Jak wygląda koncert mażoretek?
Pan Zbyszek na scenie stoi tyłem do widzów. Musi, bo dyryguje orkiestrą dętą. Grają Michaela Jacksona, Tinę Turner, bluesowe i jazzowe klasyki. Świetnie się tego słucha, a jeszcze lepiej na to patrzy. Bo w konińskim centrum handlowym z okazji finału WOŚP przed sceną defilują i wyginają się mażoretki, które też prowadzi Zbigniew Osajda.
– Już, już, już już! Szybciutko! Dziewczyny, idziemy na wywiad! – pogania podopieczne tuż po występie. Dyscyplina to ich motto, więc formują, jak na scenie, rząd i maszerujemy w kuluary pobliskiego kina.
Czym zajmują się mażoretki?
Mażoretki, z francuskiego majorette, czyli majorki. To dziewczęce zespoły występujące często przy orkiestrach, ubrane w stroje z elementami mundurów różnych formacji. Stanowią ozdobę parad i defilad. Ich historia liczy setki lat i ma związek z armią. Pierwotnie dziewczęce czy kobiece formacje uczestniczyły w karnawałowych pochodach, w których miały parodiować armię. Dziś powstają przy orkiestrach i niezależnie od nich. Te tańczące w Koninie to „Charme” (czyt. szarm). Dwie grupy dziewczyn, które pochodzą z Konina, Rychwała i okolicznych wsi. Założył je w 2005 roku Zbigniew Osajda.
Dyrygent mażoretek z Konina to człowiek orkiestra
– Kiedy objąłem orkiestrę w Rychwale, a grałem w niej od najmłodszych lat, powiat koniński był dość ubogi, jeśli chodzi o kulturę orkiestrową. Te nieliczne orkiestry działały w zamkniętych środowiskach strażackich i na lokalnych imprezach. Zaczęliśmy szukać sposobów, żeby angażować więcej młodzieży. W orkiestrach działali raczej starsi. Do dziś pamiętam reakcje mieszkańców Rychwała, kiedy zaangażowałem do orkiestry pierwsze dziewczyny. Łapali się za głowę i mówili, że to się nie da, że tak nie może być, że to „tylko chłopy mogą być w orkiestrze”. To był 1999 rok – opowiada Zbyszek, który mówi o sobie „wykwalifikowany robotnik”.
– Robiłem w życiu już wszystko. Handlowałem bananami, pomarańczami, koszulami nocnymi, a wy, dziewczyny, jeszcze nie wiecie, że też biustonoszami. Budowałem chałupy, robiłem remonty, naprawiałem samochody. I skończyłem jako nauczyciel muzyki w szkole podstawowej w Koninie – dopowiada, a po chwili okazuje się, że kończył też wyższe uczelnie muzyczne i pracuje ze studentami.
Ile osób liczy zespół mażoretek z Konina i Rychwała?
Pierwszy zespół mażoretkowy założył w Rychwale w 2005 roku. Trzy lata później utworzył drugi w Koninie – tam pracuje w szkole podstawowej. Każdy zespół przygotowuje swoją choreografię. Starszą grupę konińską prowadzi dziś już liderka – 24-letnia Elwira, studentka, która prowadzi już trzy swoje zespoły w Wielkopolsce. Dwudziestotrzyletnie Martyna i Klaudia razem opracowują choreografię i prowadzą maluchy w Koninie. W obu zespołach – rychwalskim i konińskim – razem tańczy dziś około 70 dziewcząt. Około, bo niemal co miesiąc ta liczba ulega zmianie. Dziewczyny odchodzą, przychodzą, choć częściej to drugie. Najmłodsza ma 8 lat i w zespole jest od ponad roku, najstarszą jest Elwira.
Co trzeba zrobić, żeby zostać mażoretką?
Pytam, czy można przyjść z marszu i po prostu zostać mażoretką. Czy trzeba spełnić jakieś kryteria: wagę, wzrost, wymiary...
– Właśnie najfajniejsze w tym sporcie, kiedy wszystkie tu zaczynałyśmy, było to, że nie było żadnych wymagań, nie trzeba było być najlepszym na WF-ie, nie trzeba było umieć szpagatu ani być superrozciągniętym. Zaczynałyśmy od podstaw i nie było oceniania. To przyciąga dziewczyny – mówi Elwira.
Kiedy już trafi się na zajęcia, trzeba opanować raptem kilka, ale niełatwych umiejętności.
Jak rozpoczynają naukę mażoretki?
Najpierw jest marsz. Nie wszystkim to wychodzi.
A potem jest baton, czyli stalowa różdżka owinięta taśmą, zakończona z obu stron ozdobnymi zatyczkami, które nie tylko zdobią, ale mają też funkcję.
– Taśma – żeby ręka się nie ślizgała i żeby pałeczka nie uderzała w rękę, kiedy podrzucona spada i jest chwytana. A z zakończeń jedno jest cięższe. Ono wtedy spowalnia obroty pałeczki w powietrzu – tłumaczą dziewczyny.
Pytam, jak obracać.
– Jakby pani mieszała w garnku zupę. Złapać jak łyżkę i mieszać. O tak! I szersze kręgi, i szersze. Palców nie przekładamy – mówi Elwira.
– Bardzo proszę, Martynka! Parę ruchów pani pokazać! I jeden palec, i drugi. I następny ruch, i następny. Teraz gdzieś po łapce! A teraz jakiś przerzut przez brzuszek! Weronika, dawaj! Julka! Majka, ruchy! – pogania Zbyszek.
Baton w ich rękach jakby żył własnym życiem. W patrzącym na to podziw walczy z zazdrością.
– To kwestia samozaparcia i ambicji. Myślę, że nie ma tu nikogo, kto umie wszystko. Przychodzę na próbę i zawsze mogę się czegoś nowego nauczyć – mówi Natalia.
Czy mażoretki uczą się maszerować?
Teraz o butach. Białych, długich, wiązanych z przodu na tysiąc dziurek i zapinanych z boku na zamek. Nieskórzanych. I o noszących je nogach.
– Kolejny element to maszerowanie. Trzeba je czasem długo ćwiczyć, bo to tylko pozornie łatwe. Dziewczyny czasem podnoszą nogi tak, czyli z zadartymi palcami. Albo tak, że stopy uderzają w pośladki. A prawidłowo? Julka i Weronika, pokazujecie! Robicie kontrę! Jedna pokazuje, jak nie maszerować, a druga prawidłowo! Ma być kolano podniesione na wysokość bioder i stopa obciągnięta. Prawidłowo to jest jak kasztanka Piłsudskiego – nogami do przodu! – wyjaśnia Zbyszek i dodaje, że mało która z nowo przyjętych dziewczyn potrafi dobrze maszerować, czyli z wysoką nogą i w tempie.
Buty i baton dostają od zespołu. Ale dopiero później. Zbyszek opracował tu swoją metodę. Za pierwszą parę muszą zapłacić rodzice. Sukienkę dostają od zespołu. W pierwszych miesiącach pracy mażoretki obowiązuje taki podział kosztów pomiędzy zespołem i rodzicami.
– Kiedy się zapłaci, jest większe zaangażowanie, jest większa odpowiedzialność. Robiliśmy wcześniej odwrotnie – fundowaliśmy pierwszą parę. I wtedy straciliśmy w krótkim czasie około dziesięciu mażoretek. Jak dziecko zostaje i wyrasta z butów, sukienki, to później dostaje już od nas. Czasem dziewczynki przychodzą, ale nie mają aprobaty rodziców, którzy mają nadzieję, że one zaraz zrezygnują. Jak się poniesie jakiś koszt, wtedy pojawia się odpowiedzialność i większa szansa, że to pewna zawodniczka – mówi szef zespołu.
Skąd mażoretki biorą stroje?
Siedzą przede mną w pięknych kobaltowogranatowych sukienkach. Z pęknięciami na ramionach, falującą spódniczką i migoczącymi dżetami ułożonymi w „serek” na dekolcie. Przypominają łyżwiarki tuż po zaprezentowaniu programu czekające na werdykt, na których zdyszanych piersiach połyskują koraliki. Sukienki są zresztą wzorowane na tych łyżwiarskich i gimnastycznych. I szyte na miarę.
– Mamy w Koninie krawcową, panią Czesię, która szyje takie stroje tylko dla nas. My znajdujemy wzory w Internecie, potem dostosowujemy do naszych potrzeb, szukamy tkanin i zamawiamy. A ona szyje te siedemdziesiąt sukienek. Te dekolty wymyśliłyśmy same. I każda sama przyklejała sobie te kryształki – mówią tancerki.
– Ale przy ostatniej przymiarce muszę być zawsze ja! A długość? Tyle! – mówi Zbyszek i pokazuje trzy palce – Spódniczka, szyta z koła, musi sięgać przynajmniej tyle za pośladek. Ale tylko tyle, nie szyją dłuższych. Bo u mażoretki ważne sprawne ręce i odsłonięte nogi.
W szafie mają zwykle cztery różne sukienki. Z jednych wyrastają, inne się niszczą albo wychodzą z mody. Dlatego krawcowa regularnie ma zlecenia.
Mażoretka, jak w wielu sportach tanecznych, musi mieć wyraźny makijaż. Na ich twarzach odznaczają się starannie zarysowane szerokie brwi, wyraźne oczy i czerwone usta.
– Obowiązkowe są kreski i usta. Teraz nie miałyśmy dużo czasu na umalowanie się. Ale przed większym występem to oprócz brwi, kreski eyelinerem na górnej powiece i szminki przyklejamy też kryształki lub sztuczne rzęsy. Mamy jeden odcień pomadki, mamy wspólną. Dezynfekujemy, używamy patyczków. To pomadka zastygająca. Jedna schodzi właściwie na jeden występ – opowiadają.
Podkład i maskarę każda ma własne. Kredki i mydełka do utrwalania brwi – też. Cienie do powiek i eyelinery są wspólne. Zbyszek mówi, że nawet nie wie dokładnie, co to ten eyeliner.
Czy trudno zawiadywać tak liczną grupą kobiet?
Szef mówi, że dziewczyny nie gryzą się i nie zazdroszczą sobie. A jak czasem jest trudniej, to wkracza Osajda i zawsze zażegna konflikt.
– Czasem jest tak, że zespół „koniński” rywalizuje z „rychwalskim”. „One mają nową choreografię, a my co?” Ale to zdrowa rywalizacja – wzrasta dzięki niej jakość. Tu akurat kłania się brak pieniędzy. Gdybyśmy mieli ich więcej, moglibyśmy organizować warsztaty z zawodowymi instruktorami. Zespół i orkiestrę finansuje gmina, ale żeby funkcjonować w realiach rywalizacji wojewódzkiej drugie tyle, albo i więcej pozyskujemy z projektów i zarabiamy też na występach. Ale to wszystko i tak niewiele, jeśli policzyć, że mamy w zespole blisko setkę tańczących – mówi dyrygent.
Mażoretki to już nie takie tam popołudniowe hobby. To sport, ma swój związek sportowy i mistrzostwa świata. Nic dziwnego, że dziewczyny mówią, że bycie mażoretką uczy dyscypliny. Ale tak wciąga, że choć czasem trudno, robią wszystko, żeby dojechać na próbę z Białej Panieńskiej, Kuchar Borowych, Złotków, Węglewa i Jaroszewic. Warto, bo potem z tańcem i marszem można pojechać do Aten, na Korfu, do Hiszpanii. A w planach jest Nowy Jork.
Karolina Kasperek