„Jak podaje Wikipedia, duża wieś w Polsce położona w województwie wielkopolskim, w powiecie leszczyńskim, w gminie Włoszakowice, w południowo-zachodniej Wielkopolsce, z doskonale zachowanym, wciąż żywym folklorem” – usłyszysz ze smartfona, kiedy wydasz przeglądarce Google głosowe polecenie znalezienia Bukówca. W pierwszym znalezionym wyniku, obok mapki, zobaczysz też wizytówkę wsi. Są nią dwie monstrualnych rozmiarów postacie z drewna, stojące w środku wsi. Są żywym dowodem na to, że folklor we wsi wciąż żyje. A życie w nie tchnął Jerzy Sowijak.
Szopka z życia wzięta
Gospodarz wita w towarzystwie sympatycznej kotki. Już ściany korytarza informują głośno o tym, kto tu mieszka. Boazerię pokrywają liczne płaskorzeźby. Baba, cała w błękitach i pąsach, z kierzynką. Tu dwóch wojów, tam ostatnia wieczerza. Drewniane figurki „zaatakują” cię nawet w toalecie. Porządku w niej pilnuje i cieszy oko podczas rutynowych dość czynności figurka tradycyjnie ubranego pasterza.
Jerzy Sowijak swoją szopkę trzyma cały rok spakowaną. To taka trochę nawet szopka objazdowa.
– Robię ją od 1994 roku. Każdego roku coś dokładam. Przed Bożym Narodzeniem rozpakowuję i jeżdżę z nią po muzeach, wystawach. Do szkół i kościołów nie wypożyczam, bo tam nie ma dozoru, figurki mogłyby poginąć – opowiada Jerzy.
Szopka powstała najpierw w wersji podstawowej, czyli jako tzw. rodzina nuklearna. Rodzice i dzieci, czy raczej Święty Józef, Matka Boska i Dzieciątko. No, może trochę rozszerzona o kilku gości, bo byli jeszcze pastuszkowie i odwiedzający ich akurat Trzej Królowie.
– Potem pojawili się kolejni. Rozbudowuję według zasady, że włączam do szopki znane postacie z życia wsi i okolicy. Związane z naszym regionem. Widzi pani, są dudziarze, grają na skrzypkach – opowiada rzeźbiarz, wprowadzając do osobnego pokoju, w którym pod dwiema ścianami eksponuje jedno ze swoich życiowych dzieł.
- Jerzy Sowijak z jedną ze swoich inspirowanych prawdziwymi lokalnymi bohaterami rzeźb
Liczę na szybko figurki ciasno poustawiane na długich stołach. Jest ich już kilkadziesiąt. W centrum – stajenka. Wokół gromadzą się drewniane krowy, baranki, nawet dziki z pięknie wyrzeźbionym zjeżeniem sierści, choć o dzikach w Betlejem raczej nie było słychać. Te ostatnie to dlatego, że z Bukówcem związana jest legenda.
– Kiedyś ponoć chłop wracał z lasu i dopadły go dziki. Wszedł na drzewo i modlił się o wybawienie z opresji. Ponoć przyrzekł Najwyższemu, że jeśli zostanie ocalony, postawi kapliczkę. Kapliczka stoi do dziś – tłumaczy skład stajenkowej trupy Jerzy.
W szopce szczególne miejsce mają ci, którzy żyli w Bukówcu i okolicy i tworzyli artystyczny klimat regionu.
- Szopka ma swój początek, ale chyba nie ma końca – co roku przybywa jakaś postać. Jerzy Sowijak zaprasza na jej oglądanie dzieci z miejscowych przedszkola i szkoły
– To powstaniec inspirowany moim sąsiadem, niezwykłym Piotrem Świętkiem. A to kowal z wioski, który robił mi pierwsze dłutka. Motyw kowala siedzi we mnie głębiej, bo dziadek ze strony ojca był kowalem. Tu dudziarze. Pamiętam braci Ratajczaków – grali przed wojną i po wojnie aż do lat 70. ubiegłego wieku. Tu pani Anna, która przepięknie grała na mandolinie, a tu pani Marianna, co i grała na skrzypkach, i wiersze pisała. A to lokalny fryzjer-regionalista – pokazuje swoich drewnianych, a jednocześnie prawdziwych bohaterów.
- Skrzypek i dudziarz „muzykujący” na placu w centrum wsi mają 6 metrów wysokości. Jerzy rzeźbił je „na leżąco”
Drewno nasiąka historią
Jerzy ma prawie 60 lat. Mówi, że rzeźbi „od dzieciaka”, a folklorem dosłownie nasiąkał.
– Żyję na wsi i tematem moich rzeźb jest praca ludzi na wsi. Sam, jako dziecko, pracowałem z rodzicami w gospodarstwie. Ale też przysłuchiwałem się opowieściom rodziny, sąsiadów o tym, jak to było też przed wojną. Kiedy byłem dzieckiem, żyli jeszcze wspaniali starsi ludzie, którzy opowiadali mi o pracy na wsi i historii wsi. Wśród sąsiadów mieliśmy i powstańców wielkopolskich, i żołnierzy września. A muzyka ludowa rozbrzmiewała wszędzie. Ja wśród skrzypiec i dud wyrosłem – opowiada Jerzy.
Ziemi mieli tylko dwa hektary. Ale było co robić. Jurek pomagał wiązać snopki i kopać ziemniaki. Pamięta też dom pełen zapachów.
– O tej porze wszędzie unosił się zapach pierników. Z rodzeństwem je wykrawaliśmy. Trzeba było piec w kilku turach, bo pierwsza porcja nie doczekiwała Wigilii. Mama robiła też ślimaczki – z połączonego ciasta piernikowego i jasnego kruchego. A którejś Wigilii miałem robić masło w kierzynce. Myśląc o Gwiazdorze i prezentach, wylałem całą śmietanę – opowiada.
Kopernik poruszył talent
Jego pierwszą pracą w drewnie był napis wyryty na belce w stodole – wyryta data „1968”, rok budowy stodoły. Jurek miał wtedy 9 lat. A pięć lat później, w ósmej klasie, porwał się na podobiznę jednego z największych Polaków.
– W Poznaniu, w obecnym Zamku, organizowano obchody 500-lecia urodzin Mikołaja Kopernika. Dyrektor podstawówki poprosił, żebym wyrzeźbił popiersie. Wystrugałem, przywiozłem je na sankach, pojechaliśmy, Kopernik stanął na wystawie. Potem ją rozbierano i wszystkim rozdano prace ją tworzące. Moja przepadła bez śladu. To chyba znaczyło, że komuś bardzo się spodobała – śmieje się z pierwszych sukcesów i dodaje, że szybko zrobił kopię, która do dziś stoi w bukówieckiej szkole.
- Bywa nobliwie, bywa i frywolnie u Jerzego Sowijaka. To rzeźba obrazująca zwyczaj śmigusa dyngusa
Jerzy skończył zawodówkę. Został ślusarzem narzędziowym. W tym samym czasie robił eksternistycznie Szkołę Rzemiosł Artystycznych w Cieplicach. Potem poszedł jeszcze do technikum, gdzie uczył się na kierunku obróbka skrawaniem. Marzył nawet o uczeniu się rzeźby w szkole plastycznej im. Antoniego Kenara w Zakopanem, ale jakoś się nie składało. A to praca w Metalplaście w Lesznie, a to wojsko. Trafił w końcu do Gminnego Ośrodka Kultury w sąsiadujących z Bukówcem Włoszakowicach jako instruktor. W 1991 roku zredukowano etat i to był moment zwrotny. Wrócił do pracy w gospodarstwie i rzeźbienia na większą skalę. Pojawiły się zamówienia na Chrystusów Frasobliwych, świętych i figury dudziarzy i skrzypków. Dwóch takich muzyków zdobi plac we wsi, a cała rzesza innych rzeźb autorstwa Jerzego – całą gminę.
Bywa i wesoło
W pokoju roi się od figur – św. Ambroży, patron pszczelarzy, powstaniec wielkopolski w mundurze, płaskorzeźba stajenki, frywolna scenka obrazująca śmigus dyngus i dwóch wojów inspirowanych rocznicą chrztu Polski.
– A to rycerz Wieniawa. To też w związku z legendą, o Mieszku i Dąbrówce. Podobno w okolicach Leszna zaatakował ich tur. Jeden z rycerzy Dąbrówki uratował księcia. Teraz Leszno ma w herbie topór i łeb tura. A ja mam rzeźbę – opowiada artysta.
- Każda z tych postaci ma swoje imię i odpowiednika w realnym świecie. Ci ludzie współtworzyli kulturalny klimat Bukówca
Mówi, że ciężka praca w polu pomogła mu mierzyć się z drewnem, które też wymaga potężnej cierpliwości. Bez względu na to, czy to lipa, czy topola. Rzeźbi, kiedy czuje wenę, ale wie, kiedy przestać.
– Są takie momenty, że trzeba sobie odpuścić. Trzeba się wtedy przespać i zacząć z rana od nowa – kończy uniwersalną puentą Jerzy.
Karolina Kasperek