W Golubiu-Dobrzyniu jedenaście lat temu stowarzyszenie TŁOK z Torunia w porozumieniu z władzami gminy zorganizowało cykl warsztatów, które miały przygotowywać sołectwa do założenia wiosek tematycznych.
– Z kół gospodyń były delegowane po cztery osoby. Spotykaliśmy się na szkoleniach i wyjazdach studyjnych. Podpatrywaliśmy, jak działają pierwsze wioski tematyczne w Polsce w Zachodniopomorskiem i Warmińsko-Mazurskiem. Byliśmy między innymi w słynnej Garncarskiej Wiosce – opowiada Urszula Skrzeszewska, prezeska Stowarzyszenia Przyjaciół Macikowa i Okolic, które prowadzi wioskę tematyczną Wieś Maciejowej Duszy.
Legenda z Macikowa o kowlau Macieju i gęsiareczce
W Macikowie dwanaście lat temu młoda sołtyska namówiła członkinie koła gospodyń na udział w warsztatach. Przez pół roku w każdą pierwszą sobotę i niedzielę miesiąca panie uczestniczyły w szkoleniach – po sześć godzin dziennie.
– Na pierwszych warsztatach rękodzielniczych z wikliny w Zachodniopomorskiem byłam przerażona. Koleżanka wszystko chwytała, a ja czułam, że mam dwie lewe ręce. „Ja to się do niczego nie nadaję!” myślałam. Ale szkolenia kończyły się certyfikatami i dawały nam nawet uprawnienia do szkolenia innych. Nauczyliśmy się też pisania projektów. Podpatrywaliśmy inne wioski i myśleliśmy, jaki temat drzemie w naszej wsi. Trochę poszperaliśmy i okazało się, że Macikowo ma swoją legendę. O tym, że u nas ubogie ziemie, słabe uprawy, ale pagórki porośnięte były zawsze ziołami. A najbogatszy we wsi był kowal. Któregoś razu w jednej z rodzin zachorowała mała gęsiarka. Kowal poszedł do zielarki, zakupił zioła i dał rodzinie. Dziewczynka wyzdrowiała, a mieszkańcy na cześć kowala nazwali wieś Macikowem, bo na imię miał Maciej. Ile w tym prawdy? Nie mamy pojęcia. Ani też kiedy to się działo. Ale kiedy przyjeżdżają grupy dziecięce, jedna z koleżanek, specjalistka od ziół, potrafi tak opowiedzieć legendę, że dzieciaki otwierają usta – mówi Urszula i dodaje, że w ramach kilku projektów przygotowujących do otwierania wioski tematycznej wymyślały i promowały jakiś lokalny produkt, kupiły serwety z nadrukowaną lawendą i zamówiły grę typu memory z różnymi ziołami.
Co w Maciejowej duszy gra?
Przedsięwzięciu nadali nazwę „Wieś Maciejowej Duszy”. Ale żeby wioska tematyczna działała, musi mieć jakąś ofertę. Dziś Macikowo proponuje grupom kilkugodzinne pobyty.
– Grupa przyjeżdża na trzy, cztery godziny. Na początek zastawiamy stół. Jest ciasto domowe, do tego kruche ciasteczka lawendowe i trzy, cztery rodzaje ziołowych herbatek. Potem dzielimy uczestników na podgrupy. Jedni pieką ciasteczka amoniaczki w kształcie gąsek i innych, a druga idzie do ogrodu z koleżanką zielarką, która opowiada o ziołach, ich zastosowaniach kulinarnych i leczniczych. Dzieciaki słuchają, uwielbiają też, co nas na początku zaskakiwało, herbaty ziołowe! Z lipy, mięty, rumianku, melisy, pokrzywy. My też odkryłyśmy wiele z tych roślin. Nigdy na przykład nie używałam rozmarynu. Roladki wieprzowe z pieczarkami i rozmarynem są doskonałe. Do kapusty z pieczarkami dodaję kminek – mówią Urszula, a Anna Boniecka wyjaśnia, że robi świetny schab z oregano.
Oprócz ziół gospodynie z Macikowa posadziły kruszynę, żeby ptaki miały gdzie wić gniazda, założyły budki lęgowe i budki dla owadów. Dowiedziały się, że to, co robią, to przeciwdziałanie antropopresji, czyli nadmiernej ingerencji człowieka w środowisko. Dziś koszt uczestnictwa w warsztatach w Macikowie to koszt od 50 do 100 zł. Panie chciałyby przyjmować więcej uczestników, ale w stowarzyszeniu i kole jest tylko kilka aktywnych osób.
Skąd wzięła się nazwa Węgierska? Od śliwki czy króla?
Z Macikowa przenoszę się do wioski obok. Węgiersk też założył u siebie wioskę tematyczną. Teraz wieś funkcjonuje pod szyldem „Węgiersk – owocowa kraina”. Małgorzata Kamińska zaprasza do stołu jak wyjętego z galerii. Na nim na drewnianej paterze suszone jabłka i gruszki, obok – śliwki suszone i w occie. W słoikach przeciery z jabłek i gruszek, sałatka szwedzka i dynia na słodko. Obok mała buteleczka wiśniowej nalewki, którą czasem wręczają w prezencie, i drożdżowe ciasto. Małgorzata podejmuje mnie w koszulce z gustownym logo.
– Wioska powstała w 2011 roku, w ramach tego samego projektu, co w Macikowie – „Aktywne kobiety w gminie”. Naszym flagowym produktem jest drożdżówka z owocami – z brzoskwinią albo borówką. Najpierw reaktywowałyśmy koło gospodyń – potrzebne było do organizacji dożynek. Jestem z wykształcenia pracownikiem socjalnym, znam się na animacji, więc poproszono mnie o wzięcie spraw w swoje ręce. Też jeździliśmy i podglądaliśmy inne wioski tematyczne – podobało mi się w Ptasiej, Garncarskiej, Chlebowej, Grzybowej czy Górniczej. Uczono nas szukania swojego produktu, promowania go i wioski, tworzenia logo, szukania swoich zasobów. I nagle okazało się, że mamy legendę. Zawsze było tu dużo sadów, dużo też śliw. Myśmy trochę ubarwili legendę i teraz brzmi ona tak: przejeżdżał przez naszą miejscowość jakiś węgierski król. Jaki? Nie wiem. Z nami to raczej związani są Wazowie. Ale przyjęliśmy, że król nazwał wieś Węgierskiem – wyjaśnia Małgorzata Kamińska.
Gospodynie z Węgierska z powodzeniem pielęgnują stare odmiany drzewek owocowych
Miała być najpierw Węgierkowa Wieś, ale nazwa wydała się im za „wąska”. Bardziej pojemna i dająca więcej możliwości była „Owocowa”. Kiedy zaczęły jeździć z przetworami i drożdżówką po wsiach i festynach, do idei wioski tematycznej przekonały się nawet koleżanki, które na początku podśmiewały się z pomysłu.
– Postanowiłyśmy, że naszą aktywność osnujemy wokół przetworów i gotowania z owocami. Promujemy mięsa z owocami, czerninę z owocami. W szkołach serwujemy fontannę z czekoladą i suszone owoce. Okazuje się, że dzieciaki bardzo to lubią. Owoce suszymy w suszarkach. Sama napisałam projekt, w którym zakupiłyśmy jako koło drzewa owocowe starych odmian: jabłonie, grusze, śliwy, wiśnie i pigwę. Każda z dziewczyn dostała dziesięć drzewek, sadziłyśmy je w naszych ogrodach. Mieliśmy pogadanki o tym, jak je pielęgnować, jak ciąć, jak szczepić. Zorganizowaliśmy w ramach projektu warsztaty z przetwarzania tego, co nam tam urośnie – opowiada przewodnicząca węgierskiego koła.
Z bogatą ofertą dla dzieci. Wspierajmy te edukacyjne działania
Dziś w wiosce tematycznej proponują odwiedzającym warsztaty z pieczenia drożdżówki. Dzieci najpierw uczą się, jak wygląda zboże. Oglądają snopek i kłosy. To konieczne, jak mówi Małgorzata, bo dziś dzieci, nawet te z mniejszych miast, biorą do ręki łupinę i nie mają pojęcia, że to orzech włoski. Kiedy dowiedzą się już, że w kłosie ziarno, a z niego mąka, zagniatają ciasto, a potem z innego, wyrobionego przez gospodynie wcześniej, pieką. Drożdżówka się piecze, a dzieci ruszają do sadu. Grają tam w grę terenową, piją świeżo wyciskane soki, uczą się zasad zdrowego odżywiania. I malują gipsowe owoce.
– Mamy ofertę dla dzieci i dorosłych. W zeszłym roku mieliśmy cztery grupy dzieci i trzy dorosłych – były kluby seniora i duża grupa z Podlasia, która wizytowała wioski tematyczne. Seniorzy z Włocławka, pięćdziesiąt osób, kupili u nas niemal wszystko, co mamy. Jajka, kurczaki. Dziewczyny w ogródkach resztki swojej lawendy dla nich cięły. Przyjmujemy też z obiadem, który gotujemy w świetlicy. Musimy zrobić nową kalkulację na ten rok, bo przecież inflacja. W zeszłym miałyśmy pakiety za 25 zł, czyli tylko z ciastem i kawą, i taki za 45 zł – z obiadem.
Z wioski uczestnicy wywożą i przetwory, i magnesiki, i breloczki. Panie z koła na czas od lipca do października przewidziały warsztaty z robienia wieńca dożynkowego i smażenie powideł. Współpracują z CAL-em – Centrum Aktywności Lokalnej. Potrafią zaangażować do współpracy świeżo sprowadzonych do wsi miastowych. Trudno czasem oddzielić działalność w ramach koła od tego w ramach wioski tematycznej.
– Zarabiamy na tych przetworach. Zbieramy też do wspólnej sakiewki i z tych pieniędzy jeździmy na wycieczki. Byłyśmy już w Karpaczu, w Zakopanem i w Górach Świętokrzyskich. Teraz namawiam dziewczyny na wycieczkę do Wilna – mówi Małgorzata.
Mówi, że nie ma co sobie zazdrościć, bo to nie popłaca. Raczej należy się polecać. Jeśli one nie mogą przyjąć gości, dzwonią do koleżanek z Macikowa, żeby przyjęły grupę. Wtedy są większe szanse, że zbiorą na wymarzoną wycieczkę.
fot. Karolina Kasperek
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 18/2023 na str. 48. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.