Kim są rolnicy, którzy wzięli ślub dzięki Kącikowi samotnych serc?
Maciej Marczak ma 33 lata i prowadzi w Rgielewie z mamą gospodarstwo, którego część rodzice przepisali na niego 14 lat temu. Ma 32 krowy mleczne i jałowiznę, ale uprawia też rzepak, kukurydzę, zboża. Gospodaruje na 60 ha.
Marysia mieszkała dotąd w Siemoniu, w gminie Zławieś Wielka, w powiecie toruńskim. Skończyła szkołę ekonomiczną i pracuje na etacie w piekarni – zajmuje się kontaktem z klientami, ale po pracy pomaga rodzicom w gospodarstwie. Utrzymują krowy mleczne i opasy. Mają 20 ha, które uprawiają głównie z przeznaczeniem na paszę. „Tygodnik Poradnik Rolniczy” jest od zawsze w domu każdego z nich.
Skąd pomysł na zmieszczenie ogłoszenia w Kąciku samotnych serc?
– Zawsze czytałam Kącik. To była moja ulubiona rubryka, ale czytałam trochę z przymrużeniem oka. I zawsze wydawało mi się, że raczej nikt nie odpisuje na te ogłoszenia. Aż któregoś razu przeczytałam w „Tygodniku” artykuł o tym, że jacyś ludzie znaleźli siebie przez Kącik. Potem drugi raz. Doskwierała mi samotność, miałam już trzydziestkę. Z pisaniem do Kącika wstrzymywałam się, trochę nie wierzyłam, a trochę się bałam, że się nie uda. W końcu w lutym 2023 roku postanowiłam dać ogłoszenie – opowiada Marysia.
Nie pamięta, co napisała, a „Tygodnik” z ogłoszeniem został w Siemoniu. Z Markiem próbowali sobie przypomnieć, co się tam znalazło.
– Że szukasz stałego związku, chcesz założyć rodzinę, że nie szukasz przygód. Było coś, że masz gospodarstwo i pomagasz rodzicom – przypominał.
Ona wiedziała, że chce kogoś na stałe. Kogoś, kto się nie rozmyśli.
– W dzisiejszych czasach faceci często nie wiedzą, czego chcą. Nie potrafią się zdeklarować – mówi przekonana.
Marysia czekała i czekała, mijał trzeci tydzień, a tu żadnej odpowiedzi. Listy wysypały się dopiero z początkiem kwietnia i przychodziły turami. Łącznie było ich około czterdziestu. Macieja przyszedł w pierwszej turze.
Czy rolnikowi trudno było znaleźć miłość?
Maciej długo był sam i już wiedział, że samotność nie jest dla niego.
– Zbliżała się zima. Szaro, ponuro, samemu trudno. „Tygodnik” regularnie przychodził z mleczarni już od lat, ale zaglądałem zawsze tylko do działów produkcyjnych. Tym razem pomyślałem, że nic nie stracę, kiedy zajrzę do Kącika. Przeglądałem zimą, ale były tam oferty od kobiet 40-letnich i starszych, a ja szukałem trzydziestolatki albo młodszej. Marcowego ranka, w niedzielę, przyszedłem do kuchni na śniadanie, a tam na stole leżał już „Tygodnik” otwarty na Kąciku. Dziś wiem, że wcześniej przejrzała go mama i celowo zostawiła mi gazetę. Zajrzałem i od razu rzuciło mi się w oczy ogłoszenie z trzydziestolatką. Krótkie, zwarte, konkretne. Pomyślałem: „Co mi szkodzi?”. Siostra naciskała, żebym napisał. Napisałem krótki list, odręcznie. Spodziewałem się, że będę jednym z bardzo wielu, więc szanse mam małe. Wiem, ilu samotnych chłopaków szuka partnerek. Znam ich, to wielu moich znajomych – wspomina Maciej.
Czego oczekiwał rolnik, szukając miłości w Kąciku samotnych serc?
Co było dla niego ważne? Założenie rodziny i być ze sobą jak najbliżej.
– Mieć przy sobie kogoś, z kim można porozmawiać, ale z kim i milczeć będzie dobrze. Tym bardziej że ja jestem raczej introwertyczny, zamknięty w sobie, małomówny. Żona za to mówi dużo. Nawiązywanie kontaktów przychodzi jej bardzo łatwo. A ja? Kiedy człowiek pojedzie na pole, jest sam w ciągniku przez cały dzień. Przy zwierzętach to też raczej samotnicza praca. A w domu jestem dziś tylko ja i mama. Tata nie żyje od trzech lat, starsza siostra założyła już rodzinę i się wyprowadziła. Więc cisza w naszym domu w Rgielewie to dość częsty gość – mówi Maciej.
Maria mówi, że u niej w domu zwykle jest głośno i gwarno. Ona nie tylko lubi dużo mówić, ale ma jeszcze młodszą siostrę.
– To, że mówienie łatwo mi przychodzi, wykorzystuję w pracy. Tam co chwilę coś się dzieje – a to zamówienia, a to trzeba pogadać z kierowcą. Lubię to. U męża w domu rzeczywiście jest spokojniej – śmieje się i analizuje ze spokojem różnice i podobieństwa z mężem Maria.
Nie wie, dlaczego zareagowała akurat na ten list. Był napisany odręcznie, ale takich było więcej. Było w nim, że kawaler, że szczupły, że marzy o ciepłej rodzinie. Praktykujący katolik, ceniący sobie szczerość i spokój. Ach, i na końcu przeprosił za ewentualne błędy gramatyczne. I podał swój numer telefonu.
Jak zaczęła się miłość z Kącika samotnych serc?
Maria przeczytała list, ale odpisała dopiero następnego dnia. Pierwszy SMS Maciej dostał o 19.00, kiedy akurat szedł doić krowy.
– Czytam: „Z tej strony rolniczka z Kujawsko-Pomorskiego”. Zamurowało mnie. Mama przyszła i pyta: „A tobie co się stało?”. Odpisałem, że jestem zainteresowany. A zadzwoniłem następnego dnia. Stres był, nawet chyba na kartce napisałem sobie, o co pytać – śmieje się, a Maria dodaje, że rozmowa się całkiem kleiła.
Dzwonili i esemesowali do siebie. Okazało się, że mieszkają dalej od siebie, niż mieli nadzieję. On liczył, że skoro Kujawy, to te, do których ma raptem siedem kilometrów. Ona do granicy Wielkopolskiego też miała tylko sześćdziesiąt. Okazało się, że dzieli ich niemal sto czterdzieści, ale nie zrazili się. Przez pół roku Maciej jeździł do Marii, spotykali się raz w tygodniu.
– Pierwsze spotkanie? W bistro w Toruniu. Wiedziałem już ze zdjęcia, że Maria mi się podoba. Okazało się, że do tego dużo i szybko mówi, co też przypadło mi do gustu – mówi Maciej.
– Z pierwszej randki wróciłam w skowronkach. Mamie powiedziałam, że fajny. Cichy, spokojny – wspomina Maria.
Jak doszło do ślubu pary z Kącika samotnych serc?
Wysyłali sobie zdjęcia z tego, co akurat robią. „Miłego dnia”, „Wróciłam z pracy”, „Dobranoc”. Bez euforii, ale z czułością. Szybko poznali swoje rodziny. Temat ślubu pojawił się szybko, po ośmiu miesiącach, a jednocześnie bardzo naturalnie.
– Nie chcieliśmy chodzić ze sobą w nieskończoność. I ślub właściwie zaplanowaliśmy szybciej niż zaręczyny. One miały być już raczej formalnością. Wesele było na sto osób. Komuś to wyda się dużo, ale to naprawdę tylko najbliższa rodzina – mówią.
Marysia poszła do ołtarza w szytej na miarę sukni i welonie. Takich, jak zawsze chciała. W dniu ślubu była podobno bardzo opanowana, w przeciwieństwie do Macieja. Każde z nich przyglądało się innym niż swoje zwyczajom, choćby podczas mszy.
Teraz jeszcze chwilami żyją na dwa domy. Kiedy rozmawiamy, mija miesiąc od ślubu. Maria wciąż jest w trakcie przenosin do Rgielewa. To zresztą był warunek wstępny w odpowiedzi Macieja.
Czy się kłócą? Raczej nie, choć już wiedzą, w czym się różnią. Oboje zdają sobie sprawę z tego, że dla Marysi przeniesienie się taki kawałek od domu rodzinnego to duża zmiana.
– Różnimy się na przykład w spojrzeniu na świat. W poglądach politycznych. Wiem, że pewne tematy będę poruszać rzadziej, ale nie przeszkadza mi to. Maciejowi też nie. Na różnice patrzymy raczej z dystansem albo ciekawością – mówi Maria.
Co na to wszystko ich znajomi?
– Ludzie się dziwią, że tak szybko ten ślub. Kiedyś było dziwne, że ludzie nie biorą ślubu. A dziś młodzi dziwią się, że ktoś ślub bierze. Mnie znakomita większość pytała, czy jestem w ciąży, że taka decyzja. A tymczasem my po prostu wiedzieliśmy, że nie ma na co czekać – śmieje się Maria i mówi, że w najbliższych planach mają krótką podróż poślubną do Zakopanego.
Życzymy im wszystkiego, co najlepsze. I mamy nadzieję, że Maria i Maciej swoim uczuciem przekonają wszystkich tych, którzy poszukują.
Zapraszamy wszystkich zakochanych z naszego Kącika do kontaktu. Chętnie opowiemy Wasze historie.
Przeczytaj również:
Karolina Kasperek