Na wsi wróżono cały rok, choć w czasie od listopada do końca karnawału, kiedy nie było pracy na roli, częściej. Wierzono, że od 1 listopada dusze zmarłych mają łatwiejszy dostęp do naszego, rzeczywistego świata. I że otwiera się wtedy okno, które może nam pokazać, co będzie się działo w przyszłości.
W nowy rok nie kłóć się ani nie gniewaj na rodzinę
– Właściwie kumulacją tych wszystkich obrzędów była Wigilia – dzień, w którym, jak wierzono, przychodzą zmarli członkowie rodziny. Dbano więc, by nie zamiatać, nie prząść, nie używać ostrych przedmiotów, żeby nie zaszkodzić duszy. Aż do 6 stycznia to był wyjątkowy czas, kiedy dusze chętniej przebywały w naszym wymiarze. Ale Nowy Rok kiedyś nie był jakimś szczególnym dniem. Wpisywał się w cały ten świąteczny okres i nie świętowano go jakoś wyjątkowo. Jeszcze w XIX wieku nie ma przekazów, które mówiłyby o 1 stycznia. Dopiero później, kiedy upowszechniły się kalendarze i daty zaczęły być dla ludzi ważne, ten czas przełomu, granica między starym a nowym zaczęła być ważna – opowiada Ewelina Pawlik, folklorystka z Zalasowej pod Tarnowem, autorka bloga o folklorze Pisanezalasem.pl.
Pierwszy dzień roku zaczęto uznawać za magiczny. Tego dnia trzeba było się zachowywać dobrze, zgodnie, nie kłócić się ani gniewać na rodzinę. Wróżyło to zgodę na cały rok. Wierzono, że noworoczna sprzeczka przeciągnie się na kolejne 365 dni.
Ważne było też, aby 1 stycznia bardzo wcześnie wstać – żeby przez cały rok się nie lenić i mieć werwę do pracy. Przygotowywano też obfity obiad, żeby w rozpoczynającym się roku nie brakowało jedzenia, a na stole przez cały dzień na dobrą wróżbę miał leżeć nienapoczęty bochenek chleba. To miało zapewnić dostatek jedzenia. Wierzono, że "jaki Nowy Rok, taki cały rok".
Pierwszy dzień roku zaczęto uznawać za magiczny. Tego dnia trzeba było się zachowywać dobrze, zgodnie, nie kłócić się ani gniewać na rodzinę. Wróżyło to zgodę na cały rok. Wierzono, że noworoczna sprzeczka przeciągnie się na kolejne 365 dni.
Ważne było też, aby 1 stycznia bardzo wcześnie wstać – żeby przez cały rok się nie lenić i mieć werwę do pracy. Przygotowywano też obfity obiad, żeby w rozpoczynającym się roku nie brakowało jedzenia, a na stole przez cały dzień na dobrą wróżbę miał leżeć nienapoczęty bochenek chleba. To miało zapewnić dostatek jedzenia. Wierzono, że "jaki Nowy Rok, taki cały rok".
- Na Nowy Rok i w karnawale pieczono w całej Polsce słodkie pieczywo. Na Kurpiach, Warmii i Mazurach przyjmowało ono postać zwierzątek – byśków. Centralną postacią było jednak nowe latko, które było często figurą gospodarza
W nowy rok nie pożyczaj
W Nowy Rok w zamożniejszych domach przygotowywano mięso, w biedniejszych – kapustę z grochem okraszoną tłuszczem. Wypiekano też słodkie pieczywo: chałki, słodkie bułki, drożdżówki. Ale na 1 stycznia wypiekano też tzw. pieczywo obrzędowe – nowe latko.
– To były małe chlebki albo bułeczki. Zwykle słodkie, z kruszonką albo cukrem. Z dobrej białej mąki, której nie używano na co dzień. Na Kurpiach, Warmii, Mazurach i Podlasiu nowe latka przybierały postać zwierzątek albo ludzi. Umieszczano je albo wieszano w izbie na honorowym miejscu, co miało przynieść szczęście. Na południu Polski nowe latka były raczej bułeczkami. Karmiono nimi kolędników, którzy przychodzili w Nowy Rok. To byli mali chłopcy. Nazywano ich nowoleciętami, szczodrokami albo drobami. Przychodzili z życzeniami, a w Zalasowej brzmiały one tak: Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rocek przyszed do wos malutki scodrocek. I tak wom życzy, co by wos Pon Bóg uchronił od czerwonych mrocek, bo to zry i kąso aż skóra gorąco, i to straszne rzecy jak wlezie na plecy! Czekano na nich niecierpliwie. Gdyby jakiś dom ominęli, byłaby to nie tylko ujma, ale wręcz przekleństwo dla domu – wyjaśnia Ewelina Pawlik.
Niezwykle istotne było, kto przyszedł pierwszego dnia do domu – kobieta czy mężczyzna. To ta sama wróżba, którą praktykowano w Wigilię. Przyjście mężczyzny zwiastowało szczęście w nowym roku. Kobieta jako pierwszy gość była zapowiedzią nieszczęść.
W Nowy Rok nie należało nikomu nic pożyczać, bo to mogło wyciągnąć szczęście i dostatek z domu. Ale, tak jak w Wigilię, starano się coś od kogoś pożyczyć, a nawet po kryjomu coś ukraść. Jeśli to się udało, było to dobrą wróżbą. Ukradzione rzeczy po kilku dniach wracały do prawowitych właścicieli, gdy rytuał zapewniający szczęście został odprawiony.
– To były małe chlebki albo bułeczki. Zwykle słodkie, z kruszonką albo cukrem. Z dobrej białej mąki, której nie używano na co dzień. Na Kurpiach, Warmii, Mazurach i Podlasiu nowe latka przybierały postać zwierzątek albo ludzi. Umieszczano je albo wieszano w izbie na honorowym miejscu, co miało przynieść szczęście. Na południu Polski nowe latka były raczej bułeczkami. Karmiono nimi kolędników, którzy przychodzili w Nowy Rok. To byli mali chłopcy. Nazywano ich nowoleciętami, szczodrokami albo drobami. Przychodzili z życzeniami, a w Zalasowej brzmiały one tak: Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rocek przyszed do wos malutki scodrocek. I tak wom życzy, co by wos Pon Bóg uchronił od czerwonych mrocek, bo to zry i kąso aż skóra gorąco, i to straszne rzecy jak wlezie na plecy! Czekano na nich niecierpliwie. Gdyby jakiś dom ominęli, byłaby to nie tylko ujma, ale wręcz przekleństwo dla domu – wyjaśnia Ewelina Pawlik.
Niezwykle istotne było, kto przyszedł pierwszego dnia do domu – kobieta czy mężczyzna. To ta sama wróżba, którą praktykowano w Wigilię. Przyjście mężczyzny zwiastowało szczęście w nowym roku. Kobieta jako pierwszy gość była zapowiedzią nieszczęść.
W Nowy Rok nie należało nikomu nic pożyczać, bo to mogło wyciągnąć szczęście i dostatek z domu. Ale, tak jak w Wigilię, starano się coś od kogoś pożyczyć, a nawet po kryjomu coś ukraść. Jeśli to się udało, było to dobrą wróżbą. Ukradzione rzeczy po kilku dniach wracały do prawowitych właścicieli, gdy rytuał zapewniający szczęście został odprawiony.
- Pieczywo obrzędowe, aby przynosiło szczęście, umieszczało się na honorowym miejscu. Często na piecu
Wróżby na nowy rok
W dni świąteczne i sąsiadujące z Nowym Rokiem wróżono też pogodę na cały rok. Wróżba zaczynała się od Świętej Łucji, czyli 13 grudnia, i trwała do 24 grudnia. A potem powtarzano ją przez kolejne dwanaście dni – od Świętego Szczepana, czyli 26 grudnia, do 6 stycznia. Każdy z dwunastu dni odpowiadał jednemu miesiącowi. 1 stycznia był dniem mówiącym o nadchodzącym sierpniu. Istnieje nawet przysłowie: "Jaką pogodę Nowy Rok oznaczy, taką i w sierpniu Pan Bóg uraczy".
– Jeśli dzień był pochmurny, ze śniegiem, spodziewano się w danym miesiącu złej pogody. Ale wróżby bywały nawet dokładniejsze. Odnotowywano na różne sposoby nawet poranki, południa i wieczory, które miały odpowiadać kolejnym dekadom w miesiącach. W ten sposób wróżono, kiedy będą sianokosy, zbiór zboża czy kiedy będzie najlepszy czas na siew – opowiada Ewelina Pawlik.
Bywało, że wróżby z pierwszego okresu wróżebnego nie bardzo pokrywały się z tymi z drugiego. Co wtedy? Zdaniem małopolskiej folklorystki być może uśredniano wynik. A potem i tak korygowano tę prognozę aktualnymi warunkami pogodowymi.
– Jeśli dzień był pochmurny, ze śniegiem, spodziewano się w danym miesiącu złej pogody. Ale wróżby bywały nawet dokładniejsze. Odnotowywano na różne sposoby nawet poranki, południa i wieczory, które miały odpowiadać kolejnym dekadom w miesiącach. W ten sposób wróżono, kiedy będą sianokosy, zbiór zboża czy kiedy będzie najlepszy czas na siew – opowiada Ewelina Pawlik.
Bywało, że wróżby z pierwszego okresu wróżebnego nie bardzo pokrywały się z tymi z drugiego. Co wtedy? Zdaniem małopolskiej folklorystki być może uśredniano wynik. A potem i tak korygowano tę prognozę aktualnymi warunkami pogodowymi.
Byle parzyście
Panny na wydaniu w Nowy Rok liczyły sztachety w płocie. Jeśli doliczyły się parzystej liczby, mogły spodziewać się w nadchodzącym roku zamążpójścia. Współcześni zastanawiają się pewnie, jak to możliwe, że od dawna nie wiedziały, gdzie ile jest tych sztachet. Trudno tu mówić o wróżbie. Lepszą, bo z dużo większą dozą przypadkowości, była ta z naręczem drwa do pieca. Jeśli liczba drewienek była parzysta, można było szykować suknię ślubną.
A co zostaje dziś nam, którzy mamy skomplikowane programy, które prognozują pogodę? Czy nie jest tak, że wobec świata jesteśmy równie bezbronni jak nasi przodkowie, którzy notowali południową pogodę w Świętego Szczepana? Może więc najlepszym wyjściem dla nas, choć tak nowoczesnych, wciąż jest postaranie się, by być dla siebie miłym w Nowy Rok?
A co zostaje dziś nam, którzy mamy skomplikowane programy, które prognozują pogodę? Czy nie jest tak, że wobec świata jesteśmy równie bezbronni jak nasi przodkowie, którzy notowali południową pogodę w Świętego Szczepana? Może więc najlepszym wyjściem dla nas, choć tak nowoczesnych, wciąż jest postaranie się, by być dla siebie miłym w Nowy Rok?
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Robert Niedźwiecki