Nie znamy dokładnej daty założenia naszej straży, jedynie datę najwcześniejszej wzmianki o jej istnieniu. Mamy stuprocentową pewność, że w 1901 roku już istniała. Odnaleźliśmy takie zapisy w kronikach parafialnych. – Dyscyplinującym tonem zaczyna rozmowę z nami Leopold Rzeszewicz, wiceprezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Chwaszczynie w powiecie kartuskim.
Tak się rozmawia z Kaszubami – maksimum informacji, mało zbędnych słów, porządek i precyzja. Na pytanie, czy podobnie wygląda działanie, wiceprezes odpowiada:
− W straży zawsze musi być konkret, staramy się, żeby u nas wszystko było jasne i czytelne. Czarne i białe.
Są w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym i mają z tego... satysfakcję.
− Od kilku lat administracja państwowa wprowadza do naszych działań ogrom biurokracji. Prawdopodobnie nawet trudne zawirowania historyczne naszego narodu nie zniszczyły tak straży, jak czynią to obecnie urzędy i wszechobecny formalizm. Jedyne, co ich obchodzi, to dokumenty, certyfikaty, kursy, a nie realizowanie zadań. To przerost formy nad treścią. Kiedyś wypełnienie dokumentów po akcji pożarniczej wymagało 20 minut. Dziś jest to godzina. Oprócz tego mamy sprawozdania związane ze stowarzyszeniem, raporty dla gminy, powiatu, związku – skarży się Leopold Rzeszewicz i dodaje, że od dłuższego czasu spędza więcej godzin przy komputerze niż w akcjach.
Z funkcjonowania jednostki jako stowarzyszenia są jednak korzyści. Posiadanie osobowości prawnej umożliwia „zaciąganie praw i obowiązków na własną rzecz”. To znaczy, że mogą kupić wóz albo strażnicę. Wiele OSP stacjonuje w nieruchomościach należących do gminy, ale niektóre jednostki są właścicielami budynków i wyposażenia.
Ochotnicy z Chwaszczyna jeżdżą samochodami należącymi do gminy. Mają wóz typu średniego – stara GBAM na dwa tysiące litrów z 1995 r. i czekają na nowy lekki samochód ratownictwa technicznego. Jeszcze nie znają marki, o wszystkim zdecyduje przetarg.
Mają od 60 do 80 wyjazdów rocznie, czyli średnio częściej niż raz na tydzień. To więcej niż średnia krajowa. Spektakularne akcje? Zdarzają się.
– Parę lat temu był w Chwaszczynie pożar dużego składu. Paliły się obiekty handlowo-usługowe. Musieliśmy ściągnąć jednostki z połowy powiatu, zaś dodatkowym utrudnieniem była mała wydajność źle utrzymanej sieci hydrantowej. Akcja trwała 12 godzin – wspomina wiceprezes.
Są przekonani, że w wielu akcjach interweniował sam św. Florian. Po trudnej akcji spotykają się ze sobą, analizują przebieg działań i dzielą się ze sobą wrażeniami. Idą na mszę świętą, do spowiedzi, porozmawiają z księdzem. Lokalna parafia ściśle współpracuje ze strażą, a straż z wieloma organizacjami działającymi na terenie gminy – m.in. kołem gospodyń. kk