Kochana mamo, minął już rok od twojej śmierci. Wiesz, że za tobą tęsknię. Mój świat przez ten czas bardzo się zmienił. Bez ciebie nic już nie jest takie samo. Bardzo się zmieniłam. Nie potrafię się już odnaleźć bez ciebie. Mamuś, tylko tobie mogłam powiedzieć wszystko. Powierzyć wszystkie smutki i radości. A teraz? Mamuś, sama widzisz, jaka jestem zagubiona (...).
Ten przejmujący monolog na tle nostalgicznych akordów fortepianu wygłasza jedna z aktorek. Chwilę później wyrywające z piersi serce dźwięki skrzypiec i harfy. Za białym płótnem tańczą cienie kobiety i dziewczyny. To matka i córka. Przytulają się, matka całuje dziecko w czoło i po chwili rozmywa się gdzieś w przestrzeni. Na płótnie bój o osieroconą bohaterkę toczą siły Ciemności i Światła. Nastrój rzeźbi nie tylko światło, ale i muzyka, skomponowana z ludzkich krzyków, westchnień oraz przerażających odgłosów i pomruków świata.
Nero, czyli gra cieniami
Wszystko to dzieje się na scenie Poznańskiego Festiwalu Teatrów „Marcinek”, który po raz dziewiętnasty odbywa się w poznańskim Liceum Ogólnokształcącym im. Karola Marcinkowskiego. A na scenie w spektaklu „Anioł” występuje teatr „Nero” z podlubelskich Trawnik.
– Skąd nazwa? Z włoskiego – nero znaczy „czarny”. Nasz pierwszy spektakl miał formę teatru czarnego, w świetle ultrafioletowym. Teatr czarny to rodzaj widowiska odgrywanego z czarnymi kurtynami i specjalnym oświetleniem, które tworzy grę świateł – opowiada Arkadiusz Jurek, instruktor teatru.
Z grupą spotykam się w jednej z sal lekcyjnych, w której mieszkają podczas festiwalu. Mają chwilę przerwy przed finałową galą, podczas której ogłoszony zostanie zwycięzca.
– „Anioł” to nasz tekst, wymyśliliśmy go sami. Chcieliśmy zrobić coś nowego, dojrzalszego. Wszyscy usiedliśmy i zaczęliśmy myśleć. Powstawały sceny, potem je wyrzucaliśmy, potem znów przywracaliśmy. Trzy kroki do przodu, siedem do tyłu – opowiadają Eliza i Asia.
Jeśli nie krzyż, to co?
Kiedyś przeczytały książkę fantastyczną. Bohaterka ma dar, dzięki któremu może się wcielać w różne postaci. Wszystko dzięki medalionowi podarowanemu jej przez mamę.
– Nadaliśmy mu nowy wymiar, duchowy, chrześcijański. W spektaklu bohaterka ma wisiorek od matki. Jest dla niej takim łącznikiem z przeszłością i światem duchowym – opowiadają.
– W tym spektaklu to przemyciłem, choć to nie zawsze dziś jest dobrze widziane. Żyjemy w czasach, w których wartości chrześcijańskie są w odwrocie. Kiedyś jury pewnego festiwalu zarzuciło nam, że podrzuciliśmy gotowy sposób na wyjście tej małej dziewczynki – naszej bohaterki – z depresji. Oni woleliby, żeby to było bez żadnych symboli. Tu, podczas festiwalu, też usłyszeliśmy sugestię, że zamiast Anioła mogliśmy użyć pojęcia energii – mówi trochę rozżalony Arkadiusz.
- Teatr „Nero” w niemal pełnym składzie. Od lewej: Michał Jóźwiak, Kuba Sierpień, Asia Lekan, Arkadiusz Jurek, Oliwia Kwiatek, Eliza Oleszczyńska, Emila Szeremowicz, Ewa Lekan, Oliwia Biernacka, Amanda Wójcik, Anastazja Wójcik, Nikola Trąbka.
Spodziewa się, że medalik musieliby zamienić na jakiś amulet. A krzyż? Brakuje mu koncepcji, na co.
O tym, że coś nas trzyma
Pytam młodzież, co chcieli przekazać „Aniołem” młodym widzom.
– Że nie warto się poddawać. Dziewczyna, nastolatka popada w depresję. Wydaje jej się, że jest sama. Ucieka w alkohol i używki, spotyka osoby, których nie powinna poznać, myśli, że to jest dobre. Ale za pomocą wspomnień i wisiorka od mamy przypomina sobie o niej i jej wartościach – mówią dziewczyny.
Asia tłumaczy, że można na to patrzeć jeszcze inaczej. Że mama była tak ważna, że ból i smutek był potworny. Ale dziewczynie udało się przekroczyć granicę, za którą można szczęśliwie żyć nawet z bolesnymi wspomnieniami. A Arkadiusz dodaje, że chcieli spektaklem pokazać, że Bóg działa przez ludzi. Bohaterce zsyła dobrego, mądrego chłopaka.
Pytam też, czy los bohaterki to doświadczenie ich pokolenia. Czy znają osoby, które, tak jak ona, w rozpaczy szukają po omacku.
– Znamy. I widzimy, że bez wsparcia, bez pomocy z zewnątrz nie da się często wyjść z otchłani. Potrzebny jest ktoś, kto wysłucha. Ale problem polega na tym, że ten, który cierpi, często się zamyka i mniej go widać. A reszta dookoła jest dziś, niestety, mniej wrażliwa – mówią niezwykle dojrzale jak na uczniów podstawówki i gimnazjum.
Nagroda za nagrodą
To ich piąty spektakl. Pierwszym eksperymentem, zrealizowanym w świetle UV, była „Zaczarowana orkiestra”. Potem powstała „Krótka historia o...”. Grają też „Ala ma sen” – spektakl, który doczekał się dwóch wyróżnień oraz III nagrody na Wojewódzkim Przeglądzie Teatrów Dziecięcych „Inscenizacje” w Lublinie. W repertuarze mają jeszcze bajkową historię w ultrafiolecie pod tytułem „Szafa”. To o meblu, który jest drzwiami do innego świata. A wisząca w niej garderoba żyje swoim życiem. Inspirowali się „Opowieściami z Narnii”. Spektakl zajął I miejsce na prestiżowym przeglądzie „Scena Młodych” w Lublinie, otrzymał też wyróżnienie na festiwalu teatrów w Krośnie. Osobno wyróżniono także Arkadiusza jako instruktora.
Z Intercity do teatru
Teatr istnieje od 2010 roku. Działa przy Gminnym Ośrodku Kultury w Trawnikach – wsi liczącej około dwóch tysięcy mieszkańców. Dziś w zespole gra dwanaście osób, większość z Trawnik, ale jest też ktoś z sąsiedniego Siostrzytowa. Spotykają się raz w tygodniu na 2–3 godziny. Kiedy powstaje nowy spektakl, mają nawet dwa spotkania.
- Kadr ze spektaklu „Anioł”. Sceny z matką spotykającą się z córką w jej wspomnieniach poruszały najbardziej
Arkadiusz pracuje w ośrodku kultury 22 lata. Prowadzi nie tylko „Nero”, ale i teatry dziecięce. Niedawno rozpoczął pracę z seniorami nad spektaklem o nich samych. Mówi, że Trawniki były „teatralne” zawsze.
– W Trawnikach jest i zespół szkół, i liceum, i przedszkole, i dworzec, na którym zatrzymuje się intercity. Jest nawet biedronka. Ale najważniejsze, że mamy nasze teatry – Arkadiusz żartuje na przekór wszystkim tym, którzy chcieliby widzieć Trawniki jako zaścianek.
Karolina Kasperek