Na zewnątrz pozostali karmią kozy marchewkami. Tak wyglądają zajęcia dla przedszkolaków z Jeleniej Góry. W ich trakcie mogą zobaczyć, jak wygląda praca na wsi, bo najważniejsze są bezpośrednie doświadczenia.
– Naszym gościom opowiadamy o produktach, zwierzętach, sposobie ich hodowli. Ale i o sobie, o życiu na wsi, że trzeba wstawać, nawet o piątej czy czwartej rano – wyjaśnia Bożena Sokołowska. – To nie jest wiedza encyklopedyczna, ale z uniwersytetu życia na wsi.
Zmęczyło ich miasto
Pani Bożena z mężem przeszli bowiem szkołę życia w Łomnicy, gdzie piętnaście lat temu założyli gospodarstwo.
– Nie chcieliśmy już pracować w mieście, zostaliśmy rolnikami. Może trochę z głupoty, bo bez biznes planu, ale życie samo podpowiada na wsi plany, rozwiązania problemów, możliwości rozwoju i jeśli się chce pracować w otoczeniu przyrody, ze zwierzętami, to daje satysfakcję, a potem są efekty – opowiada pani Bożena.
Dziś mają siedemdziesiąt kóz i gospodarują na 7 ha ziemi ekologicznego gospodarstwa. Ich przygoda z kozami, miłość do ziemi i wsi pozwoliła stworzyć rodzinny biznes, gdzie wytwarzają m.in. sery dojrzewające, masło, twarogi. To tylko część ich oferty, która znalazła się na liście produktów tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa. A gospodarstwo ma ekologiczny certyfikat (nie ma tam żadnych nawozów sztuczne i pestycydów).
– Zmęczyła i znudziła nas praca w mieście, chcieliśmy żyć, pracować i odpoczywać na łonie natury – wspomina Daniel Sokołowski (mąż gospodyni). – Już na pierwszym jarmarku, gdy zaczęliśmy sprzedawać sery, okazało się, że mamy rację, bo ludziom smakowały nasze produkty i chcieli je kupować.
- Sokołowscy rzucili dla wsi życie w mieście. Było może bardziej przewidywalne, ale nie tak ciekawe jak ze stadem kóz
Nie inaczej jest z gospodarstwem małżeństwa, bo jest tam wiele serca i codziennej normalności, ludzie lubią tam przyjeżdżać i być na „Koziej łące”.
– Odwiedziły nas wszystkie przedszkola z Jeleniej Góry, teraz przyjeżdżają z Legnicy i Wrocławia – chwali się pani Aleksandra (córka gospodarzy).
Edukacja w plenerze
Teraz nikt nie ma już więcej czasu żeby rozmawiać. Rodzina zabiera się do pracy. Trzeba oporządzić zwierzęta i zacząć przygotowania do przyjęcia kolejnych gości. Tym razem grupy czterdziestu nauczycielek. Czeka je m.in. wykład o tym, że na wsi pracuje się od rana do wieczora, a sympatyczne kozy wytwarzają nie tylko pyszne mleko, z którego można zrobić znakomity ser, lecz także są producentami nawozu, który trzeba sprzątać. Panie będą musiały przejść kilka prób – wydoić kozę i nagonić stado do zagrody.
Takie zajęcia pokazują idee i korzyści wynikające z prowadzenia edukacyjnych zagród, bo prezentują najważniejsze wartości – człowieka w jego naturalnym otoczeniu, wśród roślin i zwierząt.
Szkolnictwo zyskuje w ten sposób niepowtarzalny warsztat pracy, wzbogacający proces kształcenia, a programy nauczania – ćwiczenia warsztatowe z różnych przedmiotów, alternatywne miejsca edukacji i poznania wiejskiej kultury. Mogą z tego skorzystać dzieci, młodzież, dorośli i – co szczególnie wartościowe – niepełnosprawni. Dla wielu, którzy nie mogą skorzystać np. z hipoterapii, kontakt z mniejszymi zwierzętami, w naturalnych warunkach jest lekarstwem nie do przecenienia.
Zagroda zarabia
Na koniec dnia na nauczycielki czeka wiejski obiad – zupa z koziej serwatki oraz pierogi z kozim serem. Chętnym gospodyni poda przepisy, te zaś, które będą chciały, mogą pomagać w kuchni.
Praca z mieszczuchami jest też istotna dla rolników. Dzięki niej spotkają się z przyszłymi konsumentami, budują zrozumienie dla sytuacji i potrzeb gospodarki wiejskiej w Polsce. To też wzbogacenie dnia powszedniego rolnika oraz dodatkowy dochód (w zależności od programu pobytu w zagrodzie, za jedną osobę w grupie płaci się średnio 20–40 zł).
Brakuje rąk do pracy
Zagrody edukacyjne to również sposób na znalezienie w przyszłości rąk do pracy na wsi, prezentacja zdrowego stylu życia, nie tylko blasków, ale i cieni codziennego dnia rolnika. Tam odbywają się spotkania z przyszłymi rolnikami, którym można wyjaśnić potrzeby i sytuację gospodarki wiejskiej, aby zrozumieli wieś i za kilka, kilkanaście lat chcieli na niej pracować.
W rodzinnym gospodarstwie są zatrudnieni już wszyscy, mąż, córka i zięć. Małe wnuki ciekawie przyglądają się wszystkiemu, choć przede wszystkim kozom.
Brak rąk do pracy to największy obecnie problem. Dotąd na „Koziej łące” wystarczała praca rodziny. Jednak teraz to za mało, bo Sokołowscy otworzyli sklep ze swoimi produktami.
- Konkurs dojenia kóz jest połączony na „Koziej łące” z degustacją świeżego mleka. Kozy chętnie doją dzieci, ale także ich rodzice. Okazuje się, że każdy z nich mógłby zostać rolnikiem, choć jest na co dzień mieszczuchem
Brak rąk do pracy to największy obecnie problem. Dotąd na „Koziej łące” wystarczała praca rodziny. Jednak teraz to za mało, bo Sokołowscy otworzyli sklep ze swoimi produktami.
– Wiele problemów rodzi sama opieka nad kozami. To delikatne zwierzęta. Zjedzą raczej wszystko, ale wtedy mleko będzie śmierdziało. Dlatego trzeba dbać o dobry pokarm – wyjaśnia pan Daniel.
Tylko ekologicznie!
Dlatego na „Koziej łące” obowiązują rygorystyczne zasady ekologiczne – żadnych nawozów, pestycydów. Dlatego siano dla kóz i zielonka mają przyjemny zapach. Dodatkowo goście mają zakaz karmienia zwierząt ciastkami, chrupkami czy kanapkami. Specjalnie dla nich sprowadzane są warzywa z ekologicznych upraw, choćby ziemniaki czy marchew. I to nimi mogą karmić „kozią rogaciznę”.
M.in. o tym goście dowiadują się w czasie prelekcji w zagrodowej świetlicy. Tam też znajduje się galeria rysunków najmłodszych, którzy, jak Kossak konie, uwieczniają na papierze kozy.
Formalnie zagrody edukacyjne na wsi muszą realizować przynajmniej dwa cele edukacyjne w zakresie: produkcji roślinnej lub zwierzęcej, przetwórstwa płodów rolnych, świadomości ekologicznej i konsumenckiej, dziedzictwa kultury materialnej wsi, tradycyjnych zawodów, rękodzieła i twórczości ludowej; to projekty realizowane przez mieszkańców wsi na obszarach wiejskich. Obiekt musi posiadać zwierzęta gospodarskie lub uprawy rolnicze przeznaczone do prezentacji.
Artur Kowalczyk