Wójt Janusz Frąckowiak nie marnuje ani sekundy. Ledwo podałam rękę na przywitanie, a już porywa do samochodu i wiezie do Błotnicy tuż pod Przemętem. We wsi stanęło jego najmłodsze „dziecko”. Niezwykłe. Rarytas w skali województwa, a właściwie kraju. Trochę się o takich projektach mówi, ale to wyjątkowe przedsięwzięcie, jak na polską wieś. Dom dziennego pobytu dla seniorów i żłobek w jednym.
Żłobek za grosze
W budynku, w którym siadamy do rozmowy, była do niedawna sala wiejska, ale od dobrych 20 lat bardzo zdewastowana. W latach 90. ubiegłego wieku funkcjonowała tam nawet dyskoteka. Ale budynek niszczał w zastraszającym tempie i nie było na niego koncepcji. W jego niewielkiej części funkcjonowała tylko mała sala użytkowana przez koło gospodyń. Kilka lat temu Janusz Frąckowiak był akurat starostą. Z dalszej perspektywy jakoś wyraźniej dostrzegł potrzeby pewnych grup mieszkańców – tych najstarszych i tych najmłodszych. Przyszła mu do głowy myśl o utworzeniu domu dziennego pobytu dla seniorów. Okazało się, że podobny pomysł miał już burmistrz w Wolsztynie i wójt gminy Siedlec.
– Zjechałem kawałek świata. I widziałem w Holandii i Skandynawii takie ośrodki, które łączą obie funkcje. Gdzie seniorzy służą czasem pomocą przy opiece nad małymi dziećmi. Gdzie w taki sposób odbywa się integracja międzypokoleniowa. Istniał już projekt na dom seniora w Błotnicy, ale kiedy zostałem wójtem, zarządziłem nowy – opowiada Janusz Frąckowiak.
Natychmiast napisali wnioski do programów Maluch Plus i Senior Plus realizowanych przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Zgłosili się też do marszałka po pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS). Z „Malucha” i „Seniora” dostali 900 tys. zł na żłobek i niemal 300 tys.zł na dom seniora. Z EFS – prawie 3 mln zł na budowę i prowadzenie placówki.
– Żłobek ruszył dosłownie dwa tygodnie temu. Rodzice płacą tylko za zajęcia dodatkowe i częściowo za wyżywienie. To kwota 250 zł na miesiąc. W dużym mieście koszt takiego pobytu w żłobku to nawet 1000 zł. A seniorzy mają zajęcia, terapię różnego rodzaju, posiłki, masaże, wyjazdy i nie płacą nic! – cieszy się wójt Przemętu, kiedy siedzimy i rozmawiamy z dyrektorką żłobka.
- Ten nowoczesny budynek jest ogrzewany piecem na ekogroszek. Ale wójt zainstalował też panele fotowoltaiczne na urzędzie gminy i zainwestuje 200 tys. zł w wymianę pieców w gminie
– Jesteśmy tu od 7.00 do 16.00. Rodzice pracujący w urzędach są w stanie odebrać maluchy. A rodzice pracujący na trzy zmiany korzystają z pomocy członków rodzin. Najmłodszy nasz beneficjent ma trzynaście miesięcy. A przyjmujemy do żłobka dzieci już od dwudziestego tygodnia – opowiada rozpromieniona Aneta Seidel.
– Ten żłobek to novum z jeszcze jednego powodu. Mieszkamy na wsi. Na terenach wiejskich jeszcze jakiś czas temu rzadkością było oddawanie kilkulatka do przedszkola. Dziecko pozostające i uczące się w żłobku to zupełna rewolucja. Zwykle zostawało z matką albo babcią – cieszy się z innowacyjności Janusz Frąckowiak.
Przyjęli osiem opiekunek. Przypadek sprawił, że to wyłącznie kobiety. Wójt mówi, że nie mieliby żadnych oporów, żeby i tu wprowadzić parytet i zatrudniać też mężczyzn. Ale tych z odpowiednimi kwalifikacjami było najwyraźniej mniej.
Minisedes i kreskówka
Aneta Seidel prowadzi do pierwszej z sal. Po drodze mijamy futurystyczny wózek.
– Zadzwoniła ostatnio do mnie koleżanka z Poznania, która odwiedzała okolicę. Mówi: „Ale wy macie tam jakiś urodzaj sześcioraczków!”. A to nasze dzieciaczki w takim wózku na sześcioro maluchów wyjeżdżają na spacery – opowiada dumna dyrektorka.
W sali zabaw jasno, przestronnie, przy ścianach urocze białe meble wymalowane w sceny z kreskówek. Ze smakiem, żadnej tandety. Na kolorowym, świetnie skomponowanym z wyposażeniem dywanie cztery opiekunki i baraszkująca gromadka. Któreś właśnie grymasi, inne – przytula się do poduszki, jeszcze inne uparcie ćwiczy z opiekunką sprawność.
– Meble wszystkie z atestem, innych by tu nie mogło być. Tu łazienka, proszę zrobić zdjęcie, bo te mikroskopijne toalety to unikat – żartuje Aneta Seidel i dodaje, że z takiej minitoalety korzystają już nawet roczne dzieci.
Za salą kuchnie – po jednej dla pracowników i dzieci. W tej drugiej właśnie wrą przygotowania do obiadu. Na stalowym wózku lądują minitalerzyki z zupą i drugim daniem. Bo maluchy w Błotnicy, nawet te, które ledwo stanęły na nogach, jedzą sztućcami.
- W żłobku w Błotnicy zabawa i edukacja na najwyższym poziomie trwają cały dzień. Nic dziwnego, skoro pracownicy byli rekrutowani z najwyższą starannością
Jest jeszcze jedna sala zabaw, a na końcu korytarza – pokój sypialny. Ze szklaną ścianą i widokiem na wielki taras. Na nim, jak tylko zrobi się ciepło, wygrzewać się będą i relaksować maluchy razem z seniorami. Bo ci rezydują dosłownie za ścianą. I kiedy zwiedzamy przed południem żłobek, właśnie się schodzą.
Trzecia młodość z oranżadą
– No dzień dobry! Jak to? Bez swetrów i kurtek po dworze?! – wita dwie panie wójt i oznajmia, że dzisiejszą atrakcją jest akurat wizyta redaktorki z ogólnopolskiej gazety. Jeszcze tylko szybko prowadzi do pomieszczenia, o którym mówi „sala wiejska”. A ja widzę duży konferencyjny pokój. Z ekranem, rzutnikiem, nowoczesnymi krzesłami i klimatyzacją. Aż chce się obradować. Wójt prowadzi do sal. W jednej – wielka tablica interaktywna.
– Dotykowa. Działa jak komputer. Jest tu też wi-fi, więc można ściągnąć coś z YouTube’a. A to ozdoby z butelek, które seniorzy niedawno robili na zajęciach. Jest kanapa, można odpocząć, położyć się. Tu sala do spotkań, na przykład z psychologiem – opowiada Janusz Frąckowiak, którego, kiedy widzi się jego energię, nie sposób już nazywać tylko wójtem, ale aktywistą.
Wchodzimy do sali, w której przy stolikach siedzą już rozbawieni seniorzy. Nagle wstają i rzucają się do wójta.
– Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Proszę, tu jeszcze w prezencie jajko z niespodzianką. Bo to przecież Dzień Mężczyzny! – krzyczą panie.
Siadamy na krótką rozmowę. Chcę usłyszeć, co robią, dlaczego tu przychodzą. Do odpowiedzi wyrywa się Stanisława, która niedawno skończyła 90 lat.
– Przychodzimy już o ósmej, niektórzy po śniadaniu, inni na śniadanie. Wchodzimy, a panie nas pytają: „A może pani kawkę? A może herbatkę?”. Potem tableteczki, bo każdy coś bierze – opowiada Stanisława i przypomina, że za 50-letnie przewodniczenie kołu gospodyń w Błotnicy dostała nawet Złoty Krzyż Zasługi.
Lek na samotność
Pytam, co by robili, gdyby nie przychodzili. Mówią, że zostałoby siedzenie i patrzenie w okno. A Bolesław dodaje, że najgorsza jest tęsknota. I samotność. Któraś z pań mówi, że na początku krępowała się przychodzić. Ale rodzina powiedziała jej, że trzeba do ludzi. Teraz nie wyobraża sobie dnia bez zajęć, plotek i popijania kawki.
– Człowiek się zupełnie inaczej czuje, kiedy przyjdzie. Ma z kim porozmawiać. Ja sam jestem – dodaje Jerzy i popija oranżadę.
- Na pierwszym planie Stanisława (po lewej) i Teresa grająca na akordeonie. One i ich koledzy i koleżanki przyznają, że ten dom seniora to najlepszy możliwy wariant na jesień życia
Przedstawiają siebie nawzajem, wśród śmiechu ujawniają talenty innych. Obok mnie siedzi Teresa, koleżanki zdradzają, że gra na akordeonie. Ktoś skacze do sąsiedniej sali po starą harmonię. Chwila i pokój wypełniają dźwięki piosenki: „Za nami wiosna życia, minęło wiele lat, a jeszcze wciąż przed nami złotej jesieni czas...”.
– Zdążyliśmy już zrobić ozdoby wielkanocne, w tym zajączki z plastikowych butelek. Mamy tu gipsownię, panowie się tym zajmują. Będziemy dziś robić drzewka – w puszkę po kukurydzy będziemy wpinać kule. Kiedy już zbierzemy trochę tych dekoracji, urządzimy wystawę – opowiada Katarzyna Łukaszenko, jedna z terapeutek. I dodaje, że przez te dwa tygodnie funkcjonowania domu seniora zdążyły się już zawiązać przyjaźnie, a niewykluczone, że i męsko-damskie sympatie.
- Wójt Janusz Frąckowiak zaskoczony przyjmuje gratulacje i drobny upominek od seniorek i seniorów
Prowadzi jeszcze do sali ze sprzętem do ćwiczeń. Panie siadają w pozycji półleżącej na rowerkach, któraś wsiada na orbitrek. Z części sprzętów korzystają tylko pod okiem trenera. Śmieją się, komentują, docinają, żartują. Są dowodem na to, że życie nie ma wieku. Że potrafi być równie intensywne w raczkującym berbeciu i człowieku, któremu biegnie dziewiąty „krzyżyk”. Kiedy się patrzy na jednych i na drugich, nie sposób oprzeć się refleksji, że ten kraj potrzebuje żłobków. I potrzebuje domów pogodnej starości. A najlepiej takich, jak ten w Błotnicy. Wszyscy tam już nie mogą się doczekać, kiedy promienie słońca wywabią na taras i połączą w zabawie najmłodszych i najstarszych.
Baza projektów SMART wieś
Chcemy wspólnie z naszymi Czytelnikami stworzyć bazę ciekawych projektów i pomysłów poprawiających życie mieszkańców wsi. Dlatego jeśli chcesz, abyśmy opisali przykład projektu SMART wieś z twojej okolicy, napisz do nas na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Karolina Kasperek
Zdjęcia: Karolina Kasperek