StoryEditorWiadomości rolnicze

Sołtys z ziemi włoskiej do Polski

12.06.2014., 12:06h
Bolewice to jedyna wieś w Polsce, która na sołtysa wybrała obcokrajowca. Na co dzień pije on włoską kawę po polsku. Włoski jest też jego doktorat z prawa. We wsi mówią o nim, że jest Włochem z krwi i kości. Z wyboru został Polakiem. Od kilku pokoleń na drzwiach jego domu wisi tabliczka z napisem „Sołtys”. Od czterech lat to on pełni tę funkcję.  

Polska Wenecja

Bolewice to wieś, w której od lat kultywowana jest tradycja indywidualnego rolnictwa. Za komuny nie utworzono tutaj pegeeru. Wieś ma trochę ponad dwustu mieszkańców. Większość z nich prowadzi rodzinne gospodarstwa. Mają najwyżej po dziesięć albo dwanaście hektarów. We wsi jest sklep. Działa zakład kamieniarski.

Dzięki Bogu od XV wieku sercem Bolewic jest dziś już zabytkowy kościół. Sołtys wpadł na pomysł, by organizować w parafii odpust. Obecnie to jedna z największych integracyjnych imprez w okolicy. Na Odpust Matki Boskiej Częstochowskiej zjeżdżają do Bolewic tłumy wiernych, choć na początku mieszkańcy byli bardzo sceptycznie nastawieni do pomysłu odpustu.

Tuż za parafialnym płotem jest skwer i park. Mieszkańcy sami go posprzątali. Stał się integracyjnym centrum wsi. Od września ubiegłego roku stoi tu również budynek wiejskiej świetlicy. Gmina sfinansowała tylko mury. Resztę mieszkańcy zrobili sami. Sala ma teraz na wyposażeniu stoły i krzesła. Jest też aneks kuchenny, gdzie można zaparzyć herbatę czy kawę. Ale najważniejsze jest to, że po prostu w końcu w Bolewicach jest miejsce, w którym coś się dzieje.

– To moje największe osiągnięcie jako sołtysa. Jeszcze pachnie świeżością. Dzięki tej inwestycji mieszkańcy w końcu mają gdzie się spotkać. A to, co wydarzyło się w ciągu tych zaledwie kilku miesięcy od jej poświęcenia, jest na to najlepszym dowodem. Trzy razy w tygodniu odbywają się tu zajęcia ze sztuk walki. Raz w tygodniu panie ćwiczą zumbę. Raz w tygodniu udzielam mieszkańcom drobnych porad prawnych. Wreszcie – ma się gdzie spotykać rada sołecka. W świetlicy odbywają się także harcerskie zbiórki. Drużyna nie jest zrzeszona. Działa przy stowarzyszeniu, bo harcerzy nie stać na opłacanie członkowskich składek. Drużyna ma więc własne mundury. Zorganizowała pierwszą w tej sali imprezę dla mieszkańców z okazji Święta Niepodległości. Sala pękała w szwach – zapewnia Carlo Paolicelli. Okolicę nazywa „polską Wenecją”. A porośnięte lasami pagórki, u stóp których w słońcu mienią się tafle jezior, przypominają mu Toskanię. Czy tęskni za tą włoską?

Nie każda droga prowadzi do Rzymu

– Urzekła mnie ta okolica. Panujący tu niezwykły spokój. Brakowało mi tego w tętniącym życiem Rzymie – wyjaśnia Paolicelli. Ale czy to powód, by porzucić  starożytne miasto i zamieszkać gdzieś w polskiej głuszy i zostać sołtysem?

– Z Bolewic pochodzi moja żona. Tu się urodziła i wychowała. Stąd w latach 90. XX w. wyjechała do Włoch. Pracowała we włoskim parlamencie. Zajmowała się prawami emigrantów. Ja wówczas pracowałem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, dążyłem do uszczelnienia włoskich granic. Spieraliśmy się więc o sprawy napływowej ludności. Ona broniła praw człowieka. Ja włoskich granic. Nie było nam w poglądach po drodze. Ale umówiłem się z nią raz, a potem drugi raz na kolację. I zaiskrzyło. Pobraliśmy się. Syn, nasze pierwsze dziecko, urodził się jeszcze w Rzymie. Ma dziś 10 lat. Córka, obecnie czterolatka, przyszła na świat w Polsce – opowiada sołtys, który gdy żenił się z Polką, nie sądził, że kiedyś to on będzie emigrantem.

Na początku wpadali do Bolewic tylko na wakacje. Z czasem zdecydowali, że zostaną tu na stałe.

– Mogę zdalnie pracować. Jestem naukowcem. Nie ma dla mnie znaczenia, gdzie piszę czy recenzuję prace magisterskie – wyjaśnia sołtys, który tak podzielił swój czas, by jednego dnia być naukowcem, kolejnego ojcem i mężem, a w pozostałe dni sołtysem.

– W Polsce macie najlepszą w Europie ustawę samorządową, tylko czasem psują ją sprawujący urzędy ludzie. Wydaje im się, że samorządowiec to zawód. A to nieprawda. To rodzaj służby społecznej, dlatego nie zamierzam być sołtysem w następnej kadencji. Ale widzę co najmniej trzech mieszkańców Bolewic na moim miejscu – przekonuje Paolicelli. Co będzie wówczas robił?

Trybunat Zachodni

Gdy przestanie być sołtysem, zamierza rodzinne gospodarstwo żony przebudować na wzór toskański. Już teraz wie, że najlepsza kawa, jaką pił, to cappuccino z zagotowanym mlekiem prosto od krowy z ich gospodarstwa. Nawet we Włoszech tak dobrego nie pił.

 

Od 2009 roku wydaje gazetę. „Trybunat Zachodni” rozchodzi się w nakładzie 3 tys. egzemplarzy. Jak twierdzi wydawca, to niewiele, jak na obszar, na który trafia. W sąsiadujących z pełczycką gminach rozchodzi się jak świeże bułeczki. Bo opisuje nurtujące ten teren problemy. Patrzy władzy na ręce. Nie boi się poruszać trudnych tematów. Paolicelli jako redaktor naczelny liczy na to, że mieszkańcy w końcu zdecydują się, by zmienić w gminie burmistrza.

– Zasiedział się chłop na tym stołku. Traktuje ten teren jak własny folwark. Często zapomina o interesach mieszkańców. A to region, który moim zdaniem ma turystyczną przyszłość. Mieszka w nim sporo młodzieży, a szkoły ponadgimnazjalnej w okolicy żadnej nie ma. Można by ją zorganizować, np. w niepotrzebnie utrzymywanej przy życiu podstawówce – podsumowuje Paolicelli. Brzmi to trochę jak program przedwyborczy. Czy Włoch szykuje się na burmistrza? Czas pokaże.  Mieszkańcy twierdzą, że miałby szansę.

Dorota Słomczyńska

 

 

 

 

 

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 09:21