Urszula Skrzeszewska (po lewej) i Anna Boniecka nieustannie szukają źródeł finansowania dla wioskowych przedsięwzięćKarolina Kasperek
StoryEditorPomysł na biznes na wsi

Pod Golubiem-Dobrzyniem są aż 3 wioski tematyczne! Na czym zarabiają?

30.04.2023., 11:30h
W gminie Golub-Dobrzyń jakiś czas temu powstało kilka wiosek tematycznych. Dziś działają trzy. Specjaliści twierdzą, że niełatwo jest utrzymać wioskę przy życiu. My odwiedziliśmy dwie z nich, żeby dowiedzieć się, jak udało się im przetrwać.

W Golubiu-Dobrzyniu jedenaście lat temu stowarzyszenie TŁOK z Torunia w porozumieniu z władzami gminy zorganizowało cykl warsztatów, które miały przygotowywać sołectwa do założenia wiosek tematycznych.

Z kół gospodyń były delegowane po cztery osoby. Spotykaliśmy się na szkoleniach i wyjazdach studyjnych. Podpatrywaliśmy, jak działają pierwsze wioski tematyczne w Polsce w Zachodniopomorskiem i Warmińsko-Mazurskiem. Byliśmy między innymi w słynnej Garncarskiej Wiosce – opowiada Urszula Skrzeszewska, prezeska Stowarzyszenia Przyjaciół Macikowa i Okolic, które prowadzi wioskę tematyczną Wieś Maciejowej Duszy.

Legenda z Macikowa o kowlau Macieju i gęsiareczce

W Macikowie dwanaście lat temu młoda sołtyska namówiła członkinie koła gospodyń na udział w warsztatach. Przez pół roku w każdą pierwszą sobotę i niedzielę miesiąca panie uczestniczyły w szkoleniach – po sześć godzin dziennie.

Na pierwszych warsztatach rękodzielniczych z wikliny w Zachodniopomorskiem byłam przerażona. Koleżanka wszystko chwytała, a ja czułam, że mam dwie lewe ręce. „Ja to się do niczego nie nadaję!” myślałam. Ale szkolenia kończyły się certyfikatami i dawały nam nawet uprawnienia do szkolenia innych. Nauczyliśmy się też pisania projektów. Podpatrywaliśmy inne wioski i myśleliśmy, jaki temat drzemie w naszej wsi. Trochę poszperaliśmy i okazało się, że Macikowo ma swoją legendę. O tym, że u nas ubogie ziemie, słabe uprawy, ale pagórki porośnięte były zawsze ziołami. A najbogatszy we wsi był kowal. Któregoś razu w jednej z rodzin zachorowała mała gęsiarka. Kowal poszedł do zielarki, zakupił zioła i dał rodzinie. Dziewczynka wyzdrowiała, a mieszkańcy na cześć kowala nazwali wieś Macikowem, bo na imię miał Maciej. Ile w tym prawdy? Nie mamy pojęcia. Ani też kiedy to się działo. Ale kiedy przyjeżdżają grupy dziecięce, jedna z koleżanek, specjalistka od ziół, potrafi tak opowiedzieć legendę, że dzieciaki otwierają usta – mówi Urszula i dodaje, że w ramach kilku projektów przygotowujących do otwierania wioski tematycznej wymyślały i promowały jakiś lokalny produkt, kupiły serwety z nadrukowaną lawendą i zamówiły grę typu memory z różnymi ziołami.

image

Urszula Skrzeszewska (po lewej) i Anna Boniecka nieustannie szukają źródeł finansowania dla wioskowych przedsięwzięć

FOTO: Karolina Kasperek

Co w Maciejowej duszy gra?

Przedsięwzięciu nadali nazwę „Wieś Maciejowej Duszy”. Ale żeby wioska tematyczna działała, musi mieć jakąś ofertę. Dziś Macikowo proponuje grupom kilkugodzinne pobyty.

Grupa przyjeżdża na trzy, cztery godziny. Na początek zastawiamy stół. Jest ciasto domowe, do tego kruche ciasteczka lawendowe i trzy, cztery rodzaje ziołowych herbatek. Potem dzielimy uczestników na podgrupy. Jedni pieką ciasteczka amoniaczki w kształcie gąsek i innych, a druga idzie do ogrodu z koleżanką zielarką, która opowiada o ziołach, ich zastosowaniach kulinarnych i leczniczych. Dzieciaki słuchają, uwielbiają też, co nas na początku zaskakiwało, herbaty ziołowe! Z lipy, mięty, rumianku, melisy, pokrzywy. My też odkryłyśmy wiele z tych roślin. Nigdy na przykład nie używałam rozmarynu. Roladki wieprzowe z pieczarkami i rozmarynem są doskonałe. Do kapusty z pieczarkami dodaję kminek – mówią Urszula, a Anna Boniecka wyjaśnia, że robi świetny schab z oregano.

Oprócz ziół gospodynie z Macikowa posadziły kruszynę, żeby ptaki miały gdzie wić gniazda, założyły budki lęgowe i budki dla owadów. Dowiedziały się, że to, co robią, to przeciwdziałanie antropopresji, czyli nadmiernej ingerencji człowieka w środowisko. Dziś koszt uczestnictwa w warsztatach w Macikowie to koszt od 50 do 100 zł. Panie chciałyby przyjmować więcej uczestników, ale w stowarzyszeniu i kole jest tylko kilka aktywnych osób.

image

Otoczenie świetlicy we Wsi Maciejowej Duszy w Macikowie. Dookoła roztacza się aromat tymianku, rozmarynu, lawendy i oregano

FOTO:

Skąd wzięła się nazwa Węgierska? Od śliwki czy króla?

Z Macikowa przenoszę się do wioski obok. Węgiersk też założył u siebie wioskę tematyczną. Teraz wieś funkcjonuje pod szyldem „Węgiersk – owocowa kraina”. Małgorzata Kamińska zaprasza do stołu jak wyjętego z galerii. Na nim na drewnianej paterze suszone jabłka i gruszki, obok – śliwki suszone i w occie. W słoikach przeciery z jabłek i gruszek, sałatka szwedzka i dynia na słodko. Obok mała buteleczka wiśniowej nalewki, którą czasem wręczają w prezencie, i drożdżowe ciasto. Małgorzata podejmuje mnie w koszulce z gustownym logo.

Wioska powstała w 2011 roku, w ramach tego samego projektu, co w Macikowie – „Aktywne kobiety w gminie”. Naszym flagowym produktem jest drożdżówka z owocami – z brzoskwinią albo borówką. Najpierw reaktywowałyśmy koło gospodyń – potrzebne było do organizacji dożynek. Jestem z wykształcenia pracownikiem socjalnym, znam się na animacji, więc poproszono mnie o wzięcie spraw w swoje ręce. Też jeździliśmy i podglądaliśmy inne wioski tematyczne – podobało mi się w Ptasiej, Garncarskiej, Chlebowej, Grzybowej czy Górniczej. Uczono nas szukania swojego produktu, promowania go i wioski, tworzenia logo, szukania swoich zasobów. I nagle okazało się, że mamy legendę. Zawsze było tu dużo sadów, dużo też śliw. Myśmy trochę ubarwili legendę i teraz brzmi ona tak: przejeżdżał przez naszą miejscowość jakiś węgierski król. Jaki? Nie wiem. Z nami to raczej związani są Wazowie. Ale przyjęliśmy, że król nazwał wieś Węgierskiem – wyjaśnia Małgorzata Kamińska.

Gospodynie z Węgierska z powodzeniem pielęgnują stare odmiany drzewek owocowych 

Miała być najpierw Węgierkowa Wieś, ale nazwa wydała się im za „wąska”. Bardziej pojemna i dająca więcej możliwości była „Owocowa”. Kiedy zaczęły jeździć z przetworami i drożdżówką po wsiach i festynach, do idei wioski tematycznej przekonały się nawet koleżanki, które na początku podśmiewały się z pomysłu.

Postanowiłyśmy, że naszą aktywność osnujemy wokół przetworów i gotowania z owocami. Promujemy mięsa z owocami, czerninę z owocami. W szkołach serwujemy fontannę z czekoladą i suszone owoce. Okazuje się, że dzieciaki bardzo to lubią. Owoce suszymy w suszarkach. Sama napisałam projekt, w którym zakupiłyśmy jako koło drzewa owocowe starych odmian: jabłonie, grusze, śliwy, wiśnie i pigwę. Każda z dziewczyn dostała dziesięć drzewek, sadziłyśmy je w naszych ogrodach. Mieliśmy pogadanki o tym, jak je pielęgnować, jak ciąć, jak szczepić. Zorganizowaliśmy w ramach projektu warsztaty z przetwarzania tego, co nam tam urośnie – opowiada przewodnicząca węgierskiego koła.

image

Małgorzata Kamińska przy stole pełnym produktów, jakie oferuje odwiedzającym Węgiersk – Owocowa Kraina

FOTO: Karolina Kasperek

Z bogatą ofertą dla dzieci. Wspierajmy te edukacyjne działania

Dziś w wiosce tematycznej proponują odwiedzającym warsztaty z pieczenia drożdżówki. Dzieci najpierw uczą się, jak wygląda zboże. Oglądają snopek i kłosy. To konieczne, jak mówi Małgorzata, bo dziś dzieci, nawet te z mniejszych miast, biorą do ręki łupinę i nie mają pojęcia, że to orzech włoski. Kiedy dowiedzą się już, że w kłosie ziarno, a z niego mąka, zagniatają ciasto, a potem z innego, wyrobionego przez gospodynie wcześniej, pieką. Drożdżówka się piecze, a dzieci ruszają do sadu. Grają tam w grę terenową, piją świeżo wyciskane soki, uczą się zasad zdrowego odżywiania. I malują gipsowe owoce.

Mamy ofertę dla dzieci i dorosłych. W zeszłym roku mieliśmy cztery grupy dzieci i trzy dorosłych – były kluby seniora i duża grupa z Podlasia, która wizytowała wioski tematyczne. Seniorzy z Włocławka, pięćdziesiąt osób, kupili u nas niemal wszystko, co mamy. Jajka, kurczaki. Dziewczyny w ogródkach resztki swojej lawendy dla nich cięły. Przyjmujemy też z obiadem, który gotujemy w świetlicy. Musimy zrobić nową kalkulację na ten rok, bo przecież inflacja. W zeszłym miałyśmy pakiety za 25 zł, czyli tylko z ciastem i kawą, i taki za 45 zł – z obiadem.

Z wioski uczestnicy wywożą i przetwory, i magnesiki, i breloczki. Panie z koła na czas od lipca do października przewidziały warsztaty z robienia wieńca dożynkowego i smażenie powideł. Współpracują z CAL-em – Centrum Aktywności Lokalnej. Potrafią zaangażować do współpracy świeżo sprowadzonych do wsi miastowych. Trudno czasem oddzielić działalność w ramach koła od tego w ramach wioski tematycznej.

Zarabiamy na tych przetworach. Zbieramy też do wspólnej sakiewki i z tych pieniędzy jeździmy na wycieczki. Byłyśmy już w Karpaczu, w Zakopanem i w Górach Świętokrzyskich. Teraz namawiam dziewczyny na wycieczkę do Wilna – mówi Małgorzata.

Mówi, że nie ma co sobie zazdrościć, bo to nie popłaca. Raczej należy się polecać. Jeśli one nie mogą przyjąć gości, dzwonią do koleżanek z Macikowa, żeby przyjęły grupę. Wtedy są większe szanse, że zbiorą na wymarzoną wycieczkę.

fot. Karolina Kasperek

Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 18/2023 na str. 48. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. listopad 2024 05:15