Do prezesa warszowickiej ochotniczej straży pożarnej, Michała Wowry, nie można się było ostatnio dodzwonić. Dlaczego? Odbierał dziesiątki telefonów od chętnych do wzięcia udziału w zabawie sylwestrowej organizowanej przez OSP w Warszowicach (śląskie). Do sylwestra jeszcze parę chwil, ale sprzedano już komplet biletów. Koszt zabawy dla pary to 300 zł. Nowy Rok będzie witało w remizie 300 osób.
– Jeśli nie odbieram, to dlatego, że po prostu dużo pracuję społecznie. Rzeczywiście, za chwilę sylwester, ale nasza straż już od 30 lat organizuje co tydzień potańcówkę w remizie. W niedziele, święta – tak się przyjęło. Ludzie jeżdżą do nas nawet po 80 kilometrów. Z Oświęcimia, Raciborza, nawet z Katowic! Może dlatego, że mamy tu zawsze muzykę na żywo. Tańczy się do niej głównie w parach. I co tydzień gra inny zespół, mamy ich łącznie pięć – opowiada prezes.
Remiza w Warszowicach ma sporo miejsca do tańca, ale mieści też dwa wozy bojowe: jelcza na 6 tys. litrów i niedawno kupionego volvo, przystosowanego do ratownictwa technicznego. Do pożarów jeżdżą rzadziej, częściej do wypadków. Warszowice usytuowane są przy drodze krajowej DK81, tzw. Wiślance, tam się sporo dzieje. Ale jest do czego jeździć i w samych Warszowicach.
– Przy naszej remizie zbudowano niedawno centrum logistyczne. Teraz sporo tirów przejeżdża przez naszą miejscowość, trzeba być czujnym – opowiada Michał Wowra.
Cieszą się, że dawno nie mieli wypadków śmiertelnych, ostatni zdarzył się w okolicy jakieś 5 lat temu. Nie ściągają kotów z drzew, nikt nie dzwoni po straż w takich sprawach, bo, jak mówi prezes, to uznano by za śmieszne, „Kot wlazł, sam musi zleźć”.
Cała straż liczy 80 członków, do akcji jeździ 30 druhów. Ale wielu spośród nich pracuje jednocześnie w państwowej straży pożarnej. To atut i ochotnicy regularnie z niego korzystają. Zawodowcy często szkolą swoich kolegów ochotników. Nie ma zazdrości, nie ma rywalizacji, jest głód wiedzy i ochota do dzielenia się nią.
Zima za pasem, więc warszowiccy strażacy gotowi są już do wyjazdów na oblodzone drogi albo do pożaru sadzy w kominie. Są zdania, że przyczyną takich wypadków jest częściej niefrasobliwość domowników niedbających o regularne czyszczenie przewodów kominowych niż błędy konstrukcyjne.
Pan Michał ma brata. Drugi z Wowrów jest naczelnikiem straży i, podobnie jak prezes, jednocześnie zawodowym strażakiem. Co sprawiło, że do tej służby trafiło pół rodziny?
– Ojciec wybudował remizę i też pracował w straży. I my tak od dzieciństwa nauczeni, że z tą sikawką trzeba biegać – opowiadają Wowrowie.
Bieganie z sikawką to nie tylko radość pomagania, ale też czasem strach.
– Nie myślimy, że moglibyśmy zginąć, po prostu podejmujemy działanie. Wycofujemy się tylko wtedy, kiedy sytuacja jest już nie do opanowania – podsumowują.
Karolina Kasperek