Smykałka do snutki odziedziczona po babci
Kursów nie byłoby, gdyby nie Agnieszka Klementyna Grygiel – artystka, performerka, animatorka kultury i snutkarka pochodząca z Pleszewa, o której pisaliśmy już kilkukrotnie. Babcia Agnieszki, Helena Grygiel, mieszkająca całe życie w Golinie, parała się snutką przez pół wieku. Agnieszka zaś, doceniwszy, już w wieku dorosłym, talent babki, postanowiła snutką zająć się na dobre. Nie tylko nauczyła się haftować, ale też poznała historię rodziny i snutki.
Współpraca gospodyń i ziemianek
W niedzielne, październikowe, ciepłe popołudnie salon owalny śmiełowskiego pałacu wypełnił się po brzegi. Jak dowiedzieliśmy się z inaugurującej przemowy Agnieszki Grygiel, był to dzień podwójnie wyjątkowy, bowiem 95 lat temu w tych samych murach pokaz snutkowego haftu zorganizowała Maria Chełkowska, ówczesna właścicielka pałacu, wielka patriotka i krzewicielka polskości i tradycji.
– Kiedy Maria Chełkowska wraz z Heleną Moszczeńską uznały, że ten haft to świetne rękodzieło do pokazania światu, wystawiły je na Powszechnej Wystawie Krajowej w Pawilonie Ziemianek i Włościanek w 1929 roku. Maria Chełkowska patronowała kółku włościanek, czyli dzisiejszych gospodyń, w pobliskiej Wilkowyi, a Helena Moszczeńska, pani na Golinie – kółku golińskiemu. W związku z tą rocznicą pomyślałam, że to świetny pomysł, by kolejny kurs zorganizować właśnie w Śmiełowie – mówiła Agnieszka Grygiel i dodała, że wystawienie haftu na PeWuCe to dowód na to, jak dobra i owocna potrafiła być współpraca gospodyń i ziemianek.
Na czym polega Snutka Golińska i kiedy powstała?
Genowefa Dopierała przedstawiła publiczności pokrótce charakter i historię haftu. Początki snutki datuje się na drugą połowę XIX wieku, ale nie wyklucza się, że jest on nawet wcześniejszy.
– Znano go w południowej Wielkopolsce, ale najprężniejszym ośrodkiem była wieś Golina pod Jarocinem. W XIX wieku wykonywano ze snutką głównie elementy stroju: kryzy, bluzki, fartuchy, czepce. Na początku XX wieku haft zaczął zanikać z braku odpowiednich materiałów – płótna i nici. Wtedy wybawicielką okazała się Helena Moszczeńska, która była wielką wielbicielką snutki. Kupowała tkaniny i nici i organizowała kursy dla wiejskich dziewcząt, które potem haftowały serwety i obrusy. Pojedyncze ich egzemplarze można do dziś podziwiać w golińskim kościele – mówiła instruktorka właśnie zakończonego kursu.
Następnie pokrótce wyjaśniła, na czym polega Snutka Golińska. Motywy można komponować ze sobą dowolnie, a po kompozycji można rozpoznać twórczynię. Dodała, że haftem zaraziła wnuczkę. Wspominała, że w jej rodzinie haftowały mama i babcia – od nich uczyła się snutki. Dawniej nie było problemu ze zbytem snutkowych dzieł, bo Cepelia chętnie je skupowały.
Uczestniczkom uroczyście wręczono dyplomy, a one podziękowały instruktorkom i organizatorkom kursu, a także Emilianowi Prałatowi, kierownikowi Muzeum im. Adama Mickiewicza w Śmiełowie, który chwilę później zaprosił do oglądania wystawy prac kursantek. Nam udało się porozmawiać z autorkami prac i ich instruktorką.
Snutka wciąga i uzależnia
– Uczennice? Były super. Najstarsza była dobrze po siedemdziesiątce. Dla większości to był pierwszy kontakt ze snutką, a dla niektórych nawet z igłą. Muszę je wszystkie pochwalić. Tu mamy ścieg dziergany i okrętkę, ale trzeba wiedzieć, jak nasnuć te snutki. Bywało, że był płacz przy wycinaniu materiału – wtedy czasem przetnie się nitkę, ale wszystko da się naprawić. Przeciętą niteczkę trzeba uciąć i wprowadzić nową. Trzeba pamiętać, że nitki łączą trzy elementy i muszą tworzyć trójkąt. Panie podczas kursu dostały obrysy serwet, dostały detale i musiały same sobie ułożyć kompozycję – zdradzała Genowefa Dopierała i pokazywała w pracach kursantek „pęczki”, „pawie oczka”, „baby” i „kaczory”, czyli motywy w hafcie snutkowym.
Karolina Zenker jest pracownikiem policji, mieszka w Jarocinie. Haftem interesuje się od kilku lat. Zaczęło się od kursu internetowego.
– Bardzo lubię rękodzieło, odprężam się przy tym. Cieszy tym bardziej, kiedy powstaje coś trwałego. Dotąd haftowałam haftem płaskim okolicznościowe pamiątki, na przykład z okazji chrztu. Snutka wciąga i uzależnia. Jest trudna, bo to wieloetapowy proces, żmudny, ale będę haftować – mówiła Karolina.
Daria Zarabska-Bożejewicz pierwszy raz zobaczyła snutkę, kiedy w Żerkowie, do którego przeprowadziła się z Wytomyśla pod Nowym Tomyślem, wzięła udział w jarmarku wielkanocnym.
– Była tam starsza pani, prawdopodobnie z Goliny, która prezentowała pisankę ozdobioną snutką. Kupiłam tę pisankę, ale nigdy nie zakładałam, że będę się uczyć snutki. W tym roku dowiedziałam się o kursie, a ponieważ dzieci są już trochę starsze, postanowiłam zrobić coś dla siebie. Był jeszcze jeden powód. Stwierdziłam, że snutkowanie będzie dobrym elementem procesu budowania więzi emocjonalnej z regionem, w którym pewnie przyjdzie mi spędzić dużą część mojego życia. Stąd będą pochodzić już moje córki, więc będę mogła być kiedyś dla nich nośnikiem tradycji. A snutka urzeka i odpręża. Jest trochę jak gra na pianinie, jak pisanie – im więcej będziemy ćwiczyć, tym ręka będzie sprawniejsza – deklarowała Daria, pokazując swoje prace, i dodawała, że widzi swoje błędy, ale że będzie ich coraz mniej w jej pracach. Już chce „snutkować” ozdoby bożonarodzeniowe na najbliższe święta. Będzie przy tym odpoczywać od pracy zawodowej. Na co dzień zajmuje się ochroną środowiska i przyrody.
Snutka Golińska niczym wycinanki z dzieciństwa
Janina Hendler szkoliła się ze snutki już piąty raz. Mówi, że uczestniczy w szkoleniach bardziej towarzysko, choć na tym kursie po raz pierwszy uczono także projektowania. Snutkę poznała podczas kursu haftowania czepców w Golinie u zmarłej w tym roku Stanisławy Kowalskiej, czepcowej nestorki.
– Tam zrobiłam pierwszą snutkę. Dziś widzę, ile miała błędów. Największa trudność w snutce to kolejność działań. W hafcie krzyżykowym robi się krzyżyk za krzyżykiem i to wszystko. A w snutce jeśli się czegoś nie zrobi na początku, nie da się tego uzupełnić. Tu najpierw wzór, potem fastryga, później snutki – mówiła Janina, pokazując na planszy swoją serwetkę w kształcie serca z inicjałami. To prezent na przyszły rok dla syna i synowej z okazji dziesiątej rocznicy ślubu. Jej wnukowi Antkowi najciekawsze w snutce wydawało się to, w jaki sposób nitki łączą elementy haftu.
W trzecim kursie snutki wzięła też udział Karolina z Łobzowca w gminie Jaraczewo pod Jarocinem.
– Udało mi się zrobić serwetki – serduszka i kwiatki. Trudno było, wiadomo, jak to początki, ale się nie zniechęciłam. Czasem fastryga za mocno się ściągnie, a czasem przetnie się snutkę. Zdarzyło mi się to w dwóch miejscach, ale udało się naprawić. Lubię haftować i robić na szydełku – mówiła 32-letnia Karolina Pawłowska, która cierpi na zespół Turnera. Jej mama zdradziła, że córka, oprócz serwet, robi kapy na łóżka i chusty.
W pałacowej restauracji przy kończącej wernisaż kawie żywo dyskutowano o snutce – nie tylko tej, którą przed chwilą podziwiano, ale i tej, która miałaby dopiero powstać. Na uroczystości pojawiły się bowiem panie, które marzą o uczeniu się haftu.
– Dwa lata temu zobaczyłam snutkę w Internecie i została w pamięci. Skojarzyła mi się z wycinankami z dzieciństwa i haftami, w których wycinało się okienka. Wspomnienia wróciły, ale doczytałam, że snutka to jednak coś innego. Bardzo bym chciała zorganizować kurs snutki w naszym kole gospodyń w Kołaczkowie – mówiła Karolina Jakubowska z Kołaczkowianek.
Obiecaliśmy Kołaczkowiankom, że jeśli uda im się zorganizować kurs, przyjedziemy sprawdzić, jak im idzie nauka.
Karolina Kasperek