Korona Radostów, czyli LZS z przyszłością
– Kiedyś było zupełnie inaczej. Było więcej ludzi. Tutaj działało Państwowe Gospodarstwo Rolne. We wsi, w regionie było dużo więcej młodzieży, wielu zostawało, pracowało. Teraz wszystko zupełnie się zmieniło – opowiada Grzegorz Michoński, jeden z trenerów w klubie.
Jan Stawruk, emeryt, przez wiele lat grał na pozycji obrońcy. Z łezką w oku wspomina tamte czasy i podkreśla:
– Wiele się zmieniło, ale klub nadal istnieje, są następcy, można obejrzeć mecz, są emocje sportowe. Wydaje się więc, że to, co robiliśmy wcześniej przez wiele lat, nie poszło na marne.
Wielu ojców sukcesu
Pewnie dlatego klub jako jeden z nielicznych nie tylko w tym rejonie, ale i na Dolnym Śląsku, ma kilka sekcji piłki nożnej, bo oprócz pierwszej drużyny seniorów grającej w klasie A są także: juniorzy młodsi, młodzicy, orliki, żaki, skrzaty – wszystkich ponad sto osób.
Krzysztof Rosa, prezes LZS Korona Radostów, jest dumny z historii i obecnej sytuacji. Nie ukrywa, że to nie tylko jego zasługa:
– W klubie jest dużo dzieci, nie tylko z naszej wsi, ale także z wielu innych z całej okolicy. Klub działa dzięki składkom, pomocy rodziców, samorządu i pracy wielu wolontariuszy, a także wsparciu sołectwa.
Przyznaje jednak, że niestety mimo tak długiej i bogatej historii nikt dotąd nie zadbał, aby ją zapisać, udokumentować. Choćby po to, żeby powspominać stare dobre czasy.
– Bo przecież mamy się czym pochwalić przez ponad siedemdziesiąt lat działania, że wspomnę tylko wielu piłkarzy, którzy od nas poszli do wyższych lig, trenerów, którzy też u nas zaczynali grać, a potem sport ich wciągnął i zajęli się szkoleniem młodzieży, albo sędziów, którzy też zajmują się sportem – mówi Rosa.
Pamięć i nowe, lepsze
Wspomnienia są jednak aktualne, bo obok boiska ciągle stoi stara blaszana buda – dawne zaplecze dla piłkarzy, które zrobiono z budy wagonu. Ale teraz wszystko się zmienia. Jest bowiem zupełnie nowe zaplecze dla piłkarzy i sztabów szkoleniowych, nawet z prysznicami.
Kilkadziesiąt metrów dalej jest sala gimnastyczna, którą na potrzeby całej gminy wybudował niedawno samorząd. Piłkarze Korony mogą tam ćwiczyć także w zimie.
– Staramy się jak najdłużej grać na świeżym powietrzu, wykorzystujemy orliki, a w zimie dzięki takiemu zapleczu możemy prowadzić zajęcia i treningi właśnie w nowej sali – zaznacza prezes Rosa. – Wszyscy, którzy u nas pracują i działają, to zapaleńcy. Dzięki temu mamy aż czterech trenerów, którzy zajmują się dziećmi. To przecież nasza przyszłość. A poprawa bazy szkoleniowej na pewno dużo daje. Mamy dobre boisko, bramki są już aluminiowe, są sprzęt do szkolenia, stroje. Może uda się zbudować dzięki wsparciu samorządu lokalnego także nawodnienie boiska i koniecznie ogrodzenie, gdyż dziki z sąsiednich pól także czasami lubią tutaj przyjść.
Na tym nie koniec. Żeby rozszerzyć ofertę sportową, LZS zorganizował dodatkowo sekcję tenisa stołowego.
– Znakomity słynny Andrzej Grubba też tak zaczynał – dodaje Krzysztof Rosa. – To wszystko jest możliwe, bowiem wspierają nas coraz mocniej lokalni przedsiębiorcy – w różny sposób. Jeden kupi wodę, inny dofinansuje dowozy, a jeszcze inny doda coś jeszcze. Także nasze sołectwo pomaga w sportowej działalności, bo widzi postępy i wspiera. A to da pieniądze na komplet piłek, a to stroje dofinansuje.
Rodzice lubią futbol
Nie można się więc dziwić, że Anna Murowicka z pobliskiej Radogoszczy dowozi na treningi swojego siedmioletniego Kacpra i podkreśla:
– To przecież bardzo ważne, żeby dzieci nie siedziały tylko przed komputerami w domu. Mają się rozwijać, zdobywać nowe umiejętności, poszerzać horyzonty i odpoczywać, najlepiej czynnie, na sportowo. Cieszę się, że nie muszę zmuszać syna do takich zajęć, a sam jest zainteresowany i chce tutaj przyjeżdżać i ćwiczyć z innymi chłopcami. To znakomity sposób na spędzanie wolnego czasu i rozwój dziecka – mówi mama.
Anna Bosak z Radostowa, która myśli podobnie, także przywozi swojego syna na treningi. To już 9-letni chłopiec. Łukasz gra jak jego tato, który teraz jest już także trenerem w klubie.
– Cieszę się, że chce przychodzić i grać, choć to na razie zabawa. Robi to bardzo chętnie, jest zainteresowany sportem, piłką nożną, sprawia mu to radość i satysfakcję. No i trochę bierze przykład z taty, który też tutaj grał. Chociaż czasy się zmieniły, bo przecież kiedyś dzieci trudno było ściągnąć z podwórka, gdzie grały w piłkę nożną. Obecnie jest dużo trudniej, więc skoro są takie warunki – i to pod opieką trenerów – trzeba korzystać i dać dzieciom takie możliwości.
Artur Kowalczyk