Remigiusz Wojtera (po prawej) z młodymi uczestnikami warsztatów fotograficznych i ich mamami pod wiatą krytą strzechą, na którą sołectwo otrzymało dotację w zeszłorocznej edycji konkursu Pięknieje wielkopolska wieśKarolina Kasperek
StoryEditorSołtyska Radolina

Karolina wygrała wybory na sołtyskę 2 głosami. Ale odmienia Radolin

13.08.2023., 12:00h
Rok temu nagroda za leśne cymbały, tablice edukacyjne i krytą strzechą wiatę jak z żurnala. Zdjęcie tych osiągnięć zilustrowało tekst informujący o tegorocznej edycji marszałkowskiego konkursu Pięknieje Wielkopolska Wieś. Radolin w gminie Trzcianka okazał się mieć więcej atrakcji. Niedawno zawisła tam na drzewie w środku wsi puszka. Przeczytajcie, w jakim celu.

Sołtyska Radolina – Karolina Boch-Bobik

W Radolinie – niekończącej się, jak przystało na poniemieckie osady, wsi – droga prowadzi wprost do Karoliny Boch-Bobik, sołtyski. To ona stoi za kilkoma pomysłami, które sprawiły, że Radolin stał się ciekawą przestrzenią i przyjaznym miejscem do życia, chętniej odwiedzanym przez turystów.

image

Karolina Boch-Bobik z wieńcem, który zrobiła na zorganizowanych przez siebie warsztatach

FOTO: Karolina Kasperek

Karolina z Radolina – o tym, jak została sołtyską

Karolina pochodzi z Radolina i mieszka w domu rodzinnym swoich dziadków. Wspomina, że w szkole nie była orłem. Od matematyki wolała polski i historię. Po podstawówce poszła do liceum zawodowego do klasy z profilem handlowym. Po nim zaliczyła jeszcze dwa lata technikum ekonomicznego, a później poszła na zaoczną politologię – licencjat zrobiła w Pile, a potem magisterkę w Poznaniu. Dyplom otrzymała w 2010 roku.

Przez kilka lat, tuż przed objęciem sołectwa, pracowała w sklepie swojej siostry w Trzciance, a tuż przed objęciem sołectwa – w sieci ze sprzętem AGD. Sołtyską została w 2015 roku.

– Poprzedni sołtys sprawował funkcję przez trzy kadencje. Miałam wtedy roczną córkę. Do kandydowania trochę wypchnęła mnie mama. Powiedziałam jej najpierw: „Daj spokój”, a potem stanęłam z trzema innymi kandydatami w szranki. Ludzie mnie tu znali, pamiętali mojego ojca. Mnie mogli zapamiętać raczej jako rozrabiakę. Wszędzie mnie było pełno, zwłaszcza tam, dokąd nie wolno było chodzić. Wygrałam raptem dwoma głosami. Na początku było ciężko ze względu na małe dziecko. Przejęłam wieś całkiem nowoczesną, jeśli chodzi o infrastrukturę – mamy kanalizację, drogi, lampy, chodniki. Mniej działo się w obszarze kultury. Nie słyszeliśmy tu o takich rzeczach, jak projekty. Była grupa Odnowy Wsi, ale nie działo się za wiele. Nie mamy stowarzyszenia, nie mamy koła gospodyń. Poszukałam dotacji i powoli zaczęliśmy się w nie „wkręcać” – mówi Karolina.

Radolin rozwinął się dzięki projektom

Ruszyła po pieniądze do programu „Aktywni mieszkańcy” finansowanego przez Czarnkowsko-Trzcianecką Lokalną Grupę Działania. Pierwsze dotacje były symboliczne. Na projekt dostawali w pierwszych kilku latach po 1000 zł, ale zdołali za nie zrobić choćby nasadzenia. Na skwerku w centrum wsi posadzili róże, a przy boisku zorganizowali mini­sad, w którym są śliwy i jabłonie. Potem Karolina zorganizowała dzieciom warsztaty ze scrapbookingu, czyli dekorowania przedmiotów. Z mieszkankami uczyła się pleść wieńce. W 2022 roku postanowili sięgnąć po większe pieniądze i napisali projekt do Wielkopolskiej Odnowy Wsi. Marzyli o wiacie.

image

Przy wiacie stanął domek dla
owadów

FOTO: Karolina Kasperek

– Zaczęło się od tego, że w 2021 roku kawałek za wsią oddano do użytku taras widokowy z widokiem na dolinę Noteci. Taras naśladuje kształty znajdujące się w naszym radolińskim herbie. Mamy tam konstrukcję zwaną brogiem. To ruchomy dach na czterech słupach – brożynach. Kładło się pod nim siano, a kiedy górka się powiększała, dach – ruchomy – odblokowywano i podnoszono. Taras, który był projektem gminnym, rzeczywiście ma przystań w kształtach broga. Pozazdrościliśmy go i zamarzyłam, by we wsi stanęła też podobna wiata. Napisaliśmy projekt do urzędu marszałkowskiego. Dostaliśmy na niego dofinansowanie z urzędu w kwocie 50 tys. zł. Łączna wartość tego przedsięwzięcia to 120 tys. zł, w tym wkład własny mieszkańców wynosił 15 tys. zł – wspomina Karolina.

W projekcie pod hasłem „Szachy pod strzechą z leśnymi cymbałami” powstała kryta strzechą wiata. Nie powstydziłyby się jej najlepsze skanseny. Pod nią stół – do gry w szachy i nie tylko. I podpatrzony w Internecie przez sołtyskę pomysł na drewniane cymbały. W specjalnej konstrukcji umieszczono beleczki z różnych gatunków drewna. Każda wydaje inny dźwięk. Ponoć znawcy potrafią po nim bezbłędnie rozpoznać gatunek drzewa. Jedno brzmi głęboko i aksamitnie, inne – bardziej głucho albo szorstko.

image

Projekt "Szachy pod strzechą" miał być nie tylko rozrywką, ale posiadać też walory edukacyjne

FOTO: Karolina Kasperek

image

Elementem projektu z wiatą były też drewniane cymbały, które pozwalają poznać odgłos drewna różnych gatunków drzew

FOTO: Karolina Kasperek

Kronika Radolina

Sołtyska na dowód tego, że w herbie widnieje bróg, przynosi kronikę Radolina, którą prowadzi od kilku lat. Pisze ją z prawdziwą wiernością kronikarskiemu warsztatowi, czyli zaczyna od początku. Od zdjęć Józefa Stefana z rodu Radolińskich, podkomorzego i założyciela Radolina, i jego syna, czyli podkomorzyca, Jędrzeja Alojzego Radolińskiego. Są tam bogate notki biograficzne i ciekawostki, jak choćby ta, że Jędrzej Alojzy z nieznanego powodu nie został uwzględniony w podziale majątku po ojcu. Jest tam ociekająca detalami powojenna historia Radolina, którą wieś i sołtyska zawdzięczają byłemu, ale żyjącemu jeszcze dyrektorowi szkoły podstawowej – Stanisławowi Żydowiczowi. Są tam wpisy o śmierci Józefa Stalina, i o II zjeździe Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ale też o szkolnych choinkach, pożarach we wsi i ważnych dla wsi momentach. Jest też i zdjęcie herbu Radolina. Z brogiem.

Fotografie, jak za dawnych lat

Tego dnia, którego odwiedzam Radolin, odbywają się we wsi warsztaty. Przyjechał je poprowadzić przyjaciel Karoliny Remigiusz Wojtera, fotograf i przyrodnik prowadzący w Trzciance Stowarzyszenie Fotograficzne Sarenka. Z grupą młodych radolinian zastaliśmy ich między skwerem a kościołem. Zapraszają, żeby się z nimi przejść.

Robiliśmy aparaty i obiektywy. Aparaty z puszki po napoju. To jest puszka z malutką dziurką i to wszystko jest obklejone czarną taśmą. A w środku jest papier fotograficzny. I to się wiesza gdzieś. Przez trzy miesiące światło się odbija, to znaczy przechodzi przez tę dziurkę i pada na papier w środku puszki. Słońce jakby robi zdjęcie. To będzie chyba zdjęcie kościoła – mówiła dwunastoletnia Julka, a mnie zaczęło coś świtać, że chyba opisuje mechanizm, który wykorzystywano przed wynalezieniem aparatu fotograficznego.

– To będzie fotografia. Słońce będzie rysować krzywą na papierze. Każda jasna kreska będzie oznaczała słoneczny dzień, każda ciemna – pochmurny. Mam nadzieję, że uda się uchwycić kształt kościoła. Papier ma format 10 × 15. Światło odbija się od przedmiotów, rzeczy, które znajdują się naprzeciw, po czym wpada przez maleńki otwór w puszce i zostawia ślad będący tym widokiem, ale do góry nogami. To wynika z natury światła. „Maluje” po prostu zdjęcie dłużej niż współczesne aparaty, Ten mechanizm nazywano camera obscura. Ten nasz obraz powstanie tu za trzy miesiące bez żadnej chemii. Nie będziemy niczego wywoływać. Po prostu rozwiniemy papier, położymy go na skanerze i będziemy mieć wersję elektroniczną tego widoczku – wyjaśniał Remigiusz Wojtera.

image

Pod „czwórką” na drogowskazie widać oklejoną czarną taśmą puszkę, która jest pierwszą wersją aparatu fotograficznego, zwaną camera obscura

FOTO: Karolina Kasperek

Jak zrobić aparat fotograficzny z odpadów?

Dzieciaki dowiedziały się, że dziurka w puszce nie może być ani za duża, ani za mała. Jakość obrazu zależy od jej wielkości i kształtu. Ta w ich puszce ma około 0,15 mm. Jeśli jest za duża – papier za szybko się naświetli i obraz nie będzie miał ostrości. Jeśli za mała – też będzie rozmazany. Powinna mieć regularny, gładki kształt. Jeśli jest „koronkowa”, nie dość dobrze oszlifowana, światło będzie się o tę „koronkę” rozbijać i również tworzyć niewyraźny obraz.

Puszki rozwieszone, a my idziemy pod wiatę, gdzie mamy młodych uczestników przygotowały mały poczęstunek. Chwilę żartujemy pod strzechą z dziećmi, próbując dowiedzieć się, co robią w wakacje. Jedni kąpią się w małym basenie na podwórku, inni czytają, jeżdżą na rowerach albo konno. Podobno Harry Potter wyszedł już z mody i podobno nieprawdą jest, że „wciąż siedzą ze smartfonami”. Ale czasem zaglądają na Instagram, a Tik Toka znają wszyscy, nawet kilkulatki. I, obowiązkowo, komunikują emocje za pomocą liter, a nie emotek. Dziś obciachem jest żółta uśmiechnięta okrągła twarzyczka. Młodzi radosny aplauz albo kpinę sygnalizują słynnym XD. Wobec galopującej nowoczesności świetną alternatywą są więc spotkania pod strzechą. Możliwość zagrania twarzą w twarz z kimś w szachy albo posłuchania dźwięku drewna i poczytania o akustycznych właściwościach drewna. Przy wiacie Karolina zaprojektowała tablicę przedstawiającą Notecki Szlak Turystyczny z ciekawostkami na nim.

Jeszcze dobrze nie skończyły się warsztaty fotograficzne, a sołtyska już informowała Remigiusza, że planuje z nim kolejne projekty.

– Chcę zrobić magnesy na lodówkę ze zdjęciami Radolina, które zrobisz z dzieciakami podczas kolejnych warsztatów – mówi Karolina.

A Remigiusz już zapowiada
młodym:

– Słuchajcie! W sierpniu jedziemy do Wągrowca łapać wróble. Będziemy je obrączkować!

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. listopad 2024 01:08