Jakie atrakcje przygotowano dla uczestników dawnego żniwowania w gminie Kraśnik?
Wydarzenie to inicjatywa Koła Gospodyń Wiejskich "Podlesianki" i zarządu miejscowej OSP. W niedzielne popołudnie mieszkańcy Podlesia i okolicznych miejscowości uczestniczyli w pokazie koszenia zboża sierpem i kosą, robienia powróseł, wiązania snopków, stawiania dziesiątków i pokazie młócenia cepami.
– Chodzi przede wszystkim o najmłodszych – mówi przewodnicząca KGW "Podlesianki" Elżbieta Kołtun. – Chcemy pokazać dzieciom, jak dawniej się żniwowało. Pierwszą edycję imprezy, skromniejszą, zorganizowałyśmy przed rokiem.
Andrzej Wojtan z Urzędu Gminy w Kraśniku podpowiedział paniom z koła, że pomysł jest tak interesujący, iż kolejną edycję warto zorganizować z większym rozmachem.
– I tak właśnie się stało – mówi pani Elżbieta. – Z przyjemnością udostępniam posesję. Niech się ludzie bawią jak najlepiej – dodaje Wacława Anna Kępa, członkini KGW "Podlesianki".
Jak dawniej wyglądało żniwowanie?
O tym, jak dawniej wyglądało żniwowanie, opowiadał licznie zebranym Andrzej Wojtan.
– Podlesie powstało w 1555 roku, z czasem stając się przedmieściem Kraśnika. W dzisiejszej inscenizacji nawiązujemy do okresu od powstania tej typowo rolniczej wsi do połowy XX wieku.
Omawiając zwyczaje i narzędzia używane dawniej, mówił m.in. o sierpie:
– Był używany już w czasach przedchrześcijańskich. Najpierw krzemienny, potem metalowy. Z czasem zastąpiła go kosa. A dopiero w latach 70. ubiegłego stulecia na lubelską wieś wkroczyła na dobre mechanizacja. Pojawiły się kosiarki, snopowiązałki, z czasem kombajny.
Dawniej żniwa rozpoczynały się po 20 lipca, od Świętej Małgorzaty. Potwierdza to przysłowie ludowe: "Święta Małgorzata zaczyna żniwne lato".
– Sukcesem było zakończenie zbiorów do święta Matki Boskiej Zielnej, czyli do 15 sierpnia – przypomina Andrzej Wojtan. – W niesprzyjających okolicznościach prace mogły przeciągnąć się aż do Matki Boskiej Siewnej, do września.
Żeńcy szli na pola ze śpiewem rano, po śniadaniu. Koszenie żyta, najpopularniejszego dawniej zboża chlebowego, rozpoczynało się zawsze ze strony wschodniej, żeńcy posuwali się ku zachodowi.
– Ustawienie się tyłem do słońca mogło wróżyć niepowodzenie, np. nadejście nawałnicy i zmarnowanie zbioru – wyjaśnia Andrzej Wojtan. – W południe następowała przerwa w pracy. Po to, żeby nie prowokować południc, słowiańskich duchów, do sprowadzenia burzy z piorunami. Oczywiście żeńcy w tym czasie odpoczywali i posilali się.
Tymczasem praca na polu wykonywana za pomocą sierpów i kos przez członkinie koła i ich pomocników szła sprawnie. Szybko rósł zebrany pokos. Trzeba go było więc wiązać w dziesiątki, czyli snopki, w celu dosuszenia. A do tego niezbędne jest powrósło, zwykle powstające z żytniej słomy. Na polu w Podlesiu przygotowywała je m.in. Anna Dul z "Podlesianek", a jednocześnie sołtyska tej miejscowości.
– Robimy je z niedojrzałego żyta. Chodzi o to, żeby słoma była elastyczna. Gdyby chcieć je zrobić z mocno dojrzałej słomy, łamałyby się. A skąd wiem, jak je zrobić? Od rodziców.
Chochoł, snopek umieszczony na samej górze dziesiątka, chronił ziarno znajdujące się niżej przed deszczem. Sam dziesiątek (kiedyś znacznie większy niż te z Podlesia – przecież zboże nie było skracane) dawał też cień. A w nim chronili się odpoczywający żniwiarze.
– A w dziesiątku chowały się dzieci – przypomina Stanisława Bis z "Podlesianek". – Skoro jesteśmy przy dzieciach: W przyszłym roku wzbogacimy inscenizację o wóz z dyszlem i zawieszoną na nim tojdą, czyli płachtą wiązaną za rogi. W niej huśtały się małe dzieci. Dziś powiedzielibyśmy na to hamak.
Ustawione w dziesiątki zboże stało na polu około dwóch tygodni. Potem zwożono je do stodół.
– Po przeprowadzeniu na polach podorywek przychodził czas na młócenie – mówi Andrzej Wojtan.
Swoich sił z kosą i przy ustawianiu snopków próbował w Podlesiu m.in. wójt gminy Kraśnik Artur Domański.
– Nie jest to lekka praca – komentuje. – Pamiętam, jak wykonywali ją moi dziadkowie. Dziś praca na wsi jest zmechanizowana, wydawałoby się, że ludzie powinni mieć więcej czasu dla siebie, żeby się spotkać. A mimo to zawsze tego czasu brakuje. Dobrze więc, że jest taka okazja, jak dzisiejsza, żeby przebywać razem w większym gronie.
Przeczytaj również:
Krzysztof Janisławski