Mażoretki Rychwał KoninKarolina Kasperek
StoryEditorŻycie wsi

Mażoretki z Wielkopolski podbiły scenę WOŚP

24.02.2024., 12:00h
Białe buty, krótkie spódniczki – takie na trzy palce za pośladek. Cekiny, błysk na policzku i w oku. A potem wpatrzone twarze publiczności, która od maszerujących dziewcząt nie może oderwać wzroku. O to, jak to jest być mażoretką, pytaliśmy dziewczyny z wiosek spod Konina i Rychwała. W ostatnią niedzielę stycznia występowały podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jak wygląda koncert mażoretek?

Pan Zbyszek na scenie stoi tyłem do widzów. Musi, bo dyryguje orkiestrą dętą. Grają Michaela Jacksona, Tinę Turner, bluesowe i jazzowe klasyki. Świetnie się tego słucha, a jeszcze lepiej na to patrzy. Bo w konińskim centrum handlowym z okazji finału WOŚP przed sceną defilują i wyginają się mażoretki, które też prowadzi Zbigniew Osajda.

– Już, już, już już! Szybciutko! Dziewczyny, idziemy na wywiad! – pogania podopieczne tuż po występie. Dyscyplina to ich motto, więc formują, jak na scenie, rząd i maszerujemy w kuluary pobliskiego kina.

Czym zajmują się mażoretki?

Mażoretki, z francuskiego majorette, czyli majorki. To dziewczęce zespoły występujące często przy orkiestrach, ubrane w stroje z elementami mundurów różnych formacji. Stanowią ozdobę parad i defilad. Ich historia liczy setki lat i ma związek z armią. Pierwotnie dziewczęce czy kobiece formacje uczestniczyły w karnawałowych pochodach, w których miały parodiować armię. Dziś powstają przy orkiestrach i niezależnie od nich. Te tańczące w Koninie to „Charme” (czyt. szarm). Dwie grupy dziewczyn, które pochodzą z Konina, Rychwała i okolicznych wsi. Założył je w 2005 roku Zbigniew Osajda.

Dyrygent mażoretek z Konina to człowiek orkiestra

– Kiedy objąłem orkiestrę w Rychwale, a grałem w niej od najmłodszych lat, powiat koniński był dość ubogi, jeśli chodzi o kulturę orkiestrową. Te nieliczne orkiestry działały w zamkniętych środowiskach strażackich i na lokalnych imprezach. Zaczęliśmy szukać sposobów, żeby angażować więcej młodzieży. W orkiestrach działali raczej starsi. Do dziś pamiętam reakcje mieszkańców Rychwała, kiedy zaangażowałem do orkiestry pierwsze dziewczyny. Łapali się za głowę i mówili, że to się nie da, że tak nie może być, że to „tylko chłopy mogą być w orkiestrze”. To był 1999 rok – opowiada Zbyszek, który mówi o sobie „wykwalifikowany robotnik”.

– Robiłem w życiu już wszystko. Handlowałem bananami, pomarańczami, koszulami nocnymi, a wy, dziewczyny, jeszcze nie wiecie, że też biustonoszami. Budowałem chałupy, robiłem remonty, naprawiałem samochody. I skończyłem jako nauczyciel muzyki w szkole podstawowej w Koninie – dopowiada, a po chwili okazuje się, że kończył też wyższe uczelnie muzyczne i pracuje ze studentami.

Ile osób liczy zespół mażoretek z Konina i Rychwała?

Pierwszy zespół mażoretkowy założył w Rychwale w 2005 roku. Trzy lata później utworzył drugi w Koninie – tam pracuje w szkole podstawowej. Każdy zespół przygotowuje swoją choreografię. Starszą grupę konińską prowadzi dziś już liderka – 24-letnia Elwira, studentka, która prowadzi już trzy swoje zespoły w Wielkopolsce. Dwudziestotrzyletnie Martyna i Klaudia razem opracowują choreografię i prowadzą maluchy w Koninie. W obu zespołach – rychwalskim i konińskim – razem tańczy dziś około 70 dziewcząt. Około, bo niemal co miesiąc ta liczba ulega zmianie. Dziewczyny odchodzą, przychodzą, choć częściej to drugie. Najmłodsza ma 8 lat i w zespole jest od ponad roku, najstarszą jest Elwira.

Co trzeba zrobić, żeby zostać mażoretką?

Pytam, czy można przyjść z marszu i po prostu zostać mażoretką. Czy trzeba spełnić jakieś kryteria: wagę, wzrost, wymiary...

– Właśnie najfajniejsze w tym sporcie, kiedy wszystkie tu zaczynałyśmy, było to, że nie było żadnych wymagań, nie trzeba było być najlepszym na WF-ie, nie trzeba było umieć szpagatu ani być superrozciągniętym. Zaczynałyśmy od podstaw i nie było oceniania. To przyciąga dziewczyny – mówi Elwira.

Kiedy już trafi się na zajęcia, trzeba opanować raptem kilka, ale niełatwych umiejętności.

Jak rozpoczynają naukę mażoretki?

Najpierw jest marsz. Nie wszystkim to wychodzi.

A potem jest baton, czyli stalowa różdżka owinięta taśmą, zakończona z obu stron ozdobnymi zatyczkami, które nie tylko zdobią, ale mają też funkcję.

– Taśma – żeby ręka się nie śliz­gała i żeby pałeczka nie uderzała w rękę, kiedy podrzucona spada i jest chwytana. A z zakończeń jedno jest cięższe. Ono wtedy spowalnia obroty pałeczki w powietrzu – tłumaczą dziewczyny.

Pytam, jak obracać.

– Jakby pani mieszała w garnku zupę. Złapać jak łyżkę i mieszać. O tak! I szersze kręgi, i szersze. Palców nie przekładamy – mówi Elwira.

– Bardzo proszę, Martynka! Parę ruchów pani pokazać! I jeden palec, i drugi. I następny ruch, i następny. Teraz gdzieś po łapce! A teraz jakiś przerzut przez brzuszek! Weronika, dawaj! Julka! Majka, ruchy! – pogania Zbyszek.

Baton w ich rękach jakby żył własnym życiem. W patrzącym na to podziw walczy z zazdrością.

– To kwestia samozaparcia i ambicji. Myślę, że nie ma tu nikogo, kto umie wszystko. Przychodzę na próbę i zawsze mogę się czegoś nowego nauczyć – mówi Natalia.

Czy mażoretki uczą się maszerować?

Teraz o butach. Białych, długich, wiązanych z przodu na tysiąc dziurek i zapinanych z boku na zamek. Nieskórzanych. I o noszących je nogach.

– Kolejny element to maszerowanie. Trzeba je czasem długo ćwiczyć, bo to tylko pozornie łatwe. Dziewczyny czasem podnoszą nogi tak, czyli z zadartymi palcami. Albo tak, że stopy uderzają w pośladki. A prawidłowo? Julka i Weronika, pokazujecie! Robicie kontrę! Jedna pokazuje, jak nie maszerować, a druga prawidłowo! Ma być kolano podniesione na wysokość bioder i stopa obciągnięta. Prawidłowo to jest jak kasztanka Piłsudskiego – nogami do przodu! – wyjaśnia Zbyszek i dodaje, że mało która z nowo przyjętych dziewczyn potrafi dobrze maszerować, czyli z wysoką nogą i w tempie.

Buty i baton dostają od zespołu. Ale dopiero później. Zbyszek opracował tu swoją metodę. Za pierwszą parę muszą zapłacić rodzice. Sukienkę dostają od zespołu. W pierwszych miesiącach pracy mażoretki obowiązuje taki podział kosztów pomiędzy zespołem i rodzicami.

– Kiedy się zapłaci, jest większe zaangażowanie, jest większa odpowiedzialność. Robiliśmy wcześniej odwrotnie – fundowaliśmy pierwszą parę. I wtedy straciliśmy w krótkim czasie około dziesięciu mażoretek. Jak dziecko zostaje i wyrasta z butów, sukienki, to później dostaje już od nas. Czasem dziewczynki przychodzą, ale nie mają aprobaty rodziców, którzy mają nadzieję, że one zaraz zrezygnują. Jak się poniesie jakiś koszt, wtedy pojawia się odpowiedzialność i większa szansa, że to pewna zawodniczka – mówi szef zespołu.

Skąd mażoretki biorą stroje?

Siedzą przede mną w pięknych kobaltowogranatowych sukienkach. Z pęknięciami na ramionach, falującą spódniczką i migo­czącymi dżetami ułożonymi w „serek” na dekolcie. Przypominają łyżwiarki tuż po zaprezentowaniu programu czekające na werdykt, na których zdyszanych piersiach połyskują koraliki. Sukienki są zresztą wzorowane na tych łyżwiarskich i gimnastycznych. I szyte na miarę.

Mamy w Koninie krawcową, panią Czesię, która szyje takie stroje tylko dla nas. My znajdujemy wzory w Internecie, potem dostosowujemy do naszych potrzeb, szukamy tkanin i zamawiamy. A ona szyje te siedemdziesiąt sukienek. Te dekolty wymyśliłyśmy same. I każda sama przyklejała sobie te kryształki – mówią tancerki.

– Ale przy ostatniej przymiarce muszę być zawsze ja! A długość? Tyle! – mówi Zbyszek i pokazuje trzy palce – Spódniczka, szyta z koła, musi sięgać przynajmniej tyle za pośladek. Ale tylko tyle, nie szyją dłuższych. Bo u mażoretki ważne sprawne ręce i odsłonięte nogi.

W szafie mają zwykle cztery różne sukienki. Z jednych wyrastają, inne się niszczą albo wychodzą z mody. Dlatego krawcowa regularnie ma zlecenia.

Mażoretka, jak w wielu sportach tanecznych, musi mieć wyraźny makijaż. Na ich twarzach odznaczają się starannie zarysowane szerokie brwi, wyraźne oczy i czerwone usta.

– Obowiązkowe są kreski i usta. Teraz nie miałyśmy dużo czasu na umalowanie się. Ale przed większym występem to oprócz brwi, kreski eyelinerem na górnej powiece i szminki przyklejamy też kryształki lub sztuczne rzęsy. Mamy jeden odcień pomadki, mamy wspólną. Dezynfekujemy, używamy patyczków. To pomadka zastygająca. Jedna schodzi właściwie na jeden występ – opowiadają.

Podkład i maskarę każda ma własne. Kredki i mydełka do utrwalania brwi – też. Cienie do powiek i eyelinery są wspólne. Zbyszek mówi, że nawet nie wie dokładnie, co to ten eyeliner.

Czy trudno zawiadywać tak liczną grupą kobiet?

Szef mówi, że dziewczyny nie gryzą się i nie zazdroszczą sobie. A jak czasem jest trudniej, to wkracza Osajda i zawsze zażegna konflikt.

– Czasem jest tak, że zespół „koniński” rywalizuje z „rychwalskim”. „One mają nową choreografię, a my co?” Ale to zdrowa rywalizacja – wzrasta dzięki niej jakość. Tu akurat kłania się brak pieniędzy. Gdybyśmy mieli ich więcej, moglibyśmy organizować warsztaty z zawodowymi instruktorami. Zespół i orkiestrę finansuje gmina, ale żeby funkcjonować w realiach rywalizacji wojewódzkiej drugie tyle, albo i więcej pozyskujemy z projektów i zarabiamy też na występach. Ale to wszystko i tak niewiele, jeśli policzyć, że mamy w zespole blisko setkę tańczących – mówi dyrygent.

Mażoretki to już nie takie tam popołudniowe hobby. To sport, ma swój związek sportowy i mistrzostwa świata. Nic dziwnego, że dziewczyny mówią, że bycie mażoretką uczy dyscypliny. Ale tak wciąga, że choć czasem trudno, robią wszystko, żeby dojechać na próbę z Białej Panieńskiej, Kuchar Borowych, Złotków, Węglewa i Jaroszewic. Warto, bo potem z tańcem i marszem można pojechać do Aten, na Korfu, do Hiszpanii. A w planach jest Nowy Jork.

image
TARGI ROLNICZE

Jesteś producentem mleka? Musisz przyjechać na Forum Mleko pod Łomżą

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
21. listopad 2024 16:20