Piątek, 14.00, w gminie Przemęt życie spowalnia. W świetlicy w Mochach już czekają seniorzy. Na powitanie wychodzi Franciszek Żok, który kilka lat temu został laureatem organizowanego przez nasze wydawnictwo konkursu „100 lat mojego gospodarstwa”. Lubi pisać, w okolicy słynie z fraszek i dowcipnych, idących w pięty ripost. Tym razem jednak odsłonił inny swój talent, podobnie jak kilkunastu jego przyjaciół z Klubu. Trafiliśmy na jedno z cotygodniowych spotkań, na których seniorzy uczą się malarstwa. Właściwie to się nie uczą, a okazują się tam artystami.
W Klubie Seniora spotykają się rolniczki, matki, nauczycielki
Robimy „rundkę”. Każdy mówi coś o sobie. Wanda była i barmanką, i rolniczką. Mówi, że pasła świnie i doiła krowy. Szanuje przyrodę i historię. Maria też pracowała w gospodarstwie, Basia – podobnie. Lucyna uczyła w szkole podstawowej matematyki. Mówi, że to trudny zawód i że radziła sobie z uczniami lepiej, kiedy miała 20 lat. Dziś młodzież, podobno, trudniejsza.
– Za dużo uczy się dziś w pierwszych klasach trudniejszych rzeczy, a za mało podstaw. Uczeń w piątej klasie nie potrafi dziś czasem dodawać, mnożyć. Dawniej długo uczyło się podstawowych działań – mówi była nauczycielka.
Irena przypomina sobie, że w budynku, a nawet sali, w której siedzimy, brała lata temu ślub. Jeszcze słyszy fanfary. Pracowała na etacie, ale też w gospodarstwie, wychowywała dzieci. Mówi, że chyba by umarła, gdyby nie dostała się na zajęcia do Dagmary pięć lat temu. Zosia i Mariusz są małżeństwem. Oboje rolnicy, wychowali gromadkę dzieci. Przez lata nie mieli czasu na swoje zainteresowania. Na zajęcia do Dagmary trafili „z marszu”. Zofia mówi, że wtedy pierwszy raz trzymała w ręku pędzel.
– Pomyślałam „Co ja mam z tym zrobić?”. Ale postanowiłam, że spróbuję. Namalowałam twarz. Swoją, z lusterka. No, jakoś wyszło – mówi Zosia.
– Bardzo lubię te prace, były takie autentyczne. Bardzo je cenię, choć sami seniorzy chyba niekoniecznie. Ciągle, a bardzo niesłusznie, wstydzą się tych portretów – mówi Dagmara.
Leokadia, czyli Ludka, Lodzia albo Lola, miała gospodarstwo ze świniami, krowami, wszystkim – jak mówi. Nie było wtedy specjalizacji, więc wszystkiego było po trochu. Nie to, co teraz. Lodzia mówi, że nawet gnój inaczej śmierdział. Jakoś bardziej zdrowo. Twierdzi, że chyba za bardzo nie nadaje się do malowania, ale Dagmara natychmiast temu zaprzecza.
W sztuce liczy się, aby odnaleźć siebie
Druga Maria ma dom z ogródkiem, choć, jak mówi, nie cierpi ogrodu. Kwiaty, drzewa – owszem, ale żadnego warzywniaka. Przez lata pracowała jako higienistka stomatologiczna. Podobno regularnie czytała o piątej nad ranem przy piecu.
– Przy srogich zimach trzeba było wstawać, do pieca dokładać, żeby dzieci nie zmarzły. Jak już człowiek wstał, to co tu robić? – mówi Maria.
Teresa z zawodu jest nauczycielką. Nie zwykłą – wiejską. Zawsze z dumą to podkreśla. Najchętniej maluje przyrodę, ale narzeka na coraz mniejszą sprawność w palcach. Czasem kreska wyjdzie jej grubsza, niż miała być.
Franciszek, jak zwykle, dowcipkuje.
– Franciszek od urodzenia, w przeciwieństwie do papieża, który został Franciszkiem wiele lat później. Prawie czternaście lat, z woli Bożej, ponownie kawaler. W domu pies, kot, parę kur, no i taki jeden stary, leniwy byk. Czyli ja – mówi, wzbudzając salwy śmiechu.
Od pięciu lat próbują sił w sztukach plastycznych. Pod okiem Dagmary, która skończyła Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu na kierunku malarstwo, pochodzi z Rydzyny, a od 7 lat mieszka w gminie Przemęt. Pytam, czy zajęcia to uczenie się, jak ładnie namalować przysłowiowego ptaszka.
– Dla mnie ważne jest, żeby przełamywać stereotyp, że tylko fotograficzne odwzorowanie jest piękne czy też najpiękniejsze. Dlatego wszystkim im mówię: „Nie chodzi o przeniesienie jeden do jeden. Nie chodzi o to, żeby kwiatek miał prostą łodyżkę czy był idealny. Mamy w tym całym malowaniu bardziej szukać siebie. Inspiracje bierzemy, oczywiście, ze sztuki klasycznej. Została dobrze zbadana, są tam dobre: kompozycja, proporcje, kolory. Można się z niej łatwo uczyć, jak operować farbą i przestrzenią. Inspirowaliśmy się na zajęciach Wyspiańskim, ale też impresjonistami czy nawet Picassem. Nie każdy potrafi go naśladować, nie każdy go rozumie. On wydaje się często abstrakcyjny i „brzydki” – opowiada Dagmara i dodaje, że na zajęciach niektórzy z uczniów zaczęli zaskakująco szybko malować van Goghiem – delikatnymi kreseczkami i ostrymi kolorami. Niektórzy malują i nie są przekonani do swoich prac, nawet ich nie lubią. A po jakimś czasie przynoszą, mówiąc, że dostrzegli, że to dobre dzieło. Często zyskują nowe spojrzenie na swoje malowidła i na siebie, kiedy odłożą obrazy, a spojrzy na nie nagle rodzina i powie: „O, jakie fajne!”.
Nikt z seniorów się nie spodziewał, że na złote lata będą malować
Pytam, co im samym się podoba. Czy ładna może być tylko księżniczka, czy też wariacja na jej temat. Lucyna, matematyczka, lubi jak jest równo i tak, jak w rzeczywistości. Jakoś to rozumiemy.
– Taki Picasso to zrobił trzy ruchy i to miały być schody na przykład. No, on je tam widział. Chciałabym tak malować – mówi Wanda.
Pokazują swoje prace. „Ciapkowane” pejzaże, rzeki, jeziora, lasy – bardziej żywe niż w rzeczywistości. Z płócien leją się zieleń i błękit we wszystkich odcieniach. Dziewczynki jak z portretów Olgi Boznańskiej, znanej przedwojennej malarki. Kwiaty, owoce, pola, kamienne mosty i plaże. Sami o swoich obrazach mówią czasem, że są kiczowate. Dagmara, ich mentorka, jest innego zdania.
– Są artyści, którzy w ogóle kiczem się zajmują. Twórczo go przerabiają. Nie odważyłabym się definiować, co jest sztuką, a co kiczem. Zachęcam do odkrywania siebie. W twórczości ważne jest, żeby się rozwijać. Wielu moim seniorom ich prace wydają się naiwne czy kiczowate. A ja często właśnie w nich widzę najautentyczniejszą sztukę, czyli coś, co powstało z prawdziwego przeżycia – mówi mochyńska instruktorka.
Pytam, czy spodziewali się kiedyś, że będą tak malować. Nie, nie spodziewali się. A co chcieliby jeszcze zrobić?
Bo wiek to tylko liczba – seniorzy w Mochach czują się inaczej
Seniorzy w Mochach szyją też torby i fartuchy. Piękne, duże, strukturalne, czyli z mocnego, sztywnego materiału. Projektują filcową biżuterię. Robią ceramiczne wazony i patery. Takie, jakie w miejskich galeriach kupuje się za kilkaset złotych. Wszystko wysmakowane i z klasą, nie ma tam tandety. Testują mniej oczywiste techniki, jak grafika, czyli odbijanie rysunku z przygotowanej wcześniej w różnych materiałach formy. W prezencie dostaję linoryt „Kwiaty” autorstwa Lucyny. W linorycie matryca robiona jest z linoleum.
– Nie tylko malujemy, lepimy i fotografujemy. W ramach Klubu Seniora mieliśmy też spotkania z ciekawymi ludźmi – m.in. stolarzem, krawcową, bartnikiem. Organizowaliśmy wycieczki kulturalno-krajoznawcze, do Muzeum Narodowego w Poznaniu czy muzeum w Zamku w Gołuchowie, gdzie Izabela Czartoryska zgromadziła arcydzieła światowego malarstwa – opowiada Dagmara i wyjaśnia, że do niedawna klub prowadziła wraz z mężem Bartłomiejem.
Działania z seniorami małżeństwo Sroków prowadzi od 2016 roku, a w Klubie Senior+, który powstał z dotacji unijnej, od 2019 roku. Wcześniej, do czerwca 2022 roku, Klub Seniora działał w ramach dużego projektu „Gmina Przemęt wspiera swoich seniorów”, w ramach którego utworzono też Dom Dziennego Pobytu w Błotnicy. Dziś, już poza projektem, zajęcia finansuje gmina, a konkretnie GOPS. Klub Seniora w gminie Przemęt działa tak naprwadę w czterech filiach – oprócz Moch seniorzy aktywni są też w Kaszczorze, Buczu i Przemęcie.
Zadaję ulubione pytanie o to, kto to jest senior. Pada „60+”.
– Tak nas nazywają, ale my się tak nie czujemy – mówi Franciszek.
Mówią, że senior to stan umysłu, a wiek to tylko liczba. Dagmara dodaje, że starzeje się ciało, ale niekoniecznie reszta. Dopowiadam jeszcze prowokacyjnie, że w starym piecu diabeł pali. I okazuje się po reakcjach, że owszem.
– Miłość pada nierówno. Raz padnie na kwiatek, innym razem na całą grządkę – dowcipkuje Franciszek.
– Mówią, że z miłością to jak z winem, im starsza, tym lepsza. Ale jak tak człowieka najdzie? Tylko tolerancja musi być. I zrozumienie. No i jakaś chemia, oczywiście – kończy Wanda.
Karolina Kasperek
fot. K. Kasperek, archiwum
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 23/2023 na str. 55. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.