StoryEditorWiadomości rolnicze

W Bielsku wyjeżdżają już pod sztandarem

30.06.2015., 15:06h
Ochotnicza straż pomocy nie odmawia nigdy. Ale jeśli może ją świadczyć pod własnym sztandarem, robi to z tym większą satysfakcją. O tym, ile w sztandarze mocy, przekonała się niedawno OSP z Bielska w powiecie słupeckim.  

Czerwcowe popołudnie, żar leje się z nieba. Pod kapliczką na rozstaju dróg mają się zaraz spotkać liczne zastępy – strażaków ochotników z wioski i okolic, mieszkańców Bielska, zaproszonych gości. Jest też policja, bez której nie może obyć się żadna ważniejsza lokalna impreza. Kolorowy, choć z przewagą mundurowego granatu pochód z orkiestrą dętą na czele rusza i przez całą wieś udaje się do remizy Ochotniczej Straży Pożarnej w Bielsku. Za chwilę bielscy ochotnicy mają otrzymać własny sztandar.

Lata czekania

Na ten niezwykle wzruszający dla całej bielskiej społeczności moment straż czekała aż 70 lat. Jednostka powstała tuż po wojnie, choć bielska straż ma nieco starsze korzenie.

– Jeszcze w czasie wojny w Bielsku funkcjonowało pogotowie ogniowe utworzone przez niemiec­kiego sołtysa. Ale w jego szeregach służyli głównie Polacy. W czasie wojny brali udział w wielu akcjach i nabierali doświadczenia. Dlatego kiedy po wojnie zaczęli tworzyć ochotniczą straż, mieli fach w ręku. Zaczęli w maju, czerwcu, czyli tuż po wyzwoleniu, a w sierpniu jednostka była gotowa do wyjazdów. Wiemy, że musiała już w tym sierpniu być zarejestrowana, ponieważ posiadamy archiwalną legitymację przyznaną jednemu z członków. Zawdzięczamy to trzem wyjątkowo aktywnym krajanom – Wincentemu Lewandowskiemu, Walentemu Wawrzyniakowi i Władysławowi Pilichowskiemu – przypomina początki Tomasz Tomczak, prezes bielskich ochotników.

Straż, jak wiele innych w kraju, musiała borykać się z wieloma problemami. Zdobyta w 1945 r. motopompa była jedynym sprzętem gaśniczym przez lata. Brakowało nie tylko samochodów, ale nawet umundurowania. A do moto­pompy zaprzęgano konie w systemie rotacyjnym.

– To taka ciekawostka. W Bielsku była tablica z łańcuchem. Wóz stał w strażnicy. Codziennie przywieszano tablicę do innej bramy, w innym gospodarstwie. W razie alarmu oznaczało to, kto musi wystawić konie – wspomina prezes. 

Polska – Holandia

Coś drgnęło w latach 70. ub. wieku. Z nowym zarządem i prezesem zapadły decyzje o budowie nowej remizy – z garażem i salą. A chwilę później pojawił się pierwszy wóz – star 20. Wozy z prawdziwego zdarzenia pojawiły się dopiero w latach 90. Nimi strażacy jeździli do gaszenia pożarów w całym powiecie i do takich trwających nawet dwa dni. Tomasz Tomczak był wtedy dziec­kiem. Wspomina, jak jako kilkunastolatek chadzał z kolegami na boisko tylko po to, żeby „ktoś ich wyhaczył” i oddelegował jako młodzieżówkę do zawodów. Tak rodziła się pasja.

Zwrotem w życiorysie bielskiej OSP było nawiązanie nietypowej współpracy. Do dziś z jej owoców korzysta i straż, i wieś.

– Do pobliskiego Podbielska przyjeżdżało holenderskie małżeństwo. Okazało się, że mąż, Feliks Piosik, ma tutejsze korzenie, stąd pochodzili jego rodzice. Pan Feliks był emerytowanym strażakiem w Holandii, zainteresował się nami i tak od słowa do słowa okazało się, że w Holandii mają sporo sprzętu, który nam mógłby się przydać – mówi prezes Tomasz Tomczak.

Najpierw przez granicę, w bagażniku samochodu osobowego, przejechał sprzęt do ratownictwa drogowego. Nikt w powiecie takiego wtedy nie miał. Do 1999 roku zjechało sporo strażackiego wyposażenia. Współpraca nie tylko nie ustała, ale nawet zintensyfikowała się po nagłej śmierci Feliksa Piosika. Bielszczanie jeździli do Niderlandów i wracali z naręczami sprzętu. A przez Tinę Piosik nawiązali współpracę z holenderską fundacją, od której otrzymali m.in. stojący dziś w remizie i czekający na wyjazd wóz. Jej przedstawiciele byli szczególnymi gośćmi uroczystości nadania sztandaru 13 czerwca tego roku.

Nie byłoby go, gdyby nie aktywność społecznego komitetu nadania sztandaru pod przewodnictwem Alicji Bartz. 

Jej przemówienie podczas uroczystości bezpośrednio poprzedziło podniosły moment wręczenia chorągwi. Wydarzeniu oprócz darczyńców z Holandii przyglądały się pododdziały i poczty sztandarowe ochotniczych straży, przedstawiciele samorządu, Kościoła, miejscowego koła gospodyń wiejskich oraz liczni sympatycy i goście. Tuż po wręczeniu wielu z nich udawało się do sztandaru, by ceremonialnie i symbolicznie wbić do niego gwóźdź, a potem wpisać się do księgi pamiątkowej. Specjalne gratulacje i życzenia złożyła delegacja holenderskiej fundacji i sama Tina Piosik. 

Z pompą i medalami

Podczas uroczystości wręczono zagranicznym gościom podziękowania, a zasłużonym strażakom – medale. Za zasługi dla pożarnictwa odznaczenie otrzymali: Ryszard Burzyński, Janusz Badyna, Andrzej Witulski, Ryszard Spochacz, Alojzy Przybyszewski i Marcin Hartwich. 

Czy pod sztandarem będzie łatwiej? Druhowie zdradzili, że miewają też poważne problemy z...prezentami. Okazuje się, że sprezentowany wóz, z powodu sprowadzenia po 2007 roku, nie może opuszczać strażnicy – wymagana jest bardzo kosztowna homologacja. Zapytaliśmy o to zaangażowanych w sprawę Holendrów. Odpowiedzieli, że to nie błędne prawo, lecz kiepska jego interpretacja i zapewnili, że podobne sprawy w innych częściach kraju znalazły pozytywne rozwiązanie. I my zatem życzymy wyłącznie takich bielskiej straży.

Karolina Kasperek

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
28. listopad 2024 03:44