Gietrzwałd świętuje jubileusz i dba o tradycję
W ubiegłym roku uroczyście świętowano 670-lecie lokowania Gietrzwałdu. Jubileusz stał się inspiracją do realizacji projektów, które podkreśliły wyjątkowość wsi, a także utrwaliły to, co unikatowe. Zawiązano m.in. społeczny kobiecy Komitet Kulturalny G7.
– Postanowiłyśmy stworzyć coś trwałego – wspomina Małgorzata Żurańska, jedna z członkiń. – Któraś z koleżanek zaproponowała tzw. deskale, które upamiętniłyby dawną Warmię. Zorganizowałyśmy zbiórkę pieniędzy na nie.
Czym są deskale?
Deskale to malowidła odzwierciedlające stare fotografie z wizerunkami mieszkańców. Najczęściej zdobią wiejskie domy oraz stodoły. Ich twórcą i popularyzatorem w Polsce jest sanocki artysta Arkadiusz Andrejkow.
5 maja 2022 r. artysta rozpoczął pracę. Zajęła mu trzy dni – codziennie powstawał jeden deskal. Zdjęcia pochodziły z albumów gietrzwałdzkich rodzin. Pierwsza z prac, zdobiąca ścianę stodoły w centrum wsi, przedstawia chłopca na rowerze. To syn kowala. Mały Klaus z dumą prezentuje pierwszy we wsi rower. Kolejny deskal uwiecznia rodzinę jadącą wozem.
– Może wybierali się na odpust do kościoła? – zastanawia się rozmówczyni. – Jednym z namalowanych chłopców jest brat mieszkańca wsi, który do dziś mieszka w tym domu – wskazuje na malunek.
Kolejna praca prezentuje dwie dziewczynki w warmińskich strojach ludowych. Jedną z nich jest wciąż żyjąca właścicielka stodoły, którą ozdabia deskal. Druga, to – również żyjąca – jej koleżanka z najmłodszych lat.
W tym roku komitet ponownie ogłosił zbiórkę pieniędzy na kolejne deskale. Tym razem, na zaproszenie do Gietrzwałdu Arkadiusz Andrejkow przyjechał z rodziną. Warmia oczarowała artystę. W prezencie wykonał jeszcze dwa murale. Pierwszy przedstawia żonę działacza wiejskiego i pisarza ludowego Andrzeja Samulowskiego. Drugi mieści się w zamurowanym oknie domu. Na przechodniów spogląda uśmiechnięta dziewczyna ze słuchawką w dłoni. To „Rowenka”, od lat zajmująca się najpiękniejszym ogrodem w centrum wsi.
Warmińska Chałupa - historia Warmii w jednym miejscu
Kolejnym przedsięwzięciem Komitetu było udostępnienie Izby Regionalnej w budynku gospodarczym dawnej kuźni. W zeszłym roku, latem, padł pomysł, aby zgromadzić pamiątki, które przechowywane były w miejscowym gimnazjum. W ten sposób zbiory ze szkolnej sali trafiły do nowego miejsca – Warmińskiej Chałupy.
W czasie wakacji Małgorzata Żurańska pełni funkcję kustosza. Opowiada o trudnych losach Warmiaków, wyjaśnia, do czego służyły poszczególne sprzęty. W muzeum organizowane są Spotkania z Warmińską Legendą. Jeśli dopisuje pogoda, uczestnicy słuchają opowieści na trawie, wśród kwiatów, delektując się wybornym wypiekiem - warmińskim kuchem. Potem podczas miniwarsztatów mogą pomalować kubki wedle własnej fantazji.
– Z każdym z eksponatów związana jest historia, ponieważ uczniowie, którzy przynosili zabytki, mieli obowiązek opisać, skąd dany przedmiot znalazł się w ich rodzinie – mówi gospodyni spotkania.
W pierwszej izbie znajdują się głównie sprzęty gospodarstwa domowego, jak urządzenia do gręplowania lnu czy wyczesywania wełny. Przed laty w Gietrzwałdzie hodowano owce, dlatego w większości domów był kołowrotek. Są też cepy, tary do prania oraz kosy, której używali jedynie nowocześni rolnicy. Bardziej konserwatywni korzystali z sierpa. Przedmioty opisane są w języku polskim i gwarze warmińskiej. Mamy zatem „paradno izbo”, czyli izbę gościnną, „ślómbak”, czyli ławę, „statki” – naczynia, a nawet „deka”, czyli obrus.
Uwagę zwraca nakryty stół, przy którym codziennie podawano obiad w południe. Są żelazka na węgiel, z duszą, prasy do sera, kotły, maselnice, centryfuga oraz kolekcja młynków do kawy, bo ta na Warmii była popularna. Znaleźć tu można nawet urządzenie do zbierania jagód.
Jak dawniej żyło się na Warmii?
– Święta kościelne determinowały rytm życia Warmiaków. I tak, Matka Boska Jagodna 2 lipca wyznaczała termin, od którego można było zbierać jagody. Z kolei 15 sierpnia, po odpuście, można było spożywać groch i fasolę. A już Święty Jan wskazywał czas, od którego wolno było kąpać się w jeziorze – wylicza Małgorzata Żurańska.
W ostatniej izbie odtworzona jest dawna klasa szkolna – z ławami, miejscami na kałamarz i pióro. Na blatach leżą kartki z wykaligrafowanymi literami. Dzieci, które zwiedzają obiekt, z zachwytem siadają przy masywnych pulpitach. Mówią, że kiedyś chyba było fajniej.