StoryEditorżycie wsi

W Wierzchowie z orszakiem Trzech Króli idzie też 12 apostołów

02.01.2020., 13:01h
Jest taki dzień w roku, kiedy nawet w małej wiosce spotkasz króla. I to nie jednego, a trzech. Bywa, że podróżują konno. I cią­ną za sobą rozśpiewany tłum. Tak właśnie dzieje się 6 stycznia od kilku lat w Wierzchowie.
Orszak chodzi właściwie od 2014 roku. Najpierw jakby mniej formalnie. Ale od 2016 roku jesteśmy „podłączeni” pod Fundację „Orszak Trzech Króli”. I robimy orszaki według scenariusza – opowiada ksiądz Jerzy Czaja, salezjanin i proboszcz parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Wierzchowie.

W orszaku chodzi o to, by pielęgnować starą polską tradycję śpiewania kolęd. Fundacja wspiera rodzinną jej formę, ale w szczególny sposób także tę angażującą lokalne społeczności. I tak dzieje się od kilku lat w Wierzchowie.

Z diablicą na karty

Pierwszy orszak zorganizowali w 2014 roku. Nie był liczny, choć 40 osób, jak na dwie, raczej małe wsie, to niezły wynik. Trasę zorganizowali między dwiema wsiami. Start – w Wierzchowie-Dworcu, filii parafii. Zaczynają mszą świętą. A potem dwugodzinna pielgrzymka na dystansie 1,5 km kończąca się w wierzchowskim kościele.

Pierwszy i drugi orszak były bez scenariusza. Po prostu śpiewaliśmy kolędy. Ale co roku ktoś dochodził – a to koło gospodyń, a to mieszkańcy sąsiednich wsi – opowiada Janka Majer, współorganizatorka i jedna z pomysłodawczyń orszaku, teolożka, katechetka i nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w miejscowej szkole podstawowej. W parafii prowadzi Oratorium – grupę modlitewną dla młodzieży.

Halina i Wanda pokazują kołową kronikę. Na zdjęciach sprzed kilku lat bohaterowie pierwszych orszaków. Ot, choćby ksiądz Jerzy, ubrany w „bananowy” uśmiech i niemal stuletnią zielonoturkusową pelerynę – liturgiczny strój, który służył jeszcze pierwszemu proboszczowi parafii. Przy nim – dwie diablice. Jedna z nich to Janka.

Byłam złośliwa, choć na co dzień jestem łagodna. Zaczepiałam, namawiałam na karty, podrywałam panów. To za kostkę, to za plecki – wspomina.

Pomocne gospodynie i wspólne kolędowanie

Kiedy się tak wędruje w styczniowe popołudnie, śmiech nie wystarczy, żeby się rozgrzać. Z pomocą przyszły gospodynie.

Już przy pierwszym orszaku wpadłyśmy z koleżankami na pomysł, żeby na trasie marszu orszaku zorganizować polowy bar. Ustawiłyśmy stolik z herbatą z termosu, do tego – ciasteczko – opowiada Halina Kulińska, sołtys wsi.

Nic jednak tak nie rozgrzewa, jak to, czemu orszak ma między innymi służyć, czyli śpiewanie kolęd. Z Wierzchowa-Dworca ruszają z pieśnią na ustach. Czasem to „Dzisiaj w Betlejem”, a czasem trudniejsze i bardziej niszowe „Tryumfy Króla Niebieskiego”.

A niedawnym odkryciem jest „Oj, maluśki, maluśki”. Tego u nas nigdy nikt nie śpiewał, organista nie grał, jakoś nie było u nas w modzie – opowiada Wanda i dodaje, że właśnie ćwiczy góralską kolędę na przegląd w Polnicy.

Poszły konie po asfalcie

Wierzchowski orszak ewoluował. Ten zeszłoroczny był pierwszy w swoim rodzaju. Po pierwsze dlatego, że poszły w nim trzy rumaki, które niosły trzech mędrców. Po drugie – stał się ekumeniczny. A po trzecie – zrealizowano go według obowiązującego dla całej Polski scenariusza, czyli na trasie pojawiły się stacje będące scenkami.

Już wcześniej próbowaliśmy coś grać. Pojawiało się „Stworzenie świata” i „Grzech pierworodny”, w którym dzieci wywijały wężem zrobionym z wypchanych rajstop. Ale prawdziwy scenariusz zrealizował się w ubiegłym roku w styczniu. Orszak był pod hasłem „Zmiany życia”. Mieliśmy siedem stacji. W pierwszej scence trzech królów widzi gwiazdę nadziei na zmianę oblicza Ziemi. Drugą stacją był dwór Heroda. Herod przebywał w SPA, miał lustra, malował się. Chodziło o to, żeby pokazać, że dziś często dba się, niestety, tylko o piękno ciała. A zapomina o wnętrzu – tłumaczyła Janka Majer.

W trzeciej scence aniołowie starli się z mocami szatana. Orężem były czarne i białe tkaniny, którymi drużyny smagały się nawzajem. Czwartą stacją była sceneria Giewontu. Anioł ogłaszał narodziny Zbawcy i przemiany, a pasterze na zmianę namawiali słowami wiersza z „Tryptyku Rzymskiego” autorstwa Jana Pawła II: „...jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść w górę, pod prąd...”. W stację piątą świetnie wpisał się dotychczasowy „bar” gospodyń. Ich stolik z herbatą zagrał wraz z paniami z Bukowa karczmę, która zapraszała na „zabawę, krupniczek, tanie trunki i batony”, czyli wszystko to, co łatwe, ale czasem prowadzące do zguby. Wszystko opowiedziane na wesoło. Szóstą scenką było przejście przez bramę anielską.

Otwarci na wszystkich

A jeśli chodzi o ekumenizm, to miał bezpośredni związek z ostatnią, siódmą scenką. Dziewczyna i chłopak grający mędrców na koniu są baptystami. Mieli w ostatniej scence oddać pokłon Józefowi i Maryi. Powiedzieli, że nie będą, bo wiara nie pozwala im na to. Protestanci nie kłaniają się rzeźbom i obrazom. Ja na to, że nie trzeba się kłaniać, że tylko wystarczy skinąć, „Dzień dobry” powiedzieć. I zgodzili się! To takie nasze świadectwo, że jesteśmy otwarci na wszystkich, że każdy może wziąć udział w orszaku – mówi Janka.

W wierzchowskim orszaku chodzi też dwunastu apostołów. Nie, nie są rybakami. To mieszkańcy Wierzchowa, którzy pełnią z okazji różnych świąt funkcję ministrantów seniorów. Grupę powołał do życia ksiądz Jerzy – w Wielki Czwartek, na pamiątkę posłania uczniów przez Jezusa. W orszaku apostołowie są... apostołami.

Co będzie w tym roku? Janka trochę się boi o orszak, bo zdrowie nie bardzo pozwala jej ogarnąć całe to kolorowe zamieszanie. Konie gotowe, dzieci i papierowe korony też. Panie z koła już szykują termosy i śpiewniki. Czy można zaprzepaścić tyle energii? Wierzymy, że Wierzchowo stanie na ukoronowanej głowie i 6 stycznia ruszy w kolejnym kolędowym pochodzie.

Od lewej: Janka Majer, Halina Kulińska, ks. Jerzy Czaja i Wanda Pluto Prondzinska
  • Od lewej: Janka Majer, Halina Kulińska, ks. Jerzy Czaja i Wanda Pluto Prondzinska
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Archiwum, Karolina Kasperek
 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 02:58