StoryEditorWiadomości rolnicze

We dwójkę wyczarowali swój dom

29.09.2017., 19:09h
W pierwszym październikowym numerze „Tygodnika” prezentujemy sylwetkę Moniki Kowalczyk-Kapusty z Ryk. Jej fotografia ozdabia październikową kartę wydanego we współpracy z Ursusem naszego kalendarza na ten rok.
Niewiele brakowało, a zdjęcia Moniki w naszym konkursie „Dziewczyna z kalendarza” by zabrakło. Decyzja o jego wysłaniu zapadła w ostatniej chwili. Poprzedziły ją wahania oraz narada z mężem i dziećmi. Nagrodzona w konkursie fotografia powstała kilka dni wcześniej podczas wystawy sprzętu rolniczego w Końskowoli. Na zdjęcie przy ciągniku namówił Monikę kolega z pracy.

Na sesję do Lublina Monika pojechała trochę incognito.

Przyjechałam sama, skromnie ubrana, w innym niż na zdjęciu uczesaniu i… nikt mnie nie poznał. Myśleli, że jestem z kimś jako osoba towarzysząca – śmieje się Monika.

Monika mieszka i pracuje w Rykach. Jest instruktorem do spraw ekonomiczno-skupowych w tamtejszej Spółdzielni Mleczarskiej. Koordynuje też prace Rady Nadzorczej SM Ryki. Należy do szczęściarek, które lubią swoją pracę.  Zajmuje się m.in. kontrolą dokumentacji i stanu sanitarnego gospodarstw dostawców mleka.

Wiersza godna

Do Ryk przyjechała za mężem. Wcześniej podobną pracę wykonywała przez pięć lat w Spółdzielni Mleczarskiej „Michowianka” w Michowie.

W tamtych okolicach się wychowałam. Rodzice mieli gospodarstwo, specjalizowali się w produkcji mleka. Mąż Kamil jest z zawodu i zamiłowania budowlańcem. Prowadzi własną działalność gospodarczą. To wymaga częstych wyjazdów. Dlatego przejęłam większość obowiązków domowych, w czym bardzo pomagają mi dzieci – opowiada.

Z uwagi na profesję męża nie mogło być inaczej - w 2015 roku zamieszkali we wzniesionym przez niego domu. Pewnie do budowy by nie doszło, gdyby nie pieniądze zarobione w Irlandii.

Kupiliśmy za nie działkę i koparkę. Bardzo miło wspominam ten wyjazd. Szczególna pamiątka to wiersz o mnie. Jest autorstwa pisarki, właścicielki domu, w którym pracowałam. Zajął pierwsze miejsce w konkursie zorganizowanym w Limerick – mówi z dumą.

Dom jej autorstwa

Aranżacją wnętrz domu zajęła się Monika. – Od zawsze, gdy kogoś odwiedzałam, zwracałam uwagę na wystrój. Podoba mi się ciężki, klasyczny styl: solidne, rzeźbione drewniane meble, dużo zdobień, mosiądz, elementy pomalowane na kolor starego złota. Część mebli i sporo drobiazgów wypatrzyła i sprowadziła przez internet.

Efekt jest imponujący. Goście odwiedzający Monikę i Kamila są przekonani, że wnętrza projektowała profesjonalna firma. Monika, urządzając rodzinne gniazdko, nie ograniczyła się do zaplanowania wystroju i zamówienia mebli. Niektóre z wyszperanych rzeczy, np. żyrandole czy krzesła, sama odnowiła.

Piaskowałam, malowałam. Podobnie jak blat w łazience, który pochodzi ze starej maszyny do szycia Singer. Na odrestaurowany blat został nałożony kamień. Takie prace nie sprawiają Monice problemu, ponieważ ma zdolności plastyczne i manualne. W szkole zbierała nagrody.

Ale malować potrafi nie tylko martwe natury. W gospodarstwie rodziców ni mniej ni więcej, tylko malowała dachy.

Obora, stodoła, dom, garaż. I nie tylko. Także brama czy przęsła – uśmiecha się Monika. – Nie mam lęku wysokości i lubię takie zajęcie. Opasywałam się liną, drugi koniec był przywiązany do komina. Do dzisiaj zdarza mi się spotykać ludzi, którzy pamiętają mnie jako dziewczynę, która wakacje spędzała na dachach…



Na udział w konkursie Monikę namówił kolega z pracy

Monika i Kamil mają dwoje dzieci. Franciszek chodzi do trzeciej klasy. Ma już sprecyzowany pogląd na swoją przyszłość. Będzie rolnikiem, bo jego pasją są ciągniki. A jeśli złowi złotą rybkę, to pierwszym jego życzeniem będzie ekspresowe zakończenie układania kostki przed domem. Drugim – ustawienie ogrodzenia. Po spełnieniu tych warunków rybka będzie mogła przystąpić do realizacji trzeciego życzenia, czyli umieszczenia na placu przed domem licznych traktorów. Zuzanna jest o trzy lata młodsza i chodzi jeszcze do przedszkola. Pięknie recytuje wiersze. Rodzina adoptowała bezdomnego psiaka, który przybłąkał się do domu. Pies okazał się… sunią. – Franek nazywa ją Marcysią, a Zuzia upiera się przy imieniu Tosia.

Gdy rozmawialiśmy w zeszłym roku w lubelskim Ursusie, Monika mówiła, że marzy o wyjeździe do Kenii i Meksyku. – Na razie pilniejsze okazały się potrzeby finansowe związane z otoczeniem domu. Ale nie poddajemy się i te wyjazdy są cały czas aktualne. A oprócz tych egzotycznych celów wymieniłabym jeszcze Rzym z Watykanem, ze względu na osobę naszego papieża Jana Pawła II. No i Wenecja. To miejsce, gdzie wybraliśmy się z Kamilem w podróż poślubną. Było fantastycznie, chciałabym pojechać tam z mężem jeszcze raz – opowiada Monika.

Krzysztof Janisławski
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
04. listopad 2024 23:36