Odszkodowanie się nie należy...
Powiatowy lekarz weterynarii w Hajnówce 28 lipca 2016 roku wydał decyzję w sprawie odszkodowania za straty spowodowane likwidacją ogniska afrykańskiego pomoru świń w gospodarstwie Huberta Ojdany. Zabito i przekazano do utylizacji 261 świń oraz dokonano zniszczenia słomy i pszenicy workowanej. Rolnikowi przyznano jedynie 6310 zł jako rekompensatę za spaloną słomę i zboże. Wartość ubitych świń określono na ponad 104 tys. zł.
Ponadto w gospodarstwie znajdowały się także świnie, które padły przed likwidacją ogniska. Ich wartość oszacowano na 444 zł. Niestety stwierdzono też nieprawidłowości w oznakowaniu zwierząt i w oparciu o art. 49 ust. 7 ustawy z 11 marca 2004 roku o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt za świnie zarówno wybite, jak i padłe nie wypłacono pieniędzy. Zgodnie z wymienioną ustawą, jeśli posiadacz zwierzęcia nie zastosował się do obowiązków określonych w przepisach o systemie rejestracji i identyfikacji zwierząt, odszkodowanie się nie należy.
Wszystko przez brak rejestracji
Hubert Ojdana prowadzi gospodarstwo wspólnie z rodzicami Aliną i Stanisławem Ojdanami. Pan Stanisław uważa, że powołanie się na ten przepis jest tylko pretekstem, który posłużył do niewypłacenia odszkodowania za utracone stado.
– Obecnie skrupulatnie pilnujemy, aby każda sztuka była oznakowana prawidłowo. W dużych stadach kontrola prawidłowości rejestracji i identyfikacji zwierząt jest bardzo pracochłonna. Trudno sobie wyobrazić, żeby u kogoś, kto ma 5 tys. świń, wszystko zgadzało się co do sztuki – mówi Stanisław Ojdana.
- Hubert Ojdana prowadzi gospodarstwo wspólnie z rodzicami Aliną i Stanisławem. Zamiana protokołu z kontroli gospodarstwa przez lekarza weterynarii na niekorzyść rolników spowodowała, że nie otrzymali odszkodowania za wybite stado
Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim uznał, że odszkodowanie może być przyznane jedynie za trzy prawidłowo oznakowane maciory na kwotę 3 225,60 zł. Rolnik złożył apelację od wyroku, jednak Sąd Okręgowy w Białymstoku podtrzymał orzeczenie sądu I instancji. W związku z odwołaniem od wyroku Ojdana nie otrzymał jeszcze pieniędzy za wspomniane wyżej trzy maciory.
Gospodarz, walcząc o odszkodowanie za wszystkie wybite świnie, chciał wykorzystać fakt, że urzędowy lekarz weterynarii dokonujący kontroli w jego gospodarstwie zniszczył sporządzony wcześniej przez siebie dokument.
– Chyba jako pierwsi w Polsce mamy wyrok, który uznaje urzędowego lekarza weterynarii za winnego przekroczenia swoich uprawnień ze szkodą dla rolnika i zniszczenie dokumentu – mówią gospodarze.
Zamiana protokołów
Wszystko zaczęło się 23 czerwca 2016 roku, czyli dzień przed wybijaniem stada. Wówczas Ojdanów telefonicznie poinformowano, że zostanie przeprowadzona kontrola w zakresie spełnienia wymogów bioasekuracji w dwóch gospodarstwach znajdujących się w miejscowości Bielszczyzna. Na jednym terenie znajdowały się tam dwie siedziby stada Ojdanów.
– Jedna należąca do naszej spółki Mineral, a druga do syna Huberta. Nie mogliśmy być obecni podczas kontroli i urzędowy lekarz weterynarii z Hajnówki sam skontrolował te dwa gospodarstwa, nie stwierdzając w nich nieprawidłowości. Następnego dnia okazało się, że na podstawie pobranych wcześniej próbek w stadzie Huberta stwierdzono ognisko afrykańskiego pomoru świń – opowiada pani Alina.
W gospodarstwie tym było wówczas 50 loch wysokoprośnych oraz 215 tuczników. Protokół nie zawierał żadnych zaleceń. W gospodarstwie spółki Mineral nie było zwierząt, gdyż miały być dopiero wstawione, ale tam także nie było żadnych zaleceń odnośnie do spełnienia wymogów bioasekuracji.
– Podpisałam te protokoły, zachowując oryginał dla siebie. Po południu tego samego dnia zadzwonił do mnie urzędowy lekarz weterynarii z Hajnówki z informacją, że w stadzie Huberta stwierdzono ASF. Kazano nam oddać klucze do gospodarstwa i założono nowe kłódki. Całą akcję ubijania świń rozpoczęto następnego dnia po południu – relacjonuje gospodyni.
Urzędowy lekarz weterynarii z Hajnówki prośbę o zwrot protokołu argumentował tym, że w gospodarstwie wybuchło ognisko ASF i ten dokument nikomu już nie będzie potrzebny.
– Jako księgowa mam odruch kopiowania dokumentów, więc przed oddaniem oryginału skserowałam sobie ten protokół. Dochodzenie epizootyczne zapisywane było ręcznie i w sądzie lekarz stwierdził, że trzeba było zniszczyć te protokoły, gdyż mógł być na nich wirus ASF. Zniszczyli więc protokół napisany ręcznie i przygotowali drugi na komputerze, twierdząc, że jest on zgodny z tym poprzednim. Tego komputerowego nie podpisywałam. Przed wybiciem stada uprzedzono nas, żeby nie przeszkadzać w likwidacji ogniska, nie udzielać wywiadów do mediów, a otrzymamy odszkodowanie. W międzyczasie dochodziły do nas informacje, że warunkiem otrzymania pieniędzy jest spełnienie wszystkich warunków bioasekuracji. Pomyślałam więc, że do ubiegania się o odszkodowanie potrzebny będzie oryginalny protokół z kontroli weterynaryjnej gospodarstwa – mówi Alina Ojdana.
Walki ciąg dalszy
Niestety, gospodarzom nie udało się odzyskać oryginalnego protokołu z kontroli w ich gospodarstwie. Otrzymali też decyzję odmowną w sprawie przyznania odszkodowania za wybite zwierzęta i zniszczoną paszę oraz ściółkę. Nie wypłacono im, według szacunku strat dokonanego przez biegłego, 227 tys. zł. Nie mieli oryginału protokołu z kontroli, więc przegrali sprawę w Sądzie Rejonowym w Bielsku Podlaskim.
– Odwołaliśmy się do Sądu Okręgowego w Białymstoku. Nasz prawnik, ze względu na toczące się w prokuraturze postępowanie w sprawie niszczenia dokumentów, prosił panią sędzię o odroczenie rozprawy. Jednak stwierdziła ona, że postępowanie to nie wniesie nic nowego i wydała niekorzystny dla nas wyrok – mówi pani Alina.
Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim Zamiejscowy VII Wydział Karny w Hajnówce 29 listopada 2018 roku uznał lekarza weterynarii za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu. Lekarz oskarżony był o to, że odebrał Alinie Ojdanie dokument, którym nie miał prawa wyłącznie rozporządzać, a następnie go zniszczył, czym działał na szkodę interesu publicznego i interesu prywatnego Huberta Ojdany.
– Teraz zamierzamy z tym wyrokiem iść do sądu i na drodze cywilnej domagać się od Inspekcji Weterynaryjnej odszkodowania. Nie zostawimy tego na obecnym etapie z orzeczeniem winy lekarza weterynarii i bez odszkodowania. Wyrok nakazujący lekarzowi zapłacenie grzywny w wysokości 150 stawek dziennych nie jest dla nas satysfakcjonujący. Odwołujemy się od niego, gdyż jest on zdecydowanie nieadekwatny do zniszczenia gospodarstwa – mówi Alina Ojdana.
Ojdanowie podkreślają, że ze względu na brak odszkodowania nie mogą wznowić produkcji w gospodarstwie położonym w Bielszczyźnie.
- Bez odszkodowania gospodarze nie są w stanie wznowić produkcji w chlewni w Bielszczyźnie, gdzie wystąpiło ognisko ASF
– Na zasiedlenie budynków potrzebne są pieniądze, a nam nie zapłacono za to, co straciliśmy przez afrykański pomór świń. Teraz potrzebny jest remont budynków inwentarskich w Bielszczyźnie. Przy okazji trzeba zmienić technologię utrzymywania zwierząt z systemu ściółkowego na rusztowy. Ze wznowieniem produkcji czekamy na wypłatę odszkodowania. Przy obecnej cenie tuczników każdy rolnik dokłada do chowu świń. Przerzuca pieniądze z produkcji roślinnej na zwierzęcą. Nie mamy środków na inwestycje – mówi Stanisław Ojdana.
Józef Nuckowski