ma być do zabawy, a o śmierci trzeba by komponować na molową, smutną nutę. To fajny pomysł dla hip-hopowców – wyjaśnia Mariusz.
Zaznacza, że nie ma w ich piosenkach wulgarności i niecenzuralnych słów. Bo to muzyka często grana na imprezach, na których są dzieci.
- Mariusz Gralak (po lewej) i Łukasz Terpiński – dziś tworzą duet, którego przeboje zna się na pamięć
Pytam też o dość kontrowersyjną piosenkę „Polskie chłopaki”. Polak – dobry do wypitki i wybitki – zestawiony jest tam z eleganckimi, dobrze ubranymi obcokrajowcami – Włochem, londyńczykiem.
– Ale my tam śpiewamy, że jest dobry do miłości, do hulanki, do popitki i do draki. Może się z kimś pobije, ale potrafi też się bawić i kochać. Tekst pisaliśmy ze świadomością, że za granicą jest wielu Polaków. A mieszkające za granicą Polki wybierają obcokrajowców, a Polaków wręcz unikają. Wiem, bo pracowałem trochę w Anglii. Chcieliśmy pokazać, że egzotyka to nie wszystko. Że Polak może się okazać też dobrym wyborem – tłumaczą podwłocławskie chłopaki.
Jest jeszcze „Taka niunia”, którą wywołali w sieci burzę i falę hejtu. Do teledysku zatrudnili jedną z sióstr Godlewskich.
– Wiedzieliśmy, że tak będzie, to było świadome działanie. I nie sądzimy, że zawiedliśmy tym zaufanie naszych fanów. Poza tym cieszy nas, że wywiązała się taka dyskusja – mówią.
Ich teledyski mają miliony wyświetleń. Na koncertach publiczność śpiewa z nimi cały repertuar. Mariusz mówi dumny, że z Zenkiem Martyniukiem publika śpiewa od A do Z „Oczy zielone”, ale reszta piosenek jest już mniej rozpoznawalna.
– Z nami śpiewają wszystko – od początku do końca. Wpadamy w ucho. Zawsze mówię, że ważniejsza jest melodia, tekst jest tylko dodatkiem. Czy ktoś wie, co śpiewają w „Despacito” albo w „Gangnam Style”? Nikt. A o czym chce powiedzieć Rihanna, kiedy śpiewa „Elaaa, elaaa, elaaa”? Nie wiadomo. A wszyscy tańczą.
Karolina Kasperek