Drewniana, zwarta zabudowa, domy kryte strzechą – to wszystko stwarzało zagrożenie pożarowe. Chochołów rozpostarty wzdłuż rzeki Czarny Dunajec często padał ofiarą tego niszczącego żywiołu. Kilku światłych obywateli z wójtem Józefem Koisem, który został wybrany prezesem, postanowiło założyć Straż Przeciw Ogniową i dokonali tego w 1892 r. ku wielkiej uciesze mieszkańców. Wskutek nadal wybuchających pożarów rada gminy w Chochołowie w 1902 roku postanowiła wyposażyć straż w ręczną sikawkę, a wzdłuż wsi wybudowano rów, żeby na bieżąco gromadzić w nim wodę. Dwa lata później zakupiono kolejną sikawkę, a w 1913 r. do strażaków trafiła już konno ciągniona sikawka, jedna z najlepszych jak na owe czasy. Wiele się zmieniło na przestrzeni lat: piękna, obszerna nowa strażnica, wspaniali, pełni poświęcenia ludzie – to warte uwagi. Druhowie zapytani o warunki i zagrożenie pożarem odpowiadają, że w dzisiejszych czasach ludzie inaczej patrzą na świat, dbają o swoje miejsce na ziemi. – Przyznam, że kiedyś wybuchało więcej pożarów, a teraz z roku na rok odnotowujemy coraz mniej zgłoszeń – mówią druhowie.
– To dzięki temu, że społeczeństwo jest rozsądne i wie czym grozi nieuwaga. Mamy piękną, malowniczo położoną miejscowość, która przyciąga wielu turystów, a to nie zawsze wiąże się z odpowiedzialnością. Chochołów to swego rodzaju zamieszkały skansen, oryginalna zwarta, drewniana zabudowa, domy w większości pamiętające stare dobre czasy i zwyczaj mycia domów na święta wodą z mydłem – to wszystko warto uchronić od ognia i zapomnienia.
Każdy mieszkaniec dba o swoje obejście z wielkim pietyzmem i zamiłowaniem. 2015 r. mimo panującej suszy i wysokich temperatur udało nam się przejść bez szalejących pożarów, to zasługa naszego społeczeństwa. – Dla nas strażaków ważne jest, by nieść pomoc w każdej sytuacji
– dodaje inny druh. – Pożary, wypadki drogowe – to skutki tego, że człowiek żyje zbyt szybko i zdarza mu się czasem nie przewidzieć efektów swojego zaniedbania czy brawury. Są jednak sytuacje niezależne od nas: silne wiatry, ulewne deszcze czy podtopienia, wówczas też musimy być czujni i zawsze gotowi do akcji. I jak to niejeden mawia: strażak nie jest odważny, tylko potrafi opanować strach. Odwaga nie zawsze jest dobrym doradcą i z tym trzeba się liczyć.
– W naszych szeregach jest 42 druhów, każdy stara się zawsze sprostać zadaniu, którego się podjął, wstępując do ochotniczej straży pożarnej – dodaje inny strażak. – Jednak nie tylko tym się zajmujemy. Uczestniczymy w różnych uroczystościach, zarówno kościelnych, jak i państwowych. Organizujemy spotkania w strażnicy dla dzieci i młodzieży, prowadzimy pogadanki i uczulamy na wszelkie zagrożenia. Staramy się być tam, gdzie jesteśmy potrzebni. Wydajemy rokrocznie kalendarze i działamy charytatywnie, ale to już spontanicznie.
Nad całością sprawnie działającej drużyny czuwa zarząd z prezesem
Józefem Toporem, naczelnikiem
Andrzejem Maciusiakiem i zastępcą naczelnika Janem Zięderem na czele.
Naczelnik Andrzej Maciusiak jako ciekawostkę podaje, że na ponad 120 lat istnienia jednostki jest dopiero 4. naczelnikiem. Wniosek z tego płynie: dobrze im w tym składzie i nie należy nic zmieniać, by nie popsuć. Rozumieją się, a to jest najważniejsze. I jak wiele jednostek, borykają się z problemami, głównie finansowymi. Mają niepisaną umowę z UG Czarny Dunajec, że nie pobierają pieniędzy za udział w akcjach, lecz pod koniec roku przedstawiają karty drogowe i inne kwity, a urząd przelewa im należność na konto.
Od 1999 r. należą do KSRG, więc ich ofiarność nie ogranicza się tylko do terenów gminy, lecz pole działania to cały kraj. Mają trzy samochody, wśród nich mercedes z 2010 r. za niebagatelną kwotę 600 tys. zł, ich chluba i radość. – By go zdobyć, wydeptaliśmy wiele ścieżek, napisaliśmy opasłe tomy pism. Dzięki zaangażowaniu, determinacji, staraniom i wytrwałości dopięliśmy swego – ze smutkiem i goryczą w głosie mówią druhowie. – Szkoda, że nie uzyskaliśmy pomocy ze strony zarządu powiatowego i wojewódzkiego OSP i musieliśmy zabiegać o sponsorów i darczyńców. Musieliśmy radzić sobie sami i tylko zarząd główny OSP w Warszawie, UG i wójt wyciągnęli pomocną dłoń i wsparli nas w tym przedsięwzięciu.
Życzymy tym dzielnym druhom, by nie musieli więcej borykać się z problemami natury finansowej i rozwijali się bez przeszkód. Wspaniałe jest jeszcze w nich to, że kultywują rodzinne i regionalne tradycje.
Małgorzata Wyrzykowska